— Ten na płycie — odparła, wskazując w kierunku salonu. — Właśnie powiedział coś o rozsmarowywaniu pieczeni na piersi.
— No tak — uśmiechnął się Papa O’Neal. — To Warren Zevon.
— Warren kto? — spytała Wendy. Elgars coraz lepiej radziła sobie w towarzystwie. Wendy zastanawiała się nawet, czy kapitan właśnie umyślnie nie zmieniła tematu. Jeśli tak, to bardzo dobrze.
— Zevon — powiedział Mosovich. — Balladzista najemników. Świetny facet. Raz go spotkałem. Ale przelotnie.
— Gdzie? — spytała Shari. — Nazwisko brzmi znajomo, ale nie mogę przypomnieć sobie piosenki i… — Wysłuchała kilku wersów i zbladła. — Czy on właśnie zaśpiewał to, co mi się wydawało?
— Aha — skrzywił się Papa O’Neal. — To Excitable boy. Jeden z jego… ostrzejszych kawałków.
— No, nie wiem — zachichotała złośliwie Cally. — Może zaśpiewaj jej kilka linijek Roland the headless thompson gunner.
— To chyba nie będzie konieczne — uśmiechnęła się Shari. — Poza tym wierzcie albo nic, mam poczucie humoru.
— Tak? — spytała Cally z uśmiechem. — To po co Posleen przeszedł przez ulicę?
— Poddaję się — powiedział Mueller. — No, po co Posleen przeszedł przez ulicę?
— Żeby dostać się na drugą stronę.
— Do kitu — powiedział Mosovich. — A czym różni się prawnik od Posleena?
— Nie wiem — odparła Shari… — Temu pierwszemu płacą za pożarcie człowieka żywcem?
— Nie, ale to też niezłe — stwierdził Mosovich. — Jeden jest strasznym, nieludzkim ludożerczym potworem, a drugi obcym.
Cally rozglądała się przez chwilę, a potem uśmiechnęła się bezczelnie.
Skąd wiadomo, że Posleeni są biseksualistami? Bo biorą do buzi zarówno mężczyzn, jak i kobiety!
— Nie wierzę, że to powiedziałaś! — zachłysnął się Papa O’Neal, a pozostali roześmiali się.
— Chryste, pozwalasz mi słuchać Black Sabbath i Ozzy’ego Osbourne’a, dziadku! — zawołała Cally. — A czepiasz się głupiego dowcipu?
— Co jest nie tak z Black Sabbath? — zaprotestował. — Dobry zespół. Świetne teksty.
— No, nie wiem — odparła z przekąsem Cally. — Może nazwa?
— Chrześcijańska!
— Katolicka, bardzo dziękuję. Po co Himmit przeszedł przez ulicę?
— Nie wiem — odpowiedziała Elgars.
— Nie przeszedł, tylko siedzi na ścianie za tobą — roześmiała się Cally.
Elgars popatrzyła na nią spokojnie.
— To ma być dowcip? Nie rozumiem. Co to jest Himmit?
— To jedna z ras Galaksjan — odparła Cally. — Przypominają duże żaby. Potrafią wtapiać się tak dobrze w tło, że robią się niewidoczni.
— A znacie ten kawał — spytała Wendy — o Himmicie w barze? Podchodzi klient do pianisty i mówi: „Na ścianie za tobą wisi wielka niewidzialna żaba i pije piwo". A pianista: „Zanuć kawałek, to podłapię". Albo ten o bezczelnym Indowy? Kiedy z tobą rozmawia, patrzy na twoje buty, zamiast na swoje.
— Okropny! — zawołała Cally.
— Straszny — zgodziła się Shari. — Prawie tak samo kiepski jak ten: jaka jest najlepsza maskotka dla piechoty mobilnej? Homar, bo jest dobry w smaku, ale ma twardą skorupę.
— Mój tata do tego pasuje! — powiedziała Cally. — Jak się nazywa Krab na cukrze? Flubber. Skacze i skacze…
— Jak się wita dwóch głodnych Posleenów? — spytał Papa O’Neal, nie dając za wygraną. — Oczywiście solą i pieprzem.
— Dlaczego Posleeni zostawili honorową buławę w McDonaldzie? — spytała Cally. — Bo zobaczyli napis „6 miliardów obsłużonych".
— Ledwie pamiętasz McDonalda — powiedział podejrzliwie Papa O’Neal. — Kto ci to opowiedział?
— A, taki jeden. — W oczach Cally zamigotały iskierki.
— O, cholera — mruknął Mueller. — Jak autobus pełen prawników przedostał się przez posleeńskie linie? Swój pozna swego.
— Co za jeden? — dopytywał się Papa O’Neal.
— Co powiedzieli Posleeni, kiedy zajęli Oświęcim? — powiedziała Cally, ignorując jego pytanie. — „Wolimy sushi.”
