Выбрать главу

— Zgadza się — powiedział Cholosta’an. — Niedługo przebijemy się. To prawdziwy przełom. To niesamowite.

— Lata planowania — przypomniał mu Orostan. — Potem przejdziemy przez góry, przełęcz za przełęczą…

— A na każdej ustawimy rogatki celne. — Cholosta’an z rozbawieniem kłapnął grzebieniem. — To genialny pomysł. Każdy, kto będzie chciał przejść, będzie musiał oddać dziesięć procent swoich dochodów.

— Rzeczywiście, to genialne — powiedział Orostan. — Tulo’stenaloor uważa, że ci ludzie dużo mu zawdzięczają. Jeśli nie może im tego bezpośrednio zabrać, zabierze w ten sposób.

— Nie powinniśmy jeszcze za bardzo się cieszyć — powiedział Cholosta’an. — Ci ludzie… bywają podstępni. I nie poddają się łatwo.

— Kiedy skończymy tutaj, razem z tenaralami polecimy w górę doliny i zajmiemy wszystkie kluczowe pozycje na pierwotnej trasie. Ludzie mogą próbować nas zablokować, ale my dolecimy tam pierwsi. Kiedy tylko Mur runie.

— I rozwiąże się sprawa SheVy — dodał Cholosta’an.

— Oczywiście.

* * *

Kolejna salwa plazmy uderzyła w działo i jeden z ładunków przebił się przez liczne warstwy maszynerii do centrum dowodzenia.

Panel kontroli uszkodzeń wybuchł jak bomba. Przewody stopiły się w jednolitą masę, a łuk elektryczny przeskoczył na panel obsługi głównego działa.

Plutonowy Edwards krzyknął, jednym naciśnięciem awaryjnego przycisku rozpiął pasy i uciekł ze swojego stanowiska; z systemu celowniczego posypały się iskry. Komputer kontroli ognia przez chwilę iskrzył, a potem z charkotem zgasł.

Major Porter zakrztusił się dymem.

— Czy mi się wydaje, czy jesteśmy w kiepskim serialu science fiction?

Odpiął się z fotela i odciągnął do tyłu chorążego. W czerwonym świetle awaryjnych lamp zobaczył, że chłopak ma strasznie poparzoną twarz i pierś, ale wciąż oddycha.

— Czy działo w ogóle strzeli?

— Nie! — zawołał zdenerwowany Edwards. — Nie mogę nawet załadować pocisku do komory!

— No to świetnie — mruknął Porter, rozkładając oparcie fotela chorążego i ostrożnie go odpinając.

— Sir — powiedział Edwards, kiedy razem podnosili nieprzytomnego mechanika — dostajemy głównie w tylny pokład…

— Zauważyłem. Tamby! Opuścić okręt!

Kierowca nie odpowiedział, więc major przebiegł przez zadymiony pokład i spojrzał w dół.

Fotel kierowcy był otoczony licznymi monitorami zapewniającymi mu niemal 360 stopni pola widzenia. Niestety oznaczało to także, iż wyładowanie energii spowodowało zaiskrzenie tysięcy woltów.

Porter wsunął się na miejsce kierowcy, starając się nie wdepnąć w przypięte do fotela zwęglone ciało, i sprawdził konsolę. Ku jego zdziwieniu działała, więc włączył tryb automatyczny i ustawił jazdę do przodu, a potem wspiął się z powrotem na górę… Tam wcisnął przycisk włazu ewakuacyjnego. Czerwona klapa otworzyła się z sykiem, a w tunelu pod nią zapaliły się światła.

— Gdzie jest Tamby? — spytał Edwards, ciągnąc w stronę włazu nieprzytomnego chorążego.

— Tamby dzisiaj z nami nie jedzie — odparł Porter, łapiąc oficera za nogi. — Ty prowadzisz. I gaz do dechy.

— A kto będzie obsługiwał działo?

— A kogo to obchodzi? Jeśli nie odjedziemy przynajmniej na osiem kilometrów, zanim dobiją się do magazynu, nikt nie będzie prowadził!

* * *

Atrenalasal kłapnął grzebieniem i włączył komunikator.

— Pacalostalu! Działo przestało strzelać! Powinniśmy dołączyć do ataku na artylerię!

