— Doprawdy? — zapytał Orostan. — W takim razie popatrz na skraj lasu.
Kessentai odwrócił głowę w bok i w słabym świetle dostrzegł wśród drzew błyski metalu.
— Zgodziłeś się wykonywać nasze rozkazy — zasyczał cicho Orostan. — Dałeś słowo. Przez ostatni miesiąc jadłeś nasz prowiant, piłeś naszą wodę i oddychałeś naszym powietrzem. Masz u nas dług edas. Pozwoliliśmy, żeby twój fuscirto oolt żarł nasze zapasy, ponieważ jesteś nam potrzebny, ty i tobie podobne ścierwa, w pierwszym szeregu. Więc jeśli myślisz, że będziesz chował się na tyłach i obdzierał trupy lepszych od ciebie, to się mylisz. Albo przejdziesz na pozycje startowe, albo mój oolt’ondar zabije i pożre ciebie i twój żałosny oolt. Widzisz, być może ludzie cię zabiją. Ale jeśli się nie ruszysz, ja zabiję cię na pewno. Choćby po to, żeby usunąć taką skazę z oblicza naszej rasy.
Zabiedzony oolt ruszył więc autostradą na wyznaczone pozycje.
— A więc to są te twoje „jednostki polityczne" — rzekł Cholosta’an.
— Tak — kłapnął paszczą Orostan. — Będzie lepiej dla naszej rasy, jeśli pozbędziemy się takich chwastów jak on. Jeśli przeżyje, zajmie po prostu pierwszy bezużyteczny kawałek ziemi, na jaki natrafi.
— Zamiast dostać działką z całości — dodał Cholosta’an. — Ale nawet twoje Jednostki polityczne" będą musiały w końcu przejść przez Gap. A nie dokonamy tego bez strat.
— Och, gdybyśmy byli wystarczająco daleko z tyłu, dokonalibyśmy tego — odpowiedział Orostan. — Aleja nie jestem zainteresowany przełęczą. Jestem za stary, żeby wszędzie latać tenarem tak jak wy, młodziki — ciągnął, kiedy pierwszy oolt’poslenar, lekki jak piórko, opadł na ziemię. — Nie, Gap i tenary nie są dla nas; my pojedziemy z klasą.
Shari ziewnęła, wyglądając przez okno humvee. Zbliżali się do Franklin; po dotarciu do Podmieścia życie na powrót stanie się nudną rutyną. Ale, przypomniała sobie z uśmiechem, nie na długo.
— A więc naprawdę zamierzasz przenieść się tam? — spytała Wendy. — I co ja wtedy zrobię?
Szarpnęła skórzane spodnie, które zabrała od O’Nealów, a które nie leżały na niej zbyt dobrze. Papa O’Neal był bardzo miły i nalegał, żeby dobrze ubrać dzieci. Kiedy Wendy znalazła w głębi szafy spodnie, które wyraźnie jej się spodobały, O’Neal uparł się, by je także wzięła. A kiedy Papa O’Neal się upiera, należy go słuchać. Dopiero później Wendy dowiedziała się, że spodnie należały do świętej pamięci Sharon O’Neal. Sądząc po rozmiarze, ta kobieta musiała mieć nogi jak żyrafa i tyłek jak mrówka.
— Myślałam, że pojedziesz do Tommy’ego — odparła Shari. — Tak, chyba się zdecyduj ę. To bardzo miły człowiek, bardzo sympatyczny jak na kogoś tak… niebezpiecznego. Poza tym dorastanie na farmie na pewno zrobi dzieciom lepiej niż Podmieście.
— Cieszę się twoim szczęściem, chociaż mnie samej tak się nie układa — powiedziała Wendy. — A z Tommym jeszcze zobaczymy. Właśnie dochrapał się starszego plutonowego, więc powinnam móc przenieść się do wojskowych kwater. Są w Fort Knox i, jak mówi dowcip, pilnują ich lepiej niż złota. I bardzo dobrze, mam już dość bycia celem.
— To baza Dziesięciu Tysięcy, prawda? — spytała Elgars. Siedziała na przednim siedzeniu na kolanach Muellera, który zasnął prawie natychmiast po wejściu do samochodu. — To tam miałabym wrócić, gdyby pułkownik Cutprice przyjął mnie Z powrotem?
— Tak — powiedział Mosovich. — A ja to poprę.
— Dziękuję, sierżancie — odparła cicho Elgars. — Chciałabym już wrócić do jednostki. Muszę jak najszybciej wziąć się w garść. Może dlatego, że tylko to potrafię. — Spojrzała przez okno na wschód i pokręciła głową. — Co to jest, do cholery? I skąd się wzięło?
