Выбрать главу

– Tak, ja także o tym myślałem – poparł go Are. – Ja sam nazywam się tylko Tengelsson, czyli syn Tengela, a to trudno przekazać własnym synom. Oni musieliby się nazywać Tarjei, syn Arego, Trond czy Brand, syn Arego…

Tengel skinął głową

– Wszyscy, oczywiście, zdajecie sobie sprawę, że dzielimy się teraz na dwa rody. Dag i Liv oraz ich dzieci, Tarald i Cecylia, noszą znakomite nazwisko Meiden. Lecz my, reszta? Ja sam nazywam się Tengel z Ludzi Lodu, ale to nazwa rodu, która nigdy nie powinna być używana poza rodziną… Czy nie zanudziliśmy cię jeszcze na śmierć, Irjo?

Irja zaprzeczyła, potrząsając energicznie głową, pełna wdzięczności za okazane jej zainteresowanie, a zarazem nieprzyjemnie poruszona, bo nagle znalazła się w centrum uwagi.

– Nigdy nie będę wspominać o Ludziach Lodu.

– Dobrze. Jak wiecie, większość ludzi przyjmuje nazwiska po prostu od nazw swoich majątków i zagród. Tak, jak ty, Irjo. Ty nazywasz się przecież Irja, córka Mattiasa Eikeby, prawda?

– Tak.

– Ale my nie możemy nazywać się Lipowa Aleja, to byłoby tak… tak… no, to nie brzmi jak nazwisko i nikt w parafii tak nas nie nazywa. Zastanawiałem się nad tym, ale niczego nie wymyśliłem. Dlatego chciałbym poznać wasze zdanie.

Po chwili milczenia propozycje posypały się jak grad. Niektórzy bardzo szybko stracili koncept, lecz Tarjei i Cecylia nie mogli się, rzecz jasna, powstrzymać od żartów, wkrótce więc zgłaszano coraz bardziej szalone pomysły.

– Ja myślę, że Lindane, to brzmi dobrze. [Od lind, po norwesku „lipa”. Lipowa Aleja w oryginale nosi nazwę Linde-alleen. Tak samo Isane, od norweskiego is – „lód”. Ludzie Lodu to po norwesku isfolket (przyp. tłum.)]

– A dlaczego by nie Isane? – wtrąciła Silje. – Wtedy zachowałby się też jakiś element z nazwy Ludzie Lodu.

– A dlaczego by nie Islindane? – zaproponowała przekornie Cecylia?

Potok mniej lub bardziej poważnych propozycji płynął niepowstrzymanie ze strony, gdzie siedzieli Trond, Tarjei i Cecylia. Lodowa Aleja, Lipowy Lód, Lód w lipowych liściach, Lód w zębach itd.

– Nie, ja już wiem – rzekła w końcu Cecylia. Trzeba wziąć pod uwagę także to, jak nazywają nas ludzie. Powinniśmy się nazywać: „Dwór – gdzie – mieszka – ten – cudowny – doktor”.

– „I – jego – zuchwałe – potomstwo” – dodał Tarjei.

– Nie, no przestańcie – protestował Tengel ze śmiechem.

Irja, choć przyzwyczajona do tej rodziny, patrzyła oniemiała. Młodzi przekrzykują się i żartują w obecności starszych, a Tengel się tylko z tego śmieje! Gdyby coś takiego zdarzyło się u nich w domu, na Eikeby! To prawda, że byli tylko zwyczajną chłopską rodziną, biada temu, kto by otworzył usta przy stole, albo, gorsza, wtrącał się do rozmowy starszych! Wiedziała, w innych chłopskich domach w okolicy panowały takie same obyczaje. Razy, kopniaki i niewzruszona bojaźń Boża.

I nic się tam nigdy nie zmieni. Irja mogła tylko zazdrościć tej niezwykłej rodzinie. Nawet dostojna baronowa Charlotta świetnie się czuła w tej swobodnej atmosferze przy stole.

Zresztą już samo to, że świętowano urodziny, było czymś zgoła niezwykłym. U niej w domu obchodzono tylko uroczystości kościelne, jak Boże Narodzenie, Wielkanoc, Zielone Świątki, świętego Michała i inne. A i to w poważnej atmosferze, z modlitwą, chodzeniem do kościoła.

Wreszcie Tarald zaproponował proste nazwisko: Lind.

Zdania pozostałych były podzielone, właśnie między Lind a Lindane.

– Lind z rodu Ludzi Lodu – powiedziała Charlotta. – To brzmi naprawdę po szlachecku.

