— Może — mruknął major Porter. — Jeżeli…
Ale Edwards już nigdy nie dowiedział się, jaki to był warunek, bo w tej samej chwili świat eksplodował bielą.
Magazyn amunicji dział SheVa był najpotężniejszym pancernym pojemnikiem, jaki kiedykolwiek zaprojektowano. Wewnętrzna warstwa zrobiona była ze stali, potem następowały cztery warstwy stali utwardzonej i pokrytej „superstalą”, niedawnym wynalazkiem niemal czterokrotnie zwiększającym jej wytrzymałość. Następnie był dwuwarstwowy pancerz typu „plaster miodu” z wolframu i syntetycznego szafiru. Zewnętrzna powłoka składała się z licznych warstw pancerza aktywnego. Odkryto, że do pewnego stopnia rozprasza on trafienia z posleeńskich dział plazmowych.
Oprócz tego magazyn był chroniony przez cztery sekcje zaprojektowane tak, by „kontrolować” wybuch i „kierować siłę eksplozji na zewnątrz”, gdyby w magazynie wybuchł pocisk. Zamontowano też wewnętrzne zabezpieczenia, mające odciągać siłę wybuchu od pozostałych pocisków.
Posleeni ustalili, że większość czołgów ma silniki zamontowane z przodu i z tyłu. Ponieważ dostali rozkaz strzelania dotąd, aż działo zatrzyma się i zapali, wpakowali w tylny przedział ponad czterysta wyładowań plazmy. Nawet najmocniejszy pancerz ma swoje granice wytrzymałości.
Ładunek, który ostatecznie przebił się, przez opancerzenie, stosunkowo łatwo spenetrował cienką powłoką zubożonego uranu, otaczającą rdzeń antymaterii. Antymateria zaś zrobiła to, co robi zawsze, kiedy wchodzi w kontakt ze zwykłą materią. Eksplodowała. I to bardzo widowiskowo.
Przypadkowo wystrzelony pocisk był odpowiednikiem zaledwie dziesięciu kiloton, dlatego inżynierowie byli pewni, że pancerz magazynu wytłumi pojedynczą eksplozję. Co najwyżej mógłby wybić dziurą w poszyciu, a skutek tego byłby odczuwalny w promieniu, powiedzmy, półtora kilometra. Boleśnie odczuwalny, ale jeśli ktoś nie przebywał wtedy zbyt blisko, mógł przeżyć.
W tym przypadku jednak pocisk dotarł do wewnętrznej warstwy pancerza, gdzie nie było płyt kompensujących. Poza tym ładunki plazmy wwiercające się we wnętrzności działa strzaskały większość przegród. Dlatego też kiedy pocisk wybuchł, odpalił wszystkie pozostałe pociski zebrane w magazynie.
Działo wystrzeliło już dwa naboje, a jeden miało w komorze, dlatego wybuchło tylko pięć pocisków. Ale wybuchały tak szybko, że niemal jednocześnie, a sama natura pancerza i odniesione przezeń uszkodzenia sprawiły, że eksplozja była optymalna.
Ognistą kulę widać było aż w Asheville, a fala uderzeniowa pochłonęła cały korpus zebrany w dolinie.
Broń nuklearna razi na trzy podstawowe sposoby: falą uderzeniową, temperaturą i promieniowaniem. Skutki fali są analogiczne do tornada. Kiedy wysokie ciśnienie uderza w budynek, ten zapada się z powodu różnicy ciśnienia panującego wewnątrz i na zewnątrz. Okna wpadają do środka, tak samo jak drzwi, ściany i sufity. W pobliżu epicentrum wybuchu zniszczeniu ulega wszystko, co znajduje się na drodze takiej fali.
Dragą główną przyczyną zniszczeń jest efekt cieplny. Żar wybuchu atomowego, a w tym przypadku antymaterii, wyzwala olbrzymie ilości promieniowania podczerwonego. Każdy człowiek czy Posleen znajdujący się w niezbyt dużej odległości od kuli ognia może spodziewać się oparzeń pierwszego, drugiego, a nawet trzeciego stopnia. Z powodu natury kuli ognia i chwilowego powstrzymania jej przez ściany magazynu szkody wywołane energią cieplną były minimalne.
Jeśli chodzi o promieniowanie, eksplozja antymaterii wywołała falę promieni gamma, które działały tylko na niewielką odległość. Podobnie jak w bombie neutronowej, konwersja wodoru na antywodór dawała dużo ciepła i „mocy”, ale bardzo mało trwałego promieniowania. Ten błysk gamma był jednak zupełnie niezwykły.