Mosovich spojrzał we wskazanym kierunku i pokiwał głową.
— Wygląda na to, iż Dowództwo Wschód uznało, że przyda się nam jakieś wsparcie.
Działo SheVa właśnie ustawiało się na pozycji na wschód od Dillard. Na północy widać było ciągnący się równolegle do autostrady ślad jego przejazdu.
— To działo SheVa — powiedział Mosovich. — Przeciwko lądownikom. W kwaterze głównej korpusu jest jeszcze jedno, ale nie zauważyła go pani, bo było zakamuflowane.
W tym momencie z otworów w podstawie działa zaczęła się wylewać zielono-brązowa spieniona ciecz. Piana szybko twardniała, tworząc wzniesienie wokół lawety.
Potem wielki gąsienicowy ciągnik z czymś, co wyglądało jak dwie mosiężne rakiety, podjechał tyłem do działa i poniósł jedną z „rakiet" w górę, po czym wsunął ją. w otwór z tyłu armaty.
— To wygląda jak… największy pocisk na świecie — powiedziała Shari.
— Bo tak właśnie jest — odparł Mueller. — Strzela pełnymi pociskami, a nie rakietami wypełnionymi jakimś środkiem pędnym czy czymś takim. To największe naboje, jakie kiedykolwiek wyprodukowano, i najbardziej skomplikowane. System czujników na przykład wykorzystuj e wzmacniacz plazmowy, który wymaga, żeby oporniki puścić przez paliwo. One nie sapo prostu wypchane kordytem.
— Za godzinę będzie to wyglądało jak wielki zielono-brązowy pagórek — powiedział Mosovich. — Potem, kiedy na horyzoncie pojawią się lądowniki, ruszy i zaatakuje; piana stosunkowo łatwo odchodzi. I o wiele łatwiej ją rozlać niż rozkładać siatki maskujące.
— Czym to strzela? — spytała Elgars, wciąż patrząc na powoli znikające monstrum.
— Szesnastocalowymi pociskami z odrzucanym sabotem i atomowym rdzeniem — powiedziała z rozbawieniem Wendy. — Kiedy coś jest aż tak ważne, że wysyła się najlepszych…
— Konkretnie z rdzeniem antymaterii — poprawił ją Mosovich. — O wiele czystszym niż najczystsza atomówka. W przypadku Minogów to lekka przesada; z reguły wystarczą penetratory. Ale rdzeń jest konieczny na C-Deki, czyli okręty dowodzenia. Są większe i mają lepsze wewnętrzne osłony. Słyszałem, że trafienie w system osłon reaktora lądownika jest bardzo spektakularne.
— Dlaczego to tu jest? — spytała nerwowo Shari. — Ten korpus jedno już ma, tak? Myślałam, że te działa są raczej rzadkością.
— Są — odparł w zamyśleniu Mosovich. — Tak, jak powiedziałem, wygląda na to, że Dowództwo Wschód uznało, iż przyda nam się wsparcie.
— A więc coś tu może pójść nie tak?
— Nienawidzę tego złomu — powiedział plutonowy Buckley. — Z czymś takim milion rzeczy może pójść nie tak.
Plutonowy Joseph Buckley walczył z Posleenami niemal od samego początku wojny. Był w pierwszym eksperymentalnym oddziale pancerzy wspomaganych, biorącym udział w walkach na Diess. Po Diess został ewakuowany jako ofiara urazu psychicznego. Kiedy człowiek dostanie się w zasięg eksplozji paliwowo-powietrznej, ugrzęźnie pod półkilometrową warstwą gruzu, straci w wybuchu rękę, próbując się wydostać, zostanie zmieciony falą uderzeniową eksplozji nuklearnej i przygnieciony połową kosmicznego lądownika, a potem znów znajdzie się pod półkilometrową warstwą gruzu, ma prawo poczuć się trochę niezdrów.
Ale ciężkie czasy wymagają poświęceń, i w końcu nawet Joe Buckley został uznany za zdolnego do służby. Tak długo, jak długo ta służba nie będzie zbyt stresująca i nie będzie miała nic wspólnego z pancerzami wspomaganymi. To był jedyny warunek, przy którym obstawał nawet wobec groźby sądu wojskowego; nie będzie musiał zakładać pancerza. Wypadki na Diess przyprawiły go o trwałą psychozę na punkcie zbroi i całego dodatkowego wyposażenia. Doszedł nawet do wniosku, że cały problem polega na tym, iż położono za duży nacisk na nowoczesne technologie, zamiast oprzeć się na starych i wypróbowanych.