Выбрать главу

Tomek i Nowicki podali sobie dłonie, a potem wyprowadzili Alvareza na scenę, gdyż kolana uginały się jeszcze pod nim. Na schodach opery pożegnali się ze Slimem, który pospieszył na statek. Zanim Alvarez odszedł od nich, Nowicki ujął go za klapę marynarki i rzekłŕ- Przez ciebie narobiliśmy w operze trochę bałaganu. Zajmij się naprawieniem szkód. Powiem Nixonowi, żeby sprawdził i dał mi znać!

– Dobrze, senhor, załatwię to – potulnie odparł Alvarez.

– No, to wesołych świąt, pojutrze gwiazdka! Najlepiej przebierz się za świętego Mikołaja, bo posiniaczoną łepetyną będziesz straszył porządnych ludzi!

Nikły uśmiech przewinął się po napuchniętej i pokiereszowanej twarzy Alvareza. Wyglądał okropnie, wciąż jeszcze chwiał się na nogach. Zakrwawiona koszula wisiała na nim w strzępach. Mimo to spoglądał na swego pogromcę z wyrazem podziwu.

– Nieźle oberwałem, jeszcze kręci mi się we łbie! – odezwał się już trochę raźniejszym głosem. – Ten młody powalił mnie na statku za pomocą jakiegoś nie znanego mi chwytu, ale ty, senhor, naprawdę jesteś silniejszy. Mogłeś mnie zabić! Powiedz, dlaczego nie dobyłeś noża podczas walki.

– Nóż jest bronią szubrawców, a ja lubię walczyć honorowo!

– Nie jestem zbyt dobrym strzelcem, dlatego też bałem się waszego Smugi. Na szczęście w ostatniej chwili przypomniałem sobie o tym liście! No, pójdę już, niedługo świt! Do widzenia.

Alvarez wkrótce zniknął w ciemnym wylocie ulicy.

– Odszedł żywy… – mruknął Nowicki. – Oby tylko nie usiłował jeszcze wchodzić nam w paradę!

– Zdobyliśmy dowód, że bezpośrednio nie przyczynił się do zaginięcia pana Smugi – powiedział Tomek. – Za inne złe czyny spotka go kiedyś zasłużona kara, możesz być tego pewny! Nie możemy postępować tak jak on!

– Nie wiem, czy zdołałbym się opanować, gdyby nie list Vargasa – odparł Nowicki. – Prawdę mówiąc myślałem, że Smuga już przepadł na amen. Toteż gdy usłyszałem, że on może przebywać w niewoli u Indian, z radości mógłbym uściskać nawet tego drania Alvareza.

– Masz rację, ten list naprawdę podniósł mnie na duchu. Chodźmy do domu, już tylko patrzeć świtu. Musisz przyłożyć sobie kompres na lewe oko. Prawie zniknęło pod opuchnięciem.

– Najlepiej pomaga surowy befsztyk.

– Może znajdzie się u Natki w lodówce!

– Spójrz, brachu! Nasi jeszcze czuwają! Światło pali się w domu!

– Spodziewałem się tego. Domyślali się, w jakim celu wychodzimy. Po cichu weszli na werandę, a potem do hallu. Ogarnęło ich zdumienie, a nawet niepokój, gdy przez otwarte drzwi do saloniku ujrzeli nie tylko wszystkich domowników, ale i Nixona.

– Chwała Bogu! Nareszcie przyszliście! – zawołała Natasza, podbiegając do progu. – Czy Alvarez…?

Urwała w połowie zdania, bowiem w tej chwili spojrzała na kapitana Nowickiego, którego wygląd wymownie świadczył, że stoczył straszliwą walkę.

– Co tu się stało? Dlaczego pan Nixon przyszedł w nocy? – zapytał Nowicki zaniepokojony.

– Czy wszystko w porządku, chłopcy? – odezwała się Sally.

– W porządku, kochanie – uspokoił ją Tomek. – Powiedz raczej, co się tutaj dzieje?

– Domyśliliśmy się, że chcecie rozprawić się z Alvarezem. Długo nie powracaliście, więc pomyśleliśmy, że może będziemy potrzebowali pomocy pana Nixona – wyjaśniła Sally. – Dlatego też Zbyszek poprosił go do nas.

– Dlaczego panowie nie powiedzieliście, że zamierzacie przycisnąć Alvareza do muru? Zebrałbym kilku moich ludzi i poszlibyśmy razem z wami – wtrącił Nixon. – Widzę, że doszło do walki. Czy pan nie jest ranny?! Może sprowadzić doktora?

– Do takiego drobiazgu? – oburzył się Nowicki.

