Выбрать главу

— Och, Cally. Tak mi przykro — powiedziała Shari, podnosząc ręce do twarzy.

— Nic się nie stało, naprawdę. Możesz tego używać. To tylko… śmieci…

— To nie są śmieci. — Shari podeszła do dziewczynki. — Wszystko w porządku? Przepraszam, że ich użyłam.

— Naprawdę nic się nie stało — powtórzyła Cally z zaciętą twarzą. — Dobrze, że to zrobiłaś, naprawdę. Ja tylko… chciałabym, żeby mama… — Szarpnęła kosmyk włosów. — Przez ostatnie kilka lat zginęły cztery miliardy ludzi! Nie będę się mazać dlatego, że moja matka była jedną z nich! Nie będę.

Shari usiadła obok dziewczynki i delikatnie ją objęła.

— Możesz opłakiwać matkę tak, jak chcesz, Cally. Ale nie… nie wymazuj jej z pamięci. Nie… nie usuwaj jej ze swojego życia. — Wytarła nastolatce oczy i przez chwilę ją kołysała.

— Chodź, zmyjemy to z ciebie, a potem weźmiemy zestaw twojej mamy i zobaczymy, co się da zrobić. Myślę, że to będzie dobry początek.

* * *

Papa O’Neal podniósł wzrok, kiedy zza rogu wyszli Mosovich i Mueller.

— Nie za wcześnie, żeby dawać sobie w szyję? — zażartował Mosovich.

Papa O’Neal podniósł butelkę domowego piwa i spojrzał przez szkło na żołnierzy.

— Wychowuję nieletnią w dolinie pełnej niewyżytych żołdaków. Nigdy nie jest za wcześnie, żeby zacząć pić.

— No, ciężko im będzie dostać się tutaj — przyznał Mueller. — Przeszliśmy się po okolicy, sprawdziliśmy umocnienia. Widywałem bazy ogniowe z gorszymi polami ostrzału.

Za dwoma żołnierzami pojawiła się Elgars. Podeszła do grilla i spojrzała na świnię powoli piekącą się w ogniu podsycanym polanami hikory.

— To świnia, prawda? — spytała, pociągając nosem. — Jak te, które trzyma pan w klatkach.

— W zagrodach — poprawił ją Papa O’Neal. — Tak.

— A my mamy to jeść? Świnie są… bardzo brudne.

— Umyłem ją, zanim rzuciłem na grilla — odparł O’Neal. — Może pani nie jeść, jeśli nie chce. Ale ja osobiście zamierzam, za przeproszeniem, obeżreć się jak świnia.

Elgars oderwała kawałek na wpół upieczonego mięsa. Podrzucała je przez chwilę, dmuchając, żeby wystygło, a potem wrzuciła do ust. Przez chwilę żuła mięso.

— Dobre — powiedziała.

— Dzięki — prychnął O’Neal. — Staram się. Poczekajcie tylko, aż skóra zacznie pękać.

— Będzie gotowa dopiero wieczorem, prawda? — spytał Mueller.

— Prawda — odparł Papa O’Neal, wylewając trochę piwa na ogień, żeby go przygasić. Hikora zasyczała i zadymiła. — Będzie dobre tuż przed zmrokiem. Ale nie muszę tu cały czas siedzieć; Cally może pilnować, żeby za bardzo się. nie spiekło. Myślałem, żeby zabrać was wszystkich na wzgórze. Mam tam trochę ukrytych zapasów jedzenia, znam też kilka szlaków prowadzących przez przełęcz, takich, które kiedyś mogą wam się przydać.

— Dla mnie bomba — powiedział Mosovich. — Zechce nam pani towarzyszyć, pani kapitan?

Elgars spojrzała na strome zbocze wzgórza.

— Myślę, że z przyjemnością. Chciałam przejść się po okolicy, ale nie wiedziałam, czy wolno. Poza tym słyszałam coś o mechanicznych środkach obrony.

— Nie mogę zostawiać ich uzbrojonych — zauważył O’Neal. — Za wiele tutaj dużych zwierząt. Mamy czujniki, bo czasami przypałętują się dzicy Posleeni, ale automatykę włączamy tylko na wypadek ataku.

— Wiecie co? — powiedział Mueller. — Czuję się jak skończony dureń. Łazimy tu sobie beztrosko, a przecież w tych lasach są dzicy. Już raz na nich wpadliśmy. A bez broni jesteśmy chodzącym prowiantem.

— On nie ma broni — powiedziała Elgars, wskazując O’Neala — a jakoś tu mieszka.