— Nie — odparł dowódca tenarala. — Mamy rozkaz strzelać, dopóki działo nie zatrzyma się i nie zapali. Wykonać rozkaz.

— Dobrze — odpowiedział kessentai, chociaż pakowanie jednego za drugim ładunku plazmy w dymiący wrak wydawało mu się… niewłaściwe. Ale rozkaz to rozkaz.

* * *

Major Porter włączył obwód opuszczający, i zanim jeszcze Edwards dobiegł do swojego fotela, działonowy odpalił silnik. Porter westchnął, kiedy wycie turbiny odrzutowej sprawiło, że pojazd zamruczał jak tygrys. Działający napęd to dobra rzecz.

— Dzięki Bogu za General Motors — powiedział. Zerknął na wskaźnik wysokości, a potem odłączył zaczepy, kiedy kolejna fala plazmy trafiła w SheVę nad nimi. Pieprzyć to. Resory wytrzymają upadek.

Pędzący z prędkością siedemdziesięciu kilometrów na godzinę i jeszcze przyspieszający M-1 abrams wyskoczył spod swojego większego pobratymca i ruszył w stronę najbliższej przełęczy.

Tymczasem wyładowania plazmowe rozrywały bardziej oporny pancerz tylnego pokładu działa SheVa, tuż nad niemal pełnym magazynem amunicji.

24

Flotylle nasze wciąż topnieją; Wśród diun, przylądków ogień ginie: I cała nasza dawna chwała Jak Niniwa i Tyr przeminie! Sędzio Narodów, o łaskę prosimy, Bo zapomnimy — bo zapomnimy!
Rudyard Kipling
Pieśń na wyjście (1897)
Rabun Gap, Georgia, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
12:49 czasu wschodnioamerykańskiego letniego, sobota, 26 września 2009

Kiedy major Ryan zobaczył wyskakującego spod SheVy abramsa, bardzo spokojnie opuścił lornetkę, rozejrzał się za najbliższym bunkrem i pobiegł, aby się w nim schować.

Był zaskoczony, kiedy wpadł do środka i nikogo tam nie zastał. Przez chwilę rozważał powrót do kwatery głównej i próbę przekonania dowódcy, że być może przebywanie na pierwszym piętrze budynku stojącego na drodze fali uderzeniowej wybuchu atomowego nie jest najlepszym pomysłem.

Widział już, jak wybuchają SheVy. Był w Roanoke, kiedy SheVie Dwadzieścia Pięć puściły osłony rdzenia. Ale w Roanoke SheVa siała na szczycie góry, w pewnym oddaleniu od głównych sił, a nie na samym niemal środku trzeciej linii obrony Muru, naprzeciw głównej kwatery korpusu.

Spojrzał na zegarek, zastanawiając się, ile to może potrwać. Być może Posleeni przerwą atak, zanim puszczą osłony. Jeśli są mądrzy, powinni tak zrobić. Posleeni. Mądrzy. Nie.

Kiedy patrzył na zegarek i rozważał szanse przeżycia sprintu na parking, dołączyła do niego specjalistka. Potknęła się o próg i potoczyła w przeciwległy kąt.

— No — mruknęła, siadając — to dopiero było wejście smoka. — Spojrzała na oficera i pokręciła głową. — Może lepiej niech pan się schyli. Myślę, że za chwilę wybuchnie tu atomówka.

Ryan znów spojrzał na zegarek, słysząc słabe, z dala brzmiące niczym kapiszony, trzaski ładunków plazmy trafiających w SheVę. Przebijały się przez huk wystrzałów artylerii i ciężkiej broni na pokładzie okrętów rozwalających Mur. — Powinniśmy mieć jakieś trzy sekundy, żeby pochylić się i pocałować w dupę na do widzenia, kiedy już zgaśnie „wielka żarówka”. — Uśmiechnął się ponuro do kobiety. — Niech pani nie patrzy w stronę światła, ono nie jest pani przyjacielem.

* * *

— Uda nam się — powiedział Edwards, pędząc czołgiem korytem rzeki Little Tennessee. Po obu stronach spod gąsienic tryskały fontanny wody. — Pancerz jest chyba mocniejszy niż myśleli.