Выбрать главу

— Pryskają na całego, sir. Idziemy na wzgórza; chcemy przyczaić się tam i przyjrzeć Posleenom, kiedy będą tędy przechodzić. A jeśli wszystko ułoży się tak, jak podejrzewam, spróbujemy przedrzeć się na zachód. Przekaźnik mówi, że wlewają się do doliny z prędkością stu tysięcy na godzinę, i zgadza się to z tym, co widzę. Widzieliśmy też latające czołgi; przekaźniki mają ich obraz. Nie widzę też, żeby korpus się przegrupowywał, sir. A na północy jest Podmieście, więc obawiam się, że będzie zdane na własne siły. Prawdę mówiąc, sir, nic a nic mi się to wszystko nie podoba…

— Mnie też nie, sierżancie — odparł Homer. — Normalnie ktoś wsparłby korpus, ale w tym rejonie… — Wzruszył ramionami. — Do tego dochodzi fakt, że Posleeni na całej długości frontu wschodniego nacierają na wszystkie przełęcze, doliny i drogi. Wdarli się nawet do Shenandoah między Roanoke i Front Royal. Spodziewam się następnych najazdów. Nie byłbym zaskoczony, gdybyśmy stracili w tej kampanii więcej niż jedno Podmieście; nigdy dotąd nie odpieraliśmy tak zmasowanego ataku wszystkich sił.

— To… niedobrze — powiedział Mosovich. — W Shenandoah mamy między innymi sporo przemysłu, prawda?

— Tak, to niedobrze — zgodził się Homer. — W tamtym rejonie są trzy SheVy, ale niestety wszystkie na etapie montażu i nie uzbrojone. Jeśli je stracimy, cztery miesiące produkcji pójdą psu w dupę. Niech pan robi to, co uzna za stosowne, sierżancie. Jeśli będzie mi pan potrzebny, odezwę się.

— Czy mogę spytać, co pan zamierza, sir? — spytał Mosovich z pozorną obojętnością. — To znaczy w naszym rejonie.

— Prawdopodobnie spróbuję zatkać dziurę. Dowództwo Wschód przesuwa jednostki, żeby pozamykać drogi wychodzące z waszego rejonu. Na wschód od Knoxville jest jedna dywizja, która właśnie się rozmieszcza. Ale prawda jest taka, że Gap jest jak dno leja: kiedy JUŻ się z niego wyjdzie, można iść w każda, stronę. Zamknięcie wszystkich dróg przy takiej masie Posleenów nie będzie łatwe.

— Zatkanie dziury będzie… trudne, sir — powiedział Mosovich, kręcąc głową. — Ktokolwiek tu jest, zostanie zaatakowany jednocześnie ze wszystkich stron. W Georgii jest prawdopodobnie wciąż ponad pięć milionów Posleenów, próbujących wedrzeć się tu na górę, za nimi prawie milion, a w powietrzu są lądowniki… Niemal każdy, kogo wystawicie, wyparuje jak flegma na gorącej blasze. Z całym szacunkiem, sir.

— Ma pan rację, sierżancie — uśmiechnął się sztywno Homer. — Niemal każdy.

26

Ma się gniew nasz udobruchać już po jednej krótkiej chwili? Żeby odkryć, kiedy burze już się skończą Że cichaczem, ale chyżo do sił dawnych powrócili Z przyrodzonym sobie sprytem i łatwością?
Rudyard Kipling
Mezopotamia (1917)
Obóz Newry, Pensylwania, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
14:05 czasu wschodnioamerykańskiego letniego, sobota, 26 września 2009

Mike otworzył następny e-mail. Ten był od Michelle, jego młodszej córki. Wiadomość natychmiast rozbłysła na hologramie. Michelle została ewakuowana z Ziemi wraz z ponad czterema milionami krewnych żołnierzy Floty z różnych krajów. Zrobiono to podobno po to, aby personel Floty nie martwił się o bezpieczeństwo swoich dzieci. Ponieważ jednak z każdej rodziny zabrano tylko jedno dziecko, w rzeczywistości chodziło o stworzenie puli genów na wypadek, gdyby stracono Ziemię. Kiedy Mike był w wyjątkowo cynicznym nastroju, zastanawiał się, czy krewni nie mieli też być zakładnikami mającymi zapewnić posłuszeństwo Floty. Praktycznie każdy żołnierz miał przynajmniej jedno dziecko na wychowaniu u Indowy; Darhelom łatwo byłoby w razie konieczności spowodować jakiś „wypadek”.

Michelle przysyłała mu list raz na tydzień. W ciągu ostatniego roku listy stawały się coraz bardziej oziębłe. Michelle nie była na niego zła, wydawała się po prostu… wyprana z uczuć. Zaczynało go to niepokoić i pragnął poruszyć ten temat, doszedł jednak do wniosku, że i tak nic nie poradzi, będąc oddalony od córki o osiemdziesiąt cztery lata świetlne.

Michelle miała ciemne włosy i nos najwyraźniej po ojcu. Nie licząc jednak nosa, zac2ynała przypominać sobowtóra Sharon O’Neal, włącznie z głosem. Mike’owi czasami z trudem przychodziło pamiętać, że rozmawia ze swoją córką. Sharon niekiedy przybierała ten sam chłodny, pełen dystansu ton.

— Dzień dobry, tato — zaczęła Michelle, skinąwszy lekko głową. — W tym tygodniu są cztery interesujące sprawy…

Ubierała się już na modłę Indowy; ich codzienna szata przypominała trochę maoistowski mundurek. Jej strój oraz bezbarwny ton wypowiedzi sprawiały, że Mike miał wrażenie, iż słucha kiepsko zaprojektowanego robota; Michelle mogłaby wkładać więcej uczucia w te swoje listy. Indowy byli rasą aż do bólu pozbawioną indywidualności. Poświęcenie się dla zbiorowości było dla nich prawie religią, i to właśnie ich wpływ sprawiał, że córka Mike’a stawała się tak odległa, tak… obca.

Uświadomił sobie, że nie słucha, co ona mówi, i puścił nagranie od początku. Skomentowała wiadomości z Ziemi, zreferowała ostateczną bitwę o Irmansul — Mike miał na ten temat lepsze niż ona raporty w swoim przekaźniku — i dyskusję wokół awansu jakiegoś Indowy, którego nazwisko nic mu nie mówiło. Czasami myślał, że jako honorowy władca Indowy w randze księcia czy arcyksięcia powinien bardziej interesować się ich społeczeństwem. Z drugiej jednak strony najwięcej uwagi poświęcał ostatnio obmyślaniu nowych sposobów zabijania Posleenów.

Uświadomił sobie, że znów odpłynął gdzieś myślami i przegapił coś ważnego; Michelle przez chwilę była niemal ożywiona…

„Czwartą i ostatnią rzeczą o której chcę donieść, jest przyjęcie mnie na drugi poziom szkolenia sohon. Sohon, jak powinieneś zdawać sobie sprawą, jest sferą technicznej metafizyki Indowy. Ty jesteś wyszkolony w dopasowywaniu pancerzy, a to jest wyspecjalizowana forma sohon poziomu drugiego. Na ile można to ustalić, będę pierwszym człowiekiem dopuszczonym do nieograniczonego sohon poziomu drugiego. Uważam, że docelowo mogę dojść do sohon poziomu czwartego czy nawet piątego. Należy mieć nadzieję, że to i inne moje przyszłe dokonania zwiększą uznanie, jakim cieszy się klan O’Neal. To cztery interesujące tematy tego tygodnia. Czekam na twoją odpowiedź.

Michelle O’Neal”

Mike obejrzał ten fragment nagrania dwa razy. Wiedział w przybliżeniu, o czym mówiła córka, ale konkretów nie potrafił pojąć. Jednym z problemów z GalTechem było to, że technicy Indowy musieli wszystko produkować na zamówienie, pod konkretnego odbiorcę. Ludzie tacy jak O’Neal, mający pewne doświadczenie, mówili o tej technice per „modły”, ale tak naprawdę chodziło o to, że Indowy zajmowali się mikroprodukcją na poziomie atomu od dosłownie tysięcy lat i w procesie produkcyjnym wykorzystywali roje nanitów, które atom po atomie konstruowały materiały zaprzeczające wszelkim doświadczeniom materiałoznawstwa. Nanity zmuszały atomy do takich rzeczy, których zaistnienie w przypadku zastosowania innych metod było bardzo mało prawdopodobne.

Tego procesu nie można było kontrolować nawet najbardziej zaawansowanymi komputerami. Nanitami trzeba było sterować bezpośrednim łączem nerwowym. Tak więc grupa Indowy siadała wokół specjalnych kadzi i… manipulowała nanitami, najpierw wydając im ogólne instrukcje, a potem udostępniając im swoje mózgi jako procesory. Dopasowywanie pancerza wymagało przede wszystkim pozostawania w bezruchu i pewnego rodzaju medytacji nad „dostosowaniem” pancerza do człowieka; resztą zajmowały się nanity i osobowość zbroi.