— O, wy małej wiary — rzekł O’Neal, sięgnął za siebie i wyciągnął małą armatę.

— Desert eagle? — spytał Mueller, wyciągając rękę.

— Załadowany — powiedział Papa O’Neal, odwracając pistolet i podając go kolbą naprzód. — Desert eagle z komorą przystosowaną do kalibru .50.

— Fajny. — Sierżant wyjął magazynek i wyłuskał z niego jeden nabój, gruby jak jego kciuk. — Jezu! Spory!

— W łusce mieści się cały nabój .45 — zaśmiał się O’Neal. — Wypadł mi raz przy przeładowywaniu. A pocisk to nowy winchester black bhino .50. Kładzie Posleena jednym strzałem, wszystko jedno, gdzie się trafi. A jest ich tam siedem. Miałem już dość targania ze sobą wszędzie karabinu.

Elgars wzięła broń, zważyła ją ostrożnie w rękach, a potem ustawiła się w pozycji do strzału, chwytając pistolet dwiema rękami.

— Coś pięknego, ale kolba jest dla mnie za duża.

— To jedno — przyznał O’Neal. Po lał mięso sosem, a potem przeładował pistolet i schował go do kabury. — Do tego kopie jak cholera. Ale na Boga, można nim rządzić!

Dopił piwo, wypłukał butelkę, pod kranem i ustawił ją do góry nogami na suszarce, stojącej tu najwyraźniej w tym właśnie celu. Potem beknął i spojrzał na słońce.

— Jeśli ruszymy teraz, zdążymy dojść do jaskiń i wrócić przed obiadem. W ten sposób całe popołudnie będziemy mieli na picie piwa, opowiadanie zmyślonych historii i zachowywanie się tak, jakbyśmy byli starymi pierdzielami.

— Dla mnie bomba — powtórzył z szerokim uśmiechem Mosovich.

— W takim razie jazda po sprzęt — zarządził O’Neal. — Na te wzgórza nie chodzi się tylko z pistoletem. Nawet takim dużym.

* * *

Wendy uśmiechnęła się, kiedy Shari i Cally weszły do kuchni.

— Widzę, że zastosowałaś się do mojej rady — powiedziała. — Ładna robota.

— Eee… — zająknęła się Cally.

— Musiałyśmy trochę poprawić — przyznała Shari.

— Dziadek powiedział, że miałam oczy jak szop — poskarżyła się Cally.

— Bo miałaś — powiedziała Shari. — Wendy może ci później pokazać, jak dobrze zrobić oczy szopa. Widziałam, jak robi z siebie Britney Spears, i muszę powiedzieć, że podobieństwo było uderzające.

Wendy pokazała jej język, ale powstrzymała się od komentarza.

— Póki co — ciągnęła Shari — ogranicz się do minimum. Uwierz mi, naprawdę nie potrzeba ci więcej. Makijaż robi się po to, żeby wyglądać tak, jak ty wyglądasz bez niczego. Poza tym nie należy nakładać na siebie tyle barw wojennych, bo tak robią młode damy, które sprzedają swoje ciało. Więc jeśli będziesz szła z takim makijażem przez centrum Franklin, nie zdziw się, jeśli któryś z żołnierzy odniesie błędne wrażenie.

— Mam po prostu dość bycia chłopakiem — powiedziała Cally. — To znaczy dopóki nie zaczęły mi rosnąć piersi, a chłopaki nie zaczęli łazić za mną z wywieszonymi językami, dziadek traktował mnie jak chłopaka. A teraz chce mnie zamknąć w wieży, aż urośnie mi taki długi warkocz, że będę mogła po nim zejść!

Shari uśmiechnęła się i pokręciła głową.

— Jest ojcem. No, dziadkiem, ale to na jedno wychodzi. Chce dla ciebie jak najlepiej. Może mieć rację, może jej nie mieć, ale chce dobrze. Każdy rodzic tak się zachowuje — dokończyła z westchnieniem.

— Poza tym jest facetem — dodała Wendy. — Sam był kiedyś takim właśnie chłopakiem z wywieszonym językiem i wie, co oni sobie myślą i czego chcą. A dziewięćdziesiąt dziewięć procent z nich chce się bzykać. Powiedzą wszystko i zrobią wszystko, żeby to osiągnąć. Niektórzy są nawet skłonni użyć siły. Dziadek wie, co myślą, wie, o czym rozmawiają w koszarach, i wie, do czego są zdolni, żeby to dostać. Dlatego ma na tym punkcie niezłą paranoję.