Выбрать главу

Tak wiele drobnych szczegółów dawało się teraz wyjaśnić. Joe Doppelberg był w biurze Bordena podczas jego, Keitha, nieobecności. Zatem nie widział Keitha i nie wiedział, jak ten wygląda. Jednak na podstawie korespondencji stworzył sobie jego wizerunek, któremu odpowiadał Keith Winton z tego Wszechświata — wyższy, szczuplejszy od Keitha, poważniej wyglądający z powodu okularów — krótko mówiąc, typowy redaktor. Gdyby Joe widział Keitha, ten obraz zgadzałby się z oryginałem i tutejszy Keith Winton byłby bliźniaczo podobny do Keitha stamtąd. Czy też, mówiąc dokładnie, Keith zostałby przeniesiony do Wszechświata (skądinąd identycznego), w którym Keith Winton jest doń bliźniaczo podobny.

Joe Doppelberg niewątpliwie widział Betty w biurze Bordena. Nie wiedział, że pracowała tam tylko od kilku dni — więc w tym Wszechświecie nie było to prawdą. Nie wiedział o posiadłości Bordena w Greenville, więc Borden nie miał tu posiadłości w Greenville, jeżeli w ogóle jakąś miał. Powinien mieć.

Tak, wszystko pasowało — nawet zmiana wyglądu potworów na okładkach magazynów… Prawdziwie okropne BEM — y, jakich domagał się Doppelberg.

A ponadto — pod tak wielu względami — ten Wszechświat był taki, jaki mógł wymyślić nastolatek. Stare gruchoty i statki kosmiczne. Ludzie Nocy. Powietrze na Księżycu. Zwykła broń palna na Ziemi i Bóg wie jak uzbrojone statki kosmicznej floty. Księżycówka i W.B.I. I Doppelberg jako Dopelle, władca Wszechświata, oprócz wrogiego Arktura. Dopelle, supernaukowiec, twórca Mekky’ego, jedyny człowiek, który był na planetach Arktura i wrócił żywy.

Dopelle, narzeczony Betty Hadley. Oczywiście, zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia w dniu, w którym zobaczył ją w biurach Bordena. I za to jedno Keith nie mógł go winić.

Wszechświat a la Doppelberg.

Keith ponownie się poprawił; Wszechświat a la Doppelberg taki, jak on, Keith, mógł wymyślić, świadomie i podświadomie. Sam Joe nie miał z tym w rzeczywistości nic wspólnego. Był po prostu Wszechświat, jaki — według Keitha — wymarzyłby sobie Doppelberg. Włącznie ze szczegółami, o jakich tamten by nie pomyślał.

Mekky miał rację; to zbyt dobrze się zgadzało, by mogło być nieprawdą.

Ludzie w wielkiej kabinie pod pomostem robili ostatnie poprawki przy urządzeniu, które montowali — urządzeniu tylko trochę przypominającym potencjomotor, który Keith widział kiedyś na ilustracji. Najwidoczniej Mekky, zrozumiawszy zasadę, uczynił go o wiele bardziej potężnym i skutecznym.

Mekky uniósł się na wysokości balkonu i zawisł nad Keithem.

— Teraz zainstalują to jako głowicę bojową w kapsule napędzanej silnikami rakietowymi — powiedział. — Nie jestem w stanie przewidzieć, jaki efekt może mieć teleportacja na pole Burtona, więc nie możemy ryzykować i instalować urządzenia na czymś większym. A nie ma czasu na eksperymenty. Ktoś — będziesz miał przywilej zostania pierwszym ochotnikiem — musi wystartować kapsułę ze statku macierzystego, tego statku, i prowadzić ją aż do chwili, gdy w aparacie Burtona nagromadzi się odpowiedni ładunek. To będzie potwornie wielki ładunek.

— Ile czasu to zajmie? — spytał Keith. Wiedział już, że zgłosi się na ochotnika.

— Minuty. Dokładnie mówiąc, maksymalny ładunek zgromadzi się w ciągu czterech minut i piętnastu sekund. Dłuższy lot rakiety nie zwiększy ani nie zmniejszy tego potencjału. Następnie rakieta musi krążyć w pobliżu statku flagowego — który będzie pierwszym celem ataku Arkturian. Kiedy ich olbrzymi statek zmaterializuje się przed nami, kapsuła musi się z nim zderzyć. Arkturiański statek będzie pozbawiony inercji; każdy statek, jaki mamy, może się z nim zderzyć i nie wyrządzić mu szkody. Żadna z naszych broni go nie tknie. Przejdzie przez szeregi naszej floty siejąc śmierć i zniszczenie — tak jak później, kiedy nas pokona — na Ziemi. Chyba że ten aparat Burtona — który jest taką samą nowością dla nas jak dla nich — zdoła go zniszczyć.