– Zaraz zajmę się naszym kapitanem, tylko taka jestem ciekawa, co zrobiliście z Alvarezem? – zawołała Sally.

– Straszliwie oberwał! Gdyby niemal w ostatniej chwili nie przypomniał sobie o liście, który otrzymał od Vargasa, już by nie żył – odparł Tomek.

– Czyżby nareszcie ten łotr dostał za swoje?! – zawołał Nixon. – Poza Smugą nikt dotąd nie miał odwagi dobrać mu się do skóry!

– Może być pan pewny, że Alvarez nieprędko wejdzie panu w drogę. W pół godziny po walce jeszcze chwiał się na nogach – dodał Tomek. – To była rozprawa na śmierć i życie!

– Co Vargas pisał w liście? Zapewne musiało w nim być coś o panu Smudze, skoro list uratował Alvareza? – wtrącił Zbyszek.

– Panie Tomku, proszę opowiedzieć nam wszystko od początku! Zapewne dowiemy się czegoś bardzo ważnego – zaproponował Nixon.

Tomek powtórzył przebieg wydarzeń. Gdy skończył, pierwsza odezwała się Nataszaŕ- Więc istnieje promyk nadziei, że pan Smuga jeszcze żyje!

– Vargas od lat przebywa wśród Indian, na pewno dobrze zna ich zwyczaje – powiedział Nixon. – Wśród Pirów cieszy się wielkim mirem. Skoro sądzi, że Smuga mógł zostać uwięziony, kto wie? Jeśli byłaby choć tylko jedna szansa na sto, nie wolno jej poniechać! Wyprawa może potrwać dość długo. Odszukiwanie śladów w Grań Pajonalu nie będzie łatwe. Czy panowie dysponują nieograniczonym czasem?

– Nie odjedziemy stąd, dopóki nie odnajdziemy naszego przyjaciela^ lub jego mogiły. A i wtedy jeszcze najpierw odkopię grób, aby sprawdzić, czy on w nim leży – stanowczo zapewnił kapitan No wieki.

– Wyprawa pochłonie wiele pieniędzy. Kompania "Nixon – Rio Putumayo" pokryje wszystkie koszty. Jutro otworzę panom konto w banku w Iquitos – dodał Nixon. – Jeżeli panowie uważają, że mogę się na coś przydać, jestem gotów wziąć udział w tej wyprawie.

– Włóczęga po stepie nie dla pana! – odparł Nowicki. – Więcej pożytku będziemy mieli z kilku zaufanych Indian.

– Jestem tego samego zdania – potwierdził Tomek. – Poza tym Zbyszek i Natasza koniecznie chcą iść z nami.

– Skoro tak, to pan Zbyszek będzie przedstawicielem naszej Kompanii na tej wyprawie. Pobory będę wpłacał na pana konto. Zgoda?

– Bardzo dziękuję! Mnie i żonie już okazał pan bardzo wiele życzliwości! – odparł Zbyszek.

– Nie ma o czym mówić – zaoponował Nixon. – Jestem dłużnikiem Smugi. Zrobię wszystko, byle tylko mu pomóc.

– Dziękujemy w imieniu pana Smugi – powiedział Tomek. – Pomoc finansowa ma dla nas duże znaczenie. Nie jesteśmy zamożni.

– Proszę nie liczyć się z kosztami. W biurze załatwimy wszystkie formalności.

– Tommy, czy przypominasz sobie, co mówił pan Fawcett? – zagadnęła Sally.

– Czy masz na myśli kopalnie Muribeki? – zapytał Tomek. – Och, już wiem!

– Cóż tam wymyśliła ta sikorka? – zaciekawił się kapitan Nowicki.

– Przypomniała mi kogoś, kto również wspominał, że niektóre plemiona indiańskie w Ameryce Południowej lubią szczycić się posiadaniem białych jeńców – wyjaśnił Tomek.

– Opowiedz nam o tym Tomku! – poprosił Zbyszek.

– To bardzo interesujące, a być może i ważne w naszej sytuacji – dodała Natasza.

– Prosimy, niech pan mówi! – zawtórował Nixon. – Któż to jest ten pan Fawcett? Wydaje mi się, że już słyszałem to nazwisko!

– Być może, gdyż pułkownik Fawcett jest badaczem Ameryki Południowej – potwierdził Tomek. – Jako generalny komisarz Boliwijsko-Brazylijskiej Komisji Granicznej w tysiąc dziewięćset szóstym roku, a następnie w tysiąc dziewięćset dziewiątym, prowadził bardzo cenne prace badawcze we wschodniej Boliwii. Obecnie prawdopodobnie znów znajduje się na tym kontynencie.

Kilka miesięcy temu spