— Wycofam moich ludzi — powiedział O’Reilly. Wiedział, że Aelool był przeciwny ugodzie z Cybersami. Indowy został wodzem tylko dlatego, że był najstarszym wśród ocalałych z czternastomilionowego klanu i nie przejmował się stratą kilku osób tu czy tam. — Wyślę też ostrzeżenie do niektórych „zewnętrznych" grup.
— O’Nealów?
— Tak, między innymi — odparł wielebny. — Nie mamy już tam ludzi; straciliśmy zespół Conyers, próbując nie dopuścić do sankcji Ontario. Dlatego myślę, że będą zdani na własne siły. Ostrzegę ich, że mogą spodziewać się wrogo nastawionych gości.
— Utrzymanie O’Nealów, a zwłaszcza Michaela O’Neala, przy życiu, na dłuższą metę ma pozytywne implikacje — skinął głową Aelool. — Zwraca na to uwagę sama góra Bane Sidhe. Znam sposób, by się z nim dyskretnie skontaktować. Chciałbyś, żebym to zrobił?
— Proszę bardzo — powiedział O’Reilly. — A potem przygotuj się na burzę.
Shari przesunęła dłonią po długiej bliźnie na brzuchu Papy O’Neala i nawinęła na palec siwe włosy porastające jego pierś.
— Było bardzo przyjemnie; niezły jesteś.
— Dzięki — powiedział O’Neal, przewracając się na plecy i łapiąc butelkę wina, którą postawił przy łóżku. — Ty też. Zmęczyłaś starego człowieka.
— Akurat — zachichotała Shari. — Ja też nie jestem najmłodsza i też się zmęczyłam.
— Nie jesteś nastolatką — powiedział O’Neal, przytulając ją mocniej — ale nie chciałbym w łóżku nastolatki; ktoś, kto nie ma żadnych blizn, nie jest wart, żebym poświęcał mu czas.
— Ja nie mam żadnych blizn — powiedziała Shari, przekomarzając się z nim. — Widzisz? — Machnięciem ręki wskazała na swoje ciało. — No, po wycięciu wyrostka. Ale nic więcej.
— Wiesz, o co mi chodzi. — O’Neal spojrzał jej w oczy. — Myślę, że mimo wszystkich szram i śladów po nożach mam mniej blizn niż ty. Niewiele mniej, ale jednak mniej.
— Kłamca.
— Nie mów tak — powiedział Mike Senior i uśmiechnął się. — Naprawdę, dawno temu myliłem się, sądząc, że wystarczy mi ładna i młoda. Nieprawda. Człowiek, który nie przeszedł przez ogień, nie wie, po co żyje. Myśli, że wszystko jest jasne i słodkie. Atak nie jest. Świat to w najlepszym przypadku chiaroscuro. Przysięgam, moja była żona dalej uważa, że można z Posleenami rozmawiać i perswadować im, że źle robią. Można „sprowadzić ich na łono Bogini". Rzygać mi się od tego chce. Zwłaszcza kiedy pomyślę, ile złego zrobiły na początku wojny dupki głoszące hasło „pokoju za wszelką cenę". Niektórzy ludzie są, szczerze mówiąc, pięć razy gorsi od Posleenów. Oni nie mają wyboru, muszą działać w swoim zamkniętym kręgu, ale ludzie mogą wybierać. Prawda jest taka, że zbyt wielu z nich wybiera zło.
— Nie uważam, żeby przemoc była receptą na wszystko — powiedziała Shari. — A ludzi nie można nazywać złymi, nawet mojego byłego męża, który był tego bardzo bliski. Na pewno jednak to jedyny język, jaki Posleeni rozumieją. Nie… nie zawsze w to wierzyłam. Ale po Fredericksburgu nie jestem już tym samym człowiekiem.
— Wiem — powiedział O’Neal, obejmując ją. — Jesteś lepsza.
Przytuliła się do niego i skubnęła go w ramię.
— Mówisz tak, żeby mi zrobić przyjemność.
— Nie, mówię tak, żeby cię przelecieć — zaśmiał się O’Neal. — Jeśli sprawia ci to przyjemność, nazwijmy to korzyścią uboczną.
— Co? Znów? Wykupiłeś receptę na viagrę?
