Выбрать главу

— Zrestartowałam reaktory, sir — odparła mechanik. — Ale turbiny muszą się rozgrzać. Musimy poczekać jeszcze pięć do siedmiu minut.

— Dobra — westchnął dowódca. — Musimy jakoś sobie radzić. — Spojrzał na odczyty i obejrzał się na działonowego. — Dasz radę, Pruitt?

— Tak jest, sir. Zostały nam tylko dwa pociski.

— Umiem czytać — powiedział major, wskazując swoje wyświetlacze. — Wezwę uzupełnienie, ale najpierw musimy trochę odsądzić się od nich. — Potrząsnął głową, kiedy trafiła ich kolejna seria plazmy. — I pozbyć się tych kolegów. Lepiej, żeby nie strzelali do naszej amunicji.

— O, broń cię Boże — zachichotał Pruitt.

— Jeśli dobrze pamiętam, bunkier paliwowy dodeka dowodzenia jest tuż poniżej środka — zamyślił się na głos Mitchell. — Myślę, że kiedy będziesz miał okazję do następnego strzału, będą bliżej niż dotąd, poniżej dziesięciu klików…

— Mam spróbować trafić w bunkier paliwowy — powiedział Pruitt.

— Po prostu dokładnie wyceluj. Zobaczymy, co się stanie.

* * *

— Uwaga, zaczynamy — powiedziała Chan. Popatrzyła na sześć okrętów zataczających koła po niebie — połączyła wszystkie sześć „czołgów” i miała j e pod ręczną kontrolą — i wybrała punkt nad i za czołgiem SheVa. — Bardzo nam zależy, żeby nie strzelić im w dupę.

— O, nie. — Glenn złapała się za hełmofon. — Już mi się to NIE PODOBA.

Wrzeszczący Bachor został tak nazwany ze względu na podobieństwo do niemieckiego moździerza o tej samej nazwie z czasów drugiej wojny światowej. „Działo” było zamontowane na wierzchu czołgu, na bardzo wytrzymałym obrotowym trzpieniu wstawionym zamiast wieży. Dowódcę i działonowego wciśnięto tam, gdzie kiedyś było dno wieżyczki, a kierowca zajmował tradycyjne miejsce z przodu. Samo działo było mniej więcej okrągłe, z sześcioma wybrzuszeniami z boku. Różnica polegała na tym, że niemiecka broń, która naprawdę nazywała się Nebelwerfer, była wielolufowym moździerzem. Nowoczesny Wrzeszczący Bachor wyposażony był w dwunastopak MetalStorm 105.

Nazwa MetalStorm — burza metalu — mówiła sama za siebie. Każdy pakiet w niecałą minutę wyrzucał do tysiąca dwustu pocisków z odrzucanym sabotem kaliber 105 mm. Pociski były upakowane jeden za drugim w dwunastu rurach będących jednocześnie lufą i komorą. Elektrycznie odpalany system mógł wystrzelić albo jeden pocisk, albo całą serię. Po opuszczeniu lufy pociski, przyspieszane do różnych szybkości, zrzucały swoje plastikowe „buty”, i dalej leciały już z zabójczą dla czołgów prędkością sześćdziesięciomilimetrowe wolframowe kolce. W każdej rurze znajdowało się sto pocisków; wystrzeliwane w elektronicznie kontrolowanej sekwencji szybko wypełniały powietrze wolframem i stalą.

Ilość energii wyzwalanej podczas strzału powodowała, że czołg mógł strzelać tylko do przodu, chyba że wcześniej rozłożył wsporniki, tak zwane „lewarki”. W przeciwnym razie sam odrzut odpalenia tysiąca dwustu pocisków przewróciłby go na bok.

I chociaż system ten okazał się bezużyteczny przeciwko lądownikom, sześć czołgów strzelających w przestrzeń, przez którą przelatywały tenarale, to była zupełnie inna para kaloszy.

* * *

Tensalarial kłapnął grzebieniem i włączył mikrofon.

— Musimy celować niżej, żeby to zniszczyć; nie trafiamy, strzelając z takiej wysokości.

— Fuscirto uut — odparł Allansiar. — Bliżej już nie podlecę! Już teraz jesteśmy za blisko! Widziałeś, co się stało z Pacalostalem!

Tensalarial znów kłapnął grzebieniem i warknął. Posleeni mieli w sobie coś takiego, że jeśli któryś był już w stanie zrobić coś więcej niż tylko zaszarżować na działa ze swoim oolt, zaczynał być… ostrożny. Najmądrzejsi ze wszystkich zdawali się kenstainowie, nad czym Tensalarial wolał nie zastanawiać się zbyt dokładnie.

— Naszym… zadaniem jest zatrzymać tę maszynę, żeby lądowniki mogły j ą zniszczyć — powiedział, kłapiąc kłami tak, że aż słychać było w komunikatorze. — I wykonamy to zadanie.

— W takim razie strzelaj w gąsienice — warknął w odpowiedzi Allansiar. — Nie w korpus; tam jest paliwo i broń, które wybuchają. W kołach nic nie wybucha!

— Dobrze — odparł kessentai. — Przy następnym przelocie strzelamy w gąsienice.

— Formuję szyk — powiedział Allansiar. — Nawet zejdę trochę niżej.

— Ustawmy się jeden za drugim. W ten sposób ci z tyłu będą mogli wziąć poprawkę na cel według prowadzącego. Ja poprowadzę.

— Czemu nie? — chrząknął Allansiar. — I tak w nic nie trafisz. Tensalarial zignorował zaczepkę i skierował tenaral ku ziemi, nakierowując podziałkę ręcznego celownika na wolno obracającą się gąsienicę. Piloci mieli mało okazji do poćwiczenia celowania przed szturmem, i dopiero metodą prób i błędów uczyli się, że ładunki nie zawsze lecą tam, gdzie celowała podziałka. Podziałkę generował komputer, ale nie był to tak naprawdę system automatycznego celowania, tylko zwykły wyświetlacz pokazujący, gdzie według Goloswina powinien być cel. Ponieważ Posleeni zawsze celowali przy użyciu zaawansowanych technicznie systemów naprowadzających — których zasad działania nigdy nie chciało się Goloswinowi zbadać — prowadzący tenarale powoli uświadamiali sobie, że układ celowniczy nie bierze pod uwagę dwóch zasadniczych elementów: paralaksy i różnicy kątowej. W obecnej konfiguracji działka były odpowiednikiem plazmowego muszkietu, i tak samo celne jak muszkiet.

Opadając na cel niczym sokoły, kessentaiowie zaczęli siać plazmą po okolicy.

* * *

System rozpoznawania celu Bachorów czasem miewał problemy, a radarowa integracja często nie działała. Ale układ ręcznej kontroli ognia przejęty z projektu M-1 abrams na ogół spisywał się dobrze.

W tym przypadku laser przeczesywał niebo, aż otrzymał odpowiedź, potem system ocenił odległość i uznał, że jest wystarczająco bliska tej, którą kapitan Chan wprowadziła ręcznie, po czym rozpoczął ciąg obliczeń. Sprawdził prędkość wiatru, temperaturę powietrza, wilgotność i to, czy ze StormPacka już strzelano. Potem stosownie do wyniku tych obliczeń skorygował ustawienia celownika (nieznany programista, który stworzył ten system celowniczy, słyszał o paralaksie).

Dla kapitan Chan nie mogło być niczego łatwiejszego. Umieściła czerwone kółka na nadlatujących tenaralach i zaczekała, aż zrobiły się zielone. Trwało to około pół sekundy, Potem przesunęła przełącznik z pozycji „zabezpieczony” na „fuli”, szarpnęła dźwignię spustu i zamknęła oczy.

* * *

— Jasna cholera! — zawołał Pruitt. Przełączył się na monitor, na którym mógł obserwować zabawnie wyglądające czołgi, które ustawiły się na szczycie wzgórza, a teraz zniknęły za ścianą dymu i ognia. — Trafili je?

— Nie — odparł major Mitchell, przełączając się na chwilę na ten sam ekran. — Zawsze tak wyglądają, jak strzelają.

Czołgi wyglądały tak, jakby wybuchły. Nad nimi i po bokach był tylko dym, ogień i płonące, porozdzierane strzępy plastiku. Gdzieś tam przypuszczalnie byli ludzie, ale wydawało się mało prawdopodobne, by ocaleli. Po kilku sekundach ostrzał ucichł i powietrze zaczęło się oczyszczać, ukazując najwyraźniej nie tknięte Bachory.

— Jasna cholera — powtórzył Pruitt. — Musimy sobie taki kupić, sir!