— Ja też mam — powiedziała Cally. — Wystarczy być kilka razy napadniętym i już się ma paranoję. Ale…
— Żadnych „ale" — przerwała jej Wendy. — Przez cztery… gdzie tam, przez sześć lat miałam opinię szkolnej dziwki, bo byłam jedyną dziewczyną, która się nie puszczała. Sama już nie wiem, na ilu letnich randkach spociłam się w swetrze i ciasno zawiązanych spodniach od dresu. Wolę nie wspominać o elektronicznych zamkach. Doszło do tego, że nie siadałam na tylnym siedzeniu samochodu, bo bałam się, że ktoś mógłby włączyć zabezpieczenie dla dzieci i nie będę mogła otworzyć drzwi. W ciągu czterech lat co najmniej sześć razy wracałam do domu na piechotę. Jeśli chodzi o facetowi hormony, nie ma czegoś takiego jak przerost paranoi.
— Może być nawet gorzej — powiedziała ponuro Shari. — Jeśli na którymś z tych tylnych siedzeń źle wybierzesz, może dojść do tego, że uwierzysz, iż wina jest po twojej stronie. Że jesteś bita, bo to twoja wina. Że jesteś maltretowana, bo nie jesteś wystarczająco dobra, ładna, mądra. — Przerwała i popatrzyła na Cally, kręcąc głową. — Nie zrozum mnie źle, mężczyźni są wspaniali i mają do odegrania swój ą rolę…
— Hydraulika, elektryczność — prychnęła Wendy. — Noszenie ciężkich rzeczy, zabijanie pająków…
— Ale wybranie właściwego to najważniejsza rzecz, przed jaką kiedykolwiek staniesz — ciągnęła Shari, patrząc surowo na Wendy. — W tym momencie przydatność moich porad się kończy; sama nigdy nie umiałam dobrze wybrać.
— No, ja umiałam — uśmiechnęła się Wendy. — Jak na razie wszystko gra. i jeśli chcesz usłyszeć radę, oto ona: jeśli powie ci, że chce się z tobą przespać, uciekaj ile sił w nogach. Strzelaj, jeśli będziesz musiała. Jeśli nie będzie chciał poczekać, aż ty sama powiesz, że chcesz, nie jest wart twojego czasu.
— Skąd mam wiedzieć, że naprawdę, mu się podobam, skoro nie prosi? — spytała Cally. — To znaczy… A jeśli mu się nie podobam?
Wendy uśmiechnęła się do swoich wspomnień.
— No, ja wiedziałam, że mu się podobam, bo wyniósł mnie z ognia zamiast wpakować mi kulę w łeb, tak jak się umówiliśmy. Więc miałam pewność, że mu się podobam. Ale w sumie doszłam do tego wniosku trochę wcześniej. Zobaczysz, będziesz wiedziała. A jeśli nie, to znaczy, że niewystarczająco mu się podobasz.
— To za bardzo skomplikowane — powiedziała Cally. — A gdybym go postrzeliła? Jak wróci, to znaczy, że mu się podobam. I zapewniam was, że nie próbowałby niczego, dopóki bym mu nie pozwoliła.
— Cóż… — zaczęła Shari.
— Żartowałam — zaśmiała się Cally. — Co najwyżej złamałabym mu rękę. — Zamyśliła się, po czym wzruszyła ramionami. — A więc żeby zdecydować, czy chłopak jest wart tego, aby iść z nim do łóżka, mam czekać. A jeśli poprosi…
— Albo zacznie błagać, skomleć, albo cię straszyć — powiedziała Wendy. — To bardziej prawdopodobne.
— Wtedy można?
— Jeśli ty chcesz — podkreśliła Shari. — I… zaczekaj z tym jeszcze, dobrze? Trzynaście lat to zdecydowanie za mało, żeby podjąć taką decyzję, niezależnie od tego, jak bardzo czujesz się dorosła.
— Nie zamierzałam wypróbować waszych rad już jutro — powiedziała Cally. — No dobrze, w takim razie podstawy mamy już za sobą.
— Tak, to rzeczywiście podstawy — westchnęła Wendy. — Najtrudniej jest zdecydować, czy samemu się chce.
— Jeśli masz jakieś paskudne przeczucia albo jeśli, on się z ciebie śmieje, albo ci dogaduje, zwłaszcza przy ludziach, nie rób tego, nawet jeśli chcesz. — Shari pokręciła głową z ponurym wyrazem twarzy. — Nie, nie, nie.
— To coraz bardziej skomplikowane — powiedziała Cally. — Myślę, że powinnam jednak go postrzelić, a potem poczekać i zobaczyć, co się stanie.
