Jedną z pierwszych rzeczy, na które Ryan zwrócił uwagę podczas inspekcji umocnień, był fakt, że dowódcy wysuniętych jednostek — jak również często oficerowie sztabowi i starsi podoficerowie — wracali na noc do swoich kwater, zamiast pozostawać na Murze. Zabranie im samochodów miało temu zapobiegać.
Poza tym linie okopów biegły w poprzek bezpośredniej trasy, między nimi zaś wiła się droga prowadząca na tyły. Gdyby Posleeni sforsowali Mur, musieliby wybierać między przedzieraniem się przez okopy — z czym koniopodobni obcy mieli wyjątkowe trudności — a przemarszem krętą drogą, co znacznie wydłużało czas przedostania się przez umocnienia i wystawiało flanki ich formacji na ostrzał.
Niestety zasypanych i zburzonych okopów i bunkrów nie odtworzono, a trzecia linia obrony ledwie była tknięta. Oznaczało to} że gdyby doszło do sforsowania muru, Posleeni mieliby serce korpusu jak na dłoni. A ponieważ ten odcinek frontu został pozbawiony wsparcia, nie było nikogo, kto zatrzymałby obcych aż do samych gór, a na pewno aż do Franklin. To z kolei znaczyło, że ukończenie budowy umocnień powinno być na samej górze listy priorytetów.
Major pokręcił głową, widząc ruszający spod Muru ambulans. Zwiększone tempo prac musiało spowodować większą liczbę wypadków. Ale taka była cena wojny; lepsze kilka nieszczęść niż wyłom w linii obrony.
Major schylił się, przechodząc przez pancerne drzwi, i znalazł się w wewnętrznym labiryncie. Mur tak naprawdę mógłby nazywać się Fortecą: był szerszy niż wyższy, pełen koszar, stołówek i magazynów. Tylko jego przednia część i kilka miejsc z tyłu służyło samej walce; resztę zajmowały warsztaty i składy świadczące usługi dla broniącej się dywizji.
Ryan skierował się w głąb twierdzy, aż doszedł do strzeżonych przez wartowników drzwi. Pokazał żandarmowi swoją klucz-kartę i wszedł do centrum dowodzenia Muru.
Jedno spojrzenie na tablicę statusu powiedziało mu to, co chciał wiedzieć: Posleeni parli zagęszczoną formacją autostradą 441 i wszystkimi bocznymi drogami. Rejonem zbornym było Clayton, dokąd jakiś bystrzejszy Posleen przesunął już dwa Minogi. Zaznaczono je na planie wraz z adnotacją, że ogień artyleryjski na obszarze całego miasta jest nieskuteczny. Kilka podobnych miejsc, świadczących o obecności lądowników, znajdowało się wzdłuż dróg, ale punkty obserwacyjne na Czarnej Górze nie widziały ich.
Dowodzenie należało teoretycznie do szefa sztabu dywizji, pułkownika, ale Ryan już dawno przekonał się, że dywizyjny oficer planowania, również w stopniu majora, orientował się w sytuacji o wiele lepiej niż szef sztabu. Nie żeby pułkownik White był ofermą, jakimi zwykle otaczał się generał Bernard, ale major Brandy zazwyczaj lepiej sobie radził.
Ryan podszedł do konsoli dowodzenia majora i uniósł brew.
— Powinienem o czymś wiedzieć?
— Idą pełną parą — rzekł Brandt, zerkając na niego. — Jak tak dalej pójdzie, skończy się to jak Waterloo.
— „O mały włos"?
— „Natarli na nas jak zwykle".
— Aha. — Ryan kiwnął głową. — To dobrze, bo po raportach wywiadu na temat tej kuli bałem się, że nie zachowają się Jak zwykle".
— Dwa… trzy lata temu C-Dek podszedł na tyle blisko, że mógł otworzyć bezpośredni ogień. Musiało być niewesoło; miał kosmiczne działa plazmowe i porządnie wyszczerbił Mur. Ale i tak go zatrzymaliśmy. Zdjęła go kompania Wrzeszczących Bachorów. Teraz mamy SheVę, a słyszałem, że nawet dwie.