— Co za jeden, Cally? — powtórzył O’Neal.
— Zwykły żołnierz — odparła. — W Piggly Wiggly. Opowiedział dowcip, ja też, a potem wyszłam. To nic takiego…
— Jak się nazywa Posleen na otwartej przestrzeni i wybuch bomby paliwowo-powietrznej? — Mueller rozpaczliwie próbował zmienić temat. — Big mac z frytkami.
— Co to znaczy „nic takiego"? — zapytał groźnie Papa O’Neal. — Nie chcę, żeby zaczęli śpiewać Cally poszła raz do miasta.
— Michaelu O’Neal, spójrz na mnie — westchnęła Shari.
— Tak? — mruknął.
— Jak Posleeni nazywają Carla Lewisa?
— Nie wiem. — O’Neal pokręcił głową. — Nie dacie mi dokończyć tego tematu, co?
— Nie. Fast food.
Prychnąl.
— Dobrze.
— Co powiedział Posleen na widok Etiopczyka?
— Nie wiem — uśmiechnął się O’Neal. — Co?
— „Znów nouvelle cuisine? Mam ich milion. „Jak Posleen mówi na lekarza?
— Jak?
— Obiad. A jak Posleen mówi na budowlańca?
— Nie wiem.
— Obiad. A jak Posleen mówi na polityka? Konkurencja. A na prawnika? Kłopoty. Wiecie, że naukowcy opracowujący broń chemiczną zaczęli ją testować na prawnikach zamiast na Posleenach? Prawnicy szybciej się mnożyli, a poza tym naukowcom zrobiło się żal Posleenów. I ostami dowcip. Dlaczego przejście przez Chiny zajęło Posleenom niecały miesiąc? Wiecie, jak to jest, zjesz chińszczyznę, a godzinę później…
— Jezu, jesteś niemożliwa — zaśmiał się O’Neal.
— Masz tu coś Vana Morrisona? — spytała Shari.
— Mam chyba jego składankę, a czemu pytasz?
— Bo chcę zatańczyć — odparła, biorąc go za rękę i wstając. — Chodź.
— Mam dwie lewe nogi — zaprotestował.
— Obejmij mnie i drepcz w kółko — powiedziała z błyskiem w oku. — To bardzo łatwe.
— Żeby się pani nie zdziwiła — mruknął Mueller.
— A pan niech się zamknie.
Kiedy muzyka w tle zmieniła się, Elgars nalała sobie odrobinę lepszego bimbru, zamieszała go w kubku i spojrzała na Mosovicha.
— Myślę, że teraz jest dobra pora.
— Dobra pora na co? — spytała Cally.
— Kiedy byliśmy na spacerze, opowiedziałam Mosovichowi o moich snach — odparła Elgars. — Coś mu się w nich bardzo nie podobało.
— Tak. — Mosovich nalał sobie bimbru i usiadł wygodniej. — Nie spodobało mi się to, że osoba, która miała to doświadczenie, rzeczywiście istniała, a teraz nie żyje. Widziałem, jak umierała.
— Gdzie? — spytała Cally.
— Na Barwhon — wtrącił Mueller. — Byliśmy obaj w drużynie zwiadowczej wysłanej tam, zanim jeszcze siły ekspedycyjne dotarły na miejsce. Byliśmy świnkami morskimi, mieliśmy sprawdzić, jak niebezpieczni są Posleeni.
— Ty nie pamiętasz tamtych czasów — powiedział Mosovich. — Ale… wtedy było dużo niedowierzania. „Inwazja obcych? Jasne, i co jeszcze?". Złudzenia szybko się rozwiały, kiedy na Barwhon dotarła delegacja wysokiego szczebla, która została pożarta, a nagranie tego zdarzenia wróciło na Ziemię. Tak czy inaczej, robiliśmy na Barwhon zwiad, badaliśmy możliwości bojowe Posleenów, ukształtowanie terenu i pola walki…
— Chyba za bardzo się postaraliśmy — ciągnął dalej sierżant. — Dostaliśmy rozkaz pojmania i przywiezienia ze sobą Posleena. Uznałem, że łatwiej będzie nam porwać pisklaka niż dorosłego, więc zaatakowaliśmy obóz, w którym trzymano też trochę Krabów jako ruchomą spiżarnię. Okazało się, że Posleeni walczą lepiej niż sądziliśmy. Teraz już wiemy, że mają systemy wykrywania snajperowi że pojawiają się na pierwsze odgłosy walki. Straciliśmy wtedy kilka legendarnych postaci operacji specjalnych, w tym naszego snajpera, starszego sierżanta Sandrę Ellsworthy. Opis pani snu dokładnie odpowiada okolicznościom jej śmierci.