I to właśnie on przede wszystkim zgubił majora Portera i jego kierowcę. Zginęli, ponieważ ich ciała zostały spustoszone przez wysokoenergetyczne cząsteczki, które zakłócały funkcjonowanie układów organizmu. Zresztą i tak nie miało to znaczenia, bo czołg znalazł się w fali nadciśnienia rządu dziesięciu psi, która porwała siedemdziesięciodwutonowy pojazd jak kartkę papieru i wyrzuciła go w powietrze.
Major Porter nie był jednak jedyną żywą istotą w bezpośrednim zasięgu skutków wybuchu. Jeszcze bliżej znajdował się tenaral Pacalostala. Eksplozja rozdarła lekko opancerzone tenary, wysyłając wszystkie czterdzieści w niebyt, a potem w niecałą sekundę przeszła nad trzecią linią obrony i koszarami ludzi, niszcząc budynki, znosząc z powierzchni ziemi bunkry i zasypując nieliczne świeżo wykopane okopy. Fala nadciśnienia wciąż miała ponad pięć psi, kiedy trafiła w dawną szkołę i niemal w sekundę rozniosła urocze ceglane budynki, rozrzucając cegły i drewno po całej dolinie.
Parking na terenie bazy był w zasięgu najgorszych zniszczeń fali, ale największy impet wzięły na siebie budynki. Wiele humvee i ciężarówek straciło tylko szyby; nadciśnienie pozostawiło je nie tknięte.
Żar nie spowodował nigdzie pożarów, nie licząc bezpośredniej bliskości SheVy, gdzie drzewa na okolicznych wzniesieniach padły jak zapałki, a te rosnące dalej postradały liście.
Na zachodzie eksplozja przeszła nad resztkami korpusu i dywizyjnej artylerii, detonując zapasy amunicji i zabijając większość ocalałych artylerzystów. Dopadła też jednak większość tenarali, ciskając nimi o ziemię.
Ludzkie linie obrony w Rabun Gap zostały skutecznie zlikwidowane. Większość sił albo odpierała szturm na Murze, albo zginęła w wybuchu SheVy Droga na północ była wolna.
No, prawie wolna.
Pogwizdując, Papa O’Neal wracał do domu. Gwizdał albo nucił Moondance Vana Morrisona prawie od samego rana i Cally miała tego serdecznie dość.
— Strasznie jesteś dzisiaj zadowolony z siebie, dziadku — powiedziała. Kanonada, która zaczęła się późnym rankiem i od tamtej pory nie cichła, trochę ją zdenerwowała. Sądząc po natężeniu i długości trwania ostrzału, artyleria musi odpierać większy szturm, chociaż działa na Murze dopiero niedawno się odezwały.
— Mam po prostu dobry humor, młoda damo — odparł.
— Powinnam się domyślić — powiedziała ze złośliwym chichotem.
— Co to ma znaczyć? — zapytał ostrożnie.
Cally odłożyła nóż i wytarła ręce. Sięgnęła pod stół, wyjęła stamtąd kasetę wideo i pomachała nią dziadkowi przed nosem.
— Pamiętasz chyba, że w całym domu są kamery? — powiedziała, biegnąc do drzwi.
— ODDAWAJ! — ryknął, rzucając się za nią w pogoń.
— Sporo masz sił jak na dziadka! — zawołała Cally, czmychając za drewutnię.
— ODDAWAJ TO, TY PODSTĘPNA ŁASICO! JEŻELI PODGLĄDAŁAŚ…
— Gdzie, do licha, nauczyłeś się tej pozycji z nogami w powietrzu? — odkrzyknęła.
Nagle oboje stanęli jak wryci. Od strony Muru dobiegł głośny trzask. Popołudnie było słoneczne, a mimo to dostrzegli błysk.
— Co to było? — spytała Cally.
— Nie wiem — odparł Papa O’Neal. — Coś się dzieje na Murze. Lepiej przygotujmy się do zamknięcia farmy.
Od strony parku artylerii dobiegła seria ostrych trzasków, jakby ktoś odpalił jeden po drugim kilka silnych ładunków, potem zaś bardzo głośny huk obwieścił kolejną eksplozję. Papa O’Neal dostrzegł, że u wlotu doliny mignęło coś gładkiego, srebrzystego i bardzo szybko się poruszającego.
— Co to było, do diabła?
— Nie wiem, dziadku, ale zgadzam się z tobą, że pora się zwijać. — Cally rzuciła mu kasetę. — Do twojej kolekcji. Obyś miał takich więcej.