— Tak — przytaknął niewesoło Ryan. — Cały czas martwię się tym, o czym doniosły lurpy. Wszystko wskazywało na masowy atak, ale tutaj to wygląda na jedną kulę, cztery, może pięć milionów. Uderzali już na nas w takiej sile wcześniej i zawsze się odbijali. Sam nie wiem…
— Wszystko jak zwykle — wzruszył ramionami Brandt.
— Po prostu… miejcie oczy szeroko otwarte — powiedział Ryan. — Wracam do kwatery głównej, zresztą właśnie tam powinienem być.
— W porządku, dobrej zabawy — uśmiechnął się Brandt. — Ja i tak będę zajęty zabijaniem Posleenów.
Ryan wrócił drogą, którą tu przyszedł; zauważył, że ruch w korytarzach zwiększył się i automatyczne działka na najwyższym poziomie otworzyły ogień.
Zbiegł po schodach do swojego humvee i pokręcił głową, gdy odezwał się pierwszy gatling. Na przyszły miesiąc zaplanowali rozstawianie drutu kolczastego i zapór przed Murem, ale wygląda na to, że będą musieli z tym poczekać.
Szybko jechał wijącą się drogą, zwalniając za każdym razem na widok przechodzącej przez szosę grupy żołnierzy, którzy już dawno powinni być na swoich stanowiskach. W stronę Muru i drugiej linii obrony jechał równomierny strumień pojazdów; major miał wrażenie, że płynie pod prąd. Dwa razy żandarmeria kazała mu zjechać z drogi, żeby przepuścić jadących w przeciwnym kierunku, ale po półgodzinie dotarł wreszcie na parking po zachodniej stronie kwatery głównej korpusu.
Wchodząc po schodach do budynku dawnej szkoły, zauważył, że zielono-niebieskie „wzgórze" na wschodzie zaczyna dygotać. Spojrzał na południe. Nad horyzontem pojawiły się lądowniki. No, to powinno być nieźle.
23
— Czuję się… dziwnie, oglądając natarcie z bezpiecznego miejsca, oolt’ondai — powiedział Cholosta’an.
Obaj obserwowali szturm na ekranach wizyjnych. Prowadzące kompanie, w tym dowodzona przez Balanosola, zostały praktycznie zmiecione. Mogło przeżyć kilku oolt’os, ale nie ocalał żaden z kessentaiów.
Ludzie byli diabelnie skuteczni w wyszukiwaniu i ostrzeliwaniu kessentaiów, ale zmasowane natarcie kryło większe niebezpieczeństwo: wśród „jednostek politycznych" maszerowali kessentaiowie i cosslaini, którzy wyciągnęli wnioski z dotychczasowych doświadczeń i ostrzeliwali gniazda groźnej dla kessentaiów broni.
Na pierwszy ogień poszły zautomatyzowane działa na szczycie Muru. Kiedy już je zidentyfikowano, łatwo było namierzyć ich czujniki, i kessentaiowie zaczęli je ostrzeliwać, używając manualnego namierzania, ponieważ automatyka nie radziła sobie w takiej nawale ognia.
Gdy zredukowano już liczbę dział, rzeź kessentaiów zmalała, przez co natarcie zyskało na spójności. Wciąż jednak ostrzeliwano Wszechwładców. Tym też się zajęto; kessentaiowie w pierwszych szeregach byli już wystarczająco blisko, by uaktywnić swoje oolt. Kiedy czwarty szereg natarcia znalazł się w zasięgu obrotowych działek, cała ciężka broń górnych poziomów była już zniszczona. Większość działek kryła się w zagłębieniach Muru, ale jeśli w otwór wpompowało się wystarczająco dużo plazmy, przestawało to mieć jakiekolwiek znaczenie.
— No cóż, to nasze bezpieczeństwo niedługo się skończy, eson’sora — powiedział Orostan, kłapiąc paszczą. Straty były cięższe niż przewidywano, również wśród „politycznych” kessentaiów; ciężka „wyborowa” broń ludzi bez trudu wyszukiwała ich w masie szturmujących — Ale myślę, że skupiliśmy już na sobie ich uwagę i wszyscy zebrali się przy frontowych drzwiach, czyż nie?
— W rzeczy samej, oolt’ondai — powiedział młodszy kessentai. — Co teraz?