— Wiesz, to może zniechęcić kilku porządnych — uśmiechnęła się Wendy. — Właściwie nie przychodzi mi do głowy żaden, którego by to nie zniechęciło.
— Mogłabym go postrzelić tylko trochę — powiedziała Cally błagalnym tonem. — Z dwudziestki dwójki. Z daleka od żywotnych organów. Miłość musi boleć.
Shari zaśmiała się głośno i pokręciła głową.
— Dobrze, niech będzie. Jeśli ci się spodoba i wyda się w porządku, i nie poprosi cię, żebyś poszła z nim do łóżka, postrzel go z dala od żywotnych organów. Jeśli nie wróci, to znaczy, że nie był dla ciebie. Ale nie wpadnij w nawyk strzelania do niego za każdym razem, kiedy nie będziesz się z nim zgadzać, dobrze?
— Jedno pytanie — powiedziała Wendy z udawaną powagą. — Skąd weźmiesz dwudziestkę dwójkę? Widziałam tu kaliber .308 i .30-06, ale .22 w tym gospodarstwie nie dostrzegłam.
— Mam przy sobie taką broń — prychnęła Cally. — Nie będę nosić specjalnego pistoletu do testowania facetów, którzy mi się spodobają.
— Nosisz dwudziestkę dwójkę? — zaśmiała się Wendy. — O jej, Posleeni muszą sikać ze strachu! Żartujesz, prawda?
Cally uśmiechnęła się zaciśniętymi ustami.
— Chodźmy na strzelnicę. Zobaczymy, kto będzie się śmiał ostami.
19
— To jest ta dwudziestka dwójka? — spytała z niedowierzaniem Wendy. Broń wyglądała dziwacznie, przypominała mniejszą wersją tommy guna z talerzowym magazynkiem umieszczonym na górze. Myśl, że to wojownicze dziecko nosi ze sobą dwudziestkę dwójkę, której chłopcy zazwyczaj używają do polowania na szczury, była niedorzeczna. Broń wyglądała jak zabawka, ale Wendy wiedziała, że to niebezpieczne podejście.
Cally chodziła w tę i z powrotem po strzelnicy i udzielała wskazówek. — Nie celować, nie strzelać. Zabezpieczyć broń. — Podniosła pęknięty pustak i niemal bez wysiłku zaniosła go na pieniek, najwyraźniej postawiony w tym celu w połowie drogi do pierwszej tarczy. — To standardowa odległość pokazowa American 180 — rzekła, wracając na pozycje strzeleckie.
Na posesji O’Neala były dwie strzelnice. Pierwsza, na której właśnie przygotowywali się do strzelania, służyła do wyrabiania celności. Na odcinku dwustu czy trzystu metrów rozmieszczono podnoszące się tarcze w kształcie ludzkich i posleeńskich sylwetek. Druga strzelnica, znajdująca się przy drodze dojazdowej, była strzelnicą taktyczną.
Cally popatrzyła na zebranych i zmarszczyła brew.
— Normalnie załatwia to Papa O’Neal, ale tym razem wypadło na mnie. Kto z was był już na strzelnicy?
Żadne ze zgromadzonych wokół niej dzieci nie podniosło ręki.
— Nikt z was nie był nigdy na strzelnicy? To gdzie ćwiczycie z bronią?
— W Podmieściu używanie broni przez osobę poniżej szesnastu lat jest nielegalne — powiedziała Wendy.
— To… bez sensu — zaprotestowała Cally. Wendy wzruszyła ramionami.
— Nie musisz mi tego mówić; w Hitlerjugend chłopcy byli jeszcze młodsi. Ale raczej szybko się poddawali i niewiele z nich było pożytku. Ale brali udział w prawdziwej wojnie.
— A ja nawet tam nie pojadę — powiedziała Cally.
— Zastrzeliłaś kiedyś Posleena? — spytała Shari. — Pytam dlatego, że… nie wyobrażam sobie, żeby ktoś w wieku Billy’ego…
— Był przydatny? Widzisz ten bunkier przy domu? Zabiłam swojego pierwszego Posleena, kiedy byłam w jego wieku. Osłaniałam dziadka z karabinu, a on obsługiwał działko. To było w czasie lądowania pod Fredericksburgiem; posleeńska kompania wylądowała przy wlocie doliny i ruszyła w górę szlaku. Nie uciekł ani jeden; najpierw załatwiliśmy ich claymore’ami, a potem dorżnęliśmy ocalałych. Dlatego uważani, że Billy mógłby być bardzo przydamy, jeśli by mu się pozwoliło.