— A zdoła?

Jeśli głos Mekky’ego w ogóle mógł przybrać ponury ton, to przybrał go teraz.

— Myślę, że tak. Okaże się to, kiedy kapsuła zderzy się ze statkiem. Widzę w twoich myślach, że zgłosisz się na ochotnika, aby to zrobić — i wrócić do swego świata. To wielki przywilej. Każdy członek załóg naszej floty się zgłosi, jeśli ty nie zechcesz.

— Czy będę umiał kierować kapsułą? Nie mam pojęcia, jak to robić; nigdy nie widziałem takiej kapsuły. Czy jest trudniejsza w obsłudze niż Ehrling?

— To bez znaczenia — odparł głos Mekky’ego. — Zanim wejdziesz na jej pokład, zapiszę w twoim mózgu umiejętność obsługi. Będziesz wszystko robił odruchowo, nawet o tym nie myśląc. W ogóle to musisz wszystko wykonywać odruchowo, jeśli chcesz wrócić do swojego Wszechświata — a nie po prostu wydostać się z tego. Twojego umysłu nie może zaprzątać konieczność kierowania rakietą.

— Dlaczego?

— Ponieważ musisz skoncentrować myśli na Wszechświecie, do którego chciałbyś wrócić, przypominać sobie o nim wszystko. Mówiąc dokładnie, skoncentruj się na miejscu, w którym znajdowałeś się tydzień temu, kiedy obok ciebie wylądowała rakieta. Oczywiście niech to nie będzie ta sama chwila, niech upłynie trochę czasu od tego wydarzenia — inaczej znajdziesz się tam w samą porę, by znów przenieść się do innego Wszechświata. Swoją tygodniową nieobecność możesz wytłumaczyć amnezją wywołaną szokiem. I z Greenville możesz się udać do Nowego Jorku i do Betty Hadley — swojej Betty Hadley, jeśli zdołasz tego dopiąć.

Keith poczerwieniał lekko. Nie jest zbyt miło, kiedy ktoś czyta ci w myślach, nawet jeśli robi to sztuczny mózg.

Ludzie Dopelle’a zaczęli wytaczać gotowe urządzenie.

— Czy dużo czasu zajmie im zainstalowanie tego w rakiecie?

— Dziesięć minut lub mniej. Teraz odpręż się i zamknij oczy, Keith Wintonie. Umieszczę w twoim mózgu umiejętność obsługiwania statku, którym polecisz.

Keith Winton zamknął oczy i odprężył się.

ROZDZIAŁ XVIII

Rakieciarz

Napędzana silnikami rakietowymi kapsuła unosiła się w Kosmosie, pół miliona kilometrów od Saturna, sto kilometrów od statku flagowego ziemskiej floty. Keith widział okręt flagowy na ekranie i wiedział, że obserwuje go tam każdy, kto zdoła się dopchać do monitora.

W tej chwili — na krótko — był bohaterem tego Wszechświata. Przez ten krótki moment był większy nawet niż Dopelle. Miał dokonać tego, czego nigdy nie zdołał Dopelle — zniszczyć potęgę i moc Arkturian.

Nic, pomyślał ironicznie (popełniając mały plagiat), czego dokonał w tym Wszechświecie, nie dorówna temu, w jaki sposób go opuści.

Szczerze mówiąc, nie poczynał sobie aż tak źle. Ze ściganego szpiega, do którego strzelano bez ostrzeżenia, stał się bohaterem mogącym ocalić ludzką rasę. Tyle że nie będzie go tu, by zobaczyć, czyją ocalił, czy nie; czy efekt Burtona zniszczy statek Arkturian, czy nie; czy zabije Keitha Wintona, czy też może przerzuci go… gdzieś. Miał nadzieję, że z powrotem do jego Wszechświata.

Zastanawiał się, czy jeśli wszystko się uda, postawią mu pomnik. Czy dzień urodzin Keitha Wintona stanie się narodowym — międzynarodowym — międzyplanetarnym świętem. Jakże dziwne wyda się to temu drugiemu Keithowi Wintonowi, temu, który należał do tego świata i niewątpliwie urodził się tego samego dnia. Ludzie będą musieli nazywać jednego z nich Keithem Wintonem Drugim.

Z nieskończoności Keithów Wintonów w nieskończoności Wszechświatów i nieskończoności Wszechświatów, w których nie było żadnego Keitha Wintona, i co najmniej jednym — nie, raczej innej nieskończoności Wszechświatów — w których Keith Winton istniał, ale nie było go po katastrofie rakiety…