— Dla ciebie, maleńka, niepotrzebna mi viagra! — O’Neal szturchnął ją w biodro.
— Co? Ty zboczeńcu! Obrażasz mnie!
— Przepraszam — rzekł ze śmiechem farmer. — Za bardzo się wczułem w Bruce’a Campbella.
— No, dopóki nie wyskoczysz z czymś w rodzaju „maleńka, aleś ty brzydka", daruje; ci życie — powiedziała Shari i pocałowała go.
Potem przesunęła palcem po jego kręgosłupie i szepnęła mu do ucha:
— „Dobry Ash, zły Ash, to ty masz broń".
21
— Goloswinie, jak idzie? — spytał Tulo’stenaloor.
Posleeński technik spojrzał na niego znad monitora i poruszył grzebieniem.
— Dobrze. Odebraliśmy nowe… dane.
— Tak? Z Sieci?
— Tak — odparł Goloswin, wskazując monitor. — Od kessentaia, który był na Aradanie. Wygląda na to, że zdobył dostęp do kodów kontrolnych łączności metalowych threshkreen. W tym łączności między wodzem wszystkich threshkreen w tej krainie i metalowymi threshkreen. Poza tym z tego środka łączności korzystają też inni threshkreen, w tym twoi przyjaciele z lurp. Mam też ich numery i rozmieszczenie w całych Stanach; jedyna wolna jednostka znajduje się w swoich kwaterach w rejonie, który ludzie nazywają „Pensylwania". Dostęp do kodów pozwala też wejść do systemu łączności Indowy na tej planecie, chociaż jest ich tu bardzo niewielu. Nieliczni Darhelowie są wciąż odcięci, ale w tej sytuacji mogę zabrać siei za nich.
— Doskonale — powiedział Tulo’stenaloor, poruszając grzebieniem.
— Szturm zaczyna się jutro w południe. Mając te informacje, będzie my wiedzieli, kiedy nadejdą te przeklęte „pancerze wspomagane".
— Możemy zmieniać część ich informacji — powiedział Goloswin.
— Sprawiać, by myśleli, że zostały powiedziane rzeczy, których wcale nie powiedziano, albo podpowiadać im fałszywe informacje. Ale to zostanie szybko wykryte. Możemy też po prostu nasłuchiwać. Dopóki się nie zorientują, że działamy na podstawie ich informacji, nie będą o niczym wiedzieli.
— To dobrze — powiedział Tulo’stenaloor. — Myślę, że póki co będziemy tylko nasłuchiwać. Dopilnujemy, żeby Esstu dostał swoje informacje.
— Tak zrobię — zabulgotał z zadowoleniem Goloswin. — Najwyższa pora!
— Tak — powiedział Tulo’stenaloor, gładząc w zamyśleniu zdobienie grzebienia. — Rzeczywiście, w samą porę.
— Balanosolu, twoje oddziały są do niczego — warknął Orostan. Spojrzał złowrogo na oolt kessentaia i w gniewie zjeżył grzebień. Oolt’os byli na wpół zagłodzeni, u wielu widać było sterczące kości, a ich sprzęt się rozpadał.
Kessentai zaś był odziany w złotą i srebrną uprząż — było na niej tyle metalu, że mógłby żywić swój oolt przez cały miesiąc — a na jego tenarze zamontowany był najcięższy model działka plazmowego.
— Myślę — ciągnął oolt’ondai — że właśnie tobie powinien przy paść zaszczyt poprowadzenia jutrzejszego natarcia.
Rozmowa toczyła się w świetle półksiężyca, niedaleko na północ od Clarkesville, gdzie miliony Posleenów rozwijały szyki i ustawiały się na pozycjach do szturmu. Przejście pierwszego szeregu stąd do wysuniętego punktu zbornego w ruinach Clayton miało zająć trzy godziny. Kiedy tam dotrą, mogą się spodziewać ostrzału artylerii, chociaż tym razem nie powinien on potrwać zbyt długo.
— Nie sądzę — powiedział Balanosol, unosząc buńczucznie grzebień. — Jestem starszy od ponad połowy wojowników, w tym twojego sorlana. Niech im przypadnie zaszczyt walki w pierwszym szeregu; ja zamierzam przeżyć ten szturm.