– Poczekamy jeszcze z ostateczną decyzją – oświadczył Tengel. – Nazwisko to będą nosić Are i Meta oraz ich trzej synowie – Tarjei, Trond i Brand. Także Sunniva, dopóki nie wyjdzie za mąż. To głównie ze względu na ciebie, Sunnivo, chciałbym dać rodzinie nazwisko, bo ty nie masz zgoła żadnego. Sunniva, córka Sol, ale przecież nie jest rzeczą zwykłą posługiwać się imieniem matki.

Dziewczyna spuściła wzrok i wpatrywała się w stół z nieśmiałym, jakby przepraszającym uśmiechem.

– Sol zresztą także nie miała nazwiska. – Nazywała się po prostu Sol Angelika z Ludzi Lodu.

– Ale ojca miała!

– Tak, tylko ja nigdy nie znałem jego nazwiska. No a teraz, jeśli wszyscy się najedli, możemy wstać od stołu.

Później, wieczorem, Silje rozbierała się w swoim pokoju.

– Jakie to było miłe przyjęcie – westchnęła. – Chyba wszyscy są zadowoleni, nie sądzisz?

– Myślę, że tak – bąknął Tengel, który siedział na krawędzi łóżka i obmywał nogi zmoczonym końcem ręcznika. Silje udawała, że tego nie widzi. Nie nauczysz starego psa służyć.

– Jakaż to musi być radość dla Irji, że mogła też w tym uczestniczyć – ciągnęła Silje z przejęciem. – I że obchodzono także jej urodziny. Tak się cieszyła z tych drobnych prezentów. Ale zdaje mi się, że była dzisiaj jakaś roztargniona.

– Hm – bąknął Tengel, słuchając tego wszystkiego jednym uchem.

– Wiesz, co myślę, Tengelu?

– Nie.

– Myślę, że Tarald i Sunniva mają się ku sobie.

Tengel puścił stopę, aż pacnęła głucho o podłogę.

– Nie wolno do tego dopuścić! – powiedział ostro.

Silje znieruchomiała ze spódnicą na wpół przeciągniętą przez głowę.

– Dlaczego nie? – zapytała przyglądając się mu spod spódnicy. – Uważam, że to romantyczne. Oboje tacy urodziwi!

– Czy nie rozumiesz czym to grozi? Oni oboje mają w sobie krew Ludzi Lodu.

Silje uporała się w końcu z ubraniem, przykucnęła w rogu łóżka, a potem wślizgnęła pod kołdrę.

– Owszem, ale Tengelu, zastanów się! Myślę, że to dziedzictwo zła zaczyna wygasać. Ty i Sol byliście ostatnimi, a i tak więcej w was dobra niż zła. Zobaczysz, że powoli zło zaniknie.

– Nie, Silje, nie wolno nam tego lekceważyć. Tarald jest moim wnukiem, a ja zostałem obciążony tym nieszczęsnym dziedzictwem. Sunniva jest córką Sol i wnuczką mojej siostry! Nie można do tego dopuścić! To śmiertelnie niebezpieczne połączenie!

– No dobrze – powiedziała Silje bardziej pojednawczo i wyciągnęła rękę na poduszce tak, by Tengel mógł oprzeć na niej głowę. – Ale na mały flirt można im chyba pozwolić? Nikt nie mówi, że mają się od razu pobrać i płodzić dzieci.

– A jak ich przed tym powstrzymasz, jeśli się w sobie zakochają? Może powinniśmy jedno dokądś wysłać?

– W żadnym razie nie może to być Sunniva. Ona nie da sobie rady sama poza domem.

– A ja nie wierzę, żeby Liv albo Charlotta puściły gdzieś Taralda. Jest na to jeszcze za mało dojrzały i ma za słaby charakter. Pozostaje nam więc tylko czekać i patrzeć, co z tego wyniknie.

Silje nie ustępowała:

– Chyba jednak się mylisz. Dziedzictwo zła wygasa. Spójrz na nas. Mamy dwoje dzieci i oboje są normalni aż do obrzydliwości. Sol także urodziła normalną córkę. Mamy sześcioro wnuków, jeśli liczyć także Sunnivę. I żadne z nich nie zostało tym dotknięte.

– No… – westchnął Tengel. – Nie byłbym tego taki pewny.

Silje uniosła się na łóżku.

– Co masz na myśli?

– Nie wiem, Silje. Ale ja coś widziałem. Coś, co wzbudziło mój niepokój. Żółty, koci błysk w oczach, i to kilkakrotnie…

– Co ty mówisz? U kogo?

– Nie, tego ci nie powiem. To nic pewnego. Ale to może któregoś dnia wybuchnąć. Chociaż może się też cofnąć.

Silje opadła z powrotem na poduszki i spoglądała w górę. Spostrzegła, że sufit wymaga naprawy. Na kilku belkach w rogu widniały plamy wilgoci.

Które? Które z sześciorga? Żółty błysk w oku…

Nie, nie była w stanie odgadnąć, które z nich mogłoby to być.