Выбрать главу

Ich pan, Yezzan, śmiał się najgłośniej i najdłużej, gdy tylko któryś z karłów zleciał z wierzchowca albo oberwał drewnianą bronią. Jego kolosalne ciało trzęsło się niczym barani tłuszcz podczas trzęsienia ziemi. Goście czekali, jak zareaguje Yurkhaz zo Yunzak, nim podążyli za jego przykładem. Naczelny wódz był tak wątły, że Tyrion bał się, iż śmiech może go zabić. Gdy hełm Grosik spadł z jej głowy i wylądował na kolanach odzianego w tokar w zielono-złote prążki Yunkijczyka o skwaszonej minie, Yurkhaz zachichotał jak kurczak. Kiedy rzeczony wielmoża sięgnął do środka hełmu i wydobył zeń wielki fioletowy melon ociekający zmiażdżonym miąższem, wódz zaczął charczeć ze śmiechu, aż jego twarz przybrała kolor owocu. Odwrócił się do gospodarza i wyszeptał coś do niego. Ich pan zachichotał, a potem oblizał wargi... choć Tyrion odnosił wrażenie, że w wąskich żółtych oczkach pojawił się cień gniewu.

Potem karły zdjęły drewniane zbroje i przepocone stroje noszone pod nimi, by przebrać się w czyste żółte tuniki, w których miały usługiwać gościom. Tyrionowi dano dzban purpurowego wina, a Grosik otrzymała drugi, pełen wody. Krążyli po namiocie, wypełniając kielichy gościom.

Ich obute w pantofelki stopy cicho dotykały grubych dywanów. Praca była trudniejsza, niżby się zdawało. Wkrótce Tyriona złapały paskudne kurcze w nogach, a jedna z ran na plecach znowu zaczęła mu krwawić. Czerwony płyn przesączał się przez żółte płótno tuniki. Karzeł przygryzł język i nie przestawał nalewać.

Większość gości poświęcała im równie mało uwagi co pozostałym niewolnikom... ale jeden Yunkijczyk oznajmił pijackim głosem, że Yezzan powinien kazać karłom pierdolić się ze sobą, drugi zaś zapytał, w jaki sposób Tyrion stracił nos. Wsadziłem go twojej żonie w pizdę i odgryzła mi go. O mało nie powiedział tego na głos... ale sztorm przekonał go, że nie chce jeszcze umierać.

— Odcięto mi go za bezczelność, panie — odparł więc.

Potem możnowładca w niebieskim tokarze obszytym tygrysimi oczami przypomniał sobie, że podczas licytacji Tyrion przechwalał się umiejętnością gry w cyvasse.

— Poddajmy go próbie — zaproponował. Bezzwłocznie przyniesiono stół oraz zestaw figur. Po paru chwilach twarz wielmoży poczerwieniała. Przewrócił stół i figury posypały się na dywan przy akompaniamencie śmiechu Yunkijczyków.

— Powinieneś pozwolić mu wygrać — wyszeptała Grosik.

Brązowy Ben Plumm podniósł z uśmiechem przewrócony stolik.

— Spróbuj się teraz ze mną, karle. Kiedy byłem młodszy, Drudzy Synowie przyjęli kontrakt z Volantis. Tam właśnie nauczyłem się grać.

— Jestem tylko niewolnikiem. Mój szlachetny pan decyduje, z kim i kiedy gram. — Tyrion spojrzał na Yezzana. — Panie?

Ten pomysł wyraźnie ubawił żółtego wielmożę.

— Jaką stawkę proponujesz, kapitanie?

— Jeśli wygram, oddasz mi tego niewolnika — odparł Plumm.

— Nie — sprzeciwił się Yezzan zo Qaggaz. — Ale jeśli zdołasz pokonać mojego karła, otrzymasz ode mnie sumę, jaką za niego zapłaciłem, w złocie.

— Zgoda — odparł najemnik. Rozsypane figury podniesiono z dywanu i obaj mężczyźni zasiedli do gry.

Tyrion wygrał pierwszą partię, a Plumm drugą, o podwojoną stawkę. Gdy przygotowywali się do trzeciej, karzeł przyjrzał się uważnie przeciwnikowi. Był śniady, policzki i szczękę porastała mu siwo-biała, krótko przystrzyżona broda, miał na twarzy tysiąc zmarszczek oraz kilka starych blizn. Plumm wyglądał sympatycznie, zwłaszcza gdy się uśmiechał. Wierny sługa — pomyślał Tyrion. Ulubiony wujaszek każdego, skarbnica chichotów, starych porzekadeł i prostej mądrości. Wszystko to były pozory. Uśmiechy nigdy nie dotykały oczu Plumma, w których za zasłoną ostrożności kryła się chciwość. Jest głodny, ale roztropny.

Najemnik okazał się prawie tak samo kiepskim graczem jak yunkijski możnowładca, ale jego styl gry był raczej spokojny i nieustępliwy niż śmiały. Jego początkowe ustawienie za każdym razem było inne, lecz zarazem takie samo — konserwatywne, defensywne, bierne. Nie gra po to, żeby wygrać, ale po to, by nie przegrać — uświadomił sobie Tyrion. W drugiej parti ta strategia okazała się skuteczna, gdyż mały człowieczek posunął się zbyt daleko w nieprzygotowanym ataku. Nie przyniosła jednak Plummowi powodzenia w trzeciej grze, a także w czwartej i w piątej, która okazała się ostatnią.

Pod koniec piątego starcia, gdy jego forteca legła w gruzach, smok zginął, słonie zbito jeszcze wcześniej, a ciężka konnica krążyła bezradnie z tyłu, Plumm uniósł z uśmiechem wzrok.

— Yol o znowu wygrywa — oznajmił. — Śmierć w czterech ruchach.

— W trzech. — Tyrion dotknął palcem swego smoka. — Sprzyjało mi szczęście. Może powinieneś mnie mocno pogłaskać po głowie przed kolejną partią kapitanie. Odrobina tego fartu mogłaby przejść do twoich palców.

I tak byś przegrał, ale mógłbyś mnie zmusić do większego wysiłku. Tyrion odsunął się z uśmiechem od stołu, wziął w ręce dzban z winem i wrócił do nalewania. Yezzan zo Qaggaz wyraźnie się dzięki niemu wzbogacił, a Brązowy Ben Plumm znacznie zbiedniał. Podczas trzeciej parti gigantyczny pan karła zapadł w pijacki sen, kielich wypadł mu z pożółkłych palców, a jego zawartość wylała się na dywan, niemniej jednak może się ucieszy, kiedy się ocknie.

Gdy naczelny wódz Yurkhaz zo Yunzak sobie poszedł, podtrzymywany przez dwóch krzepkich niewolników, inni goście uznali to za sygnał do opuszczenia namiotu. Kiedy wszyscy już wyszli, wrócił Piastun i zawiadomił usługujących, że mogą sobie urządzić ucztę z resztek.

— Ale jedzcie szybko. Wszystko musi być posprzątane, zanim zaśniecie.

Tyrion klęczał, próbując usunąć plamę powstałą w chwili, gdy szlachetny Yezzan rozlał wino na swój własny dywan. Nogi miał obolałe, a rany w plecach piekły go straszliwie. Nadzorca stuknął go delikatnie w policzek końcówką bicza.

— Dobrze się spisałeś Yol o. Ty i twoja żona.

— Nie jest moją żoną.

— W takim razie twoja kurwa. Wstańcie oboje.

Tyrion podniósł się niepewnie. Jedna noga pod nim drżała.

W udach chwytały go kurcze tak silne, że Grosik musiała mu podać rękę, żeby mógł wstać.

— Co takiego zrobiliśmy?

— Bardzo wiele — odparł nadzorca. — Piastun mówił wam, że otrzymacie nagrodę, jeśli zadowolicie naszego ojca, nieprawdaż? Choć, jak widzieliście, szlachetny Yezzan bardzo nie lubi rozstawać się ze swymi małymi skarbami, Yurkhaz zo Yunzak przekonał go, że postąpiłby samolubnie, zachowując tak zabawne igraszki tylko dla siebie. Radujcie się! Czeka was zaszczyt wystąpienia na Wielkiej Arenie Daznaka, dla uczczenia zawarcia pokoju. Zobaczą was tysiące!

Dziesiątki tysięcy! Och, jakże wszyscy będziemy się śmiać!

JAIME

Raventree Hal było starym zamkiem. Starożytne kamienie pokrywała gruba warstwa mchu, porastająca mury na podobieństwo żył na nogach staruchy. Po obu stronach głównej bramy wznosiły się ogromne baszty, każdego zakrętu murów broniły zaś mniejsze wieże. Wszystkie były kwadratowe. Wieże okrągłe i półksiężycowate skuteczniej się opierały katapultom, ponieważ kamienne pociski często się odbijały od łukowatych ścian, ale Raventree zbudowano w czasach, gdy budowniczowie nie przyswoili sobie jeszcze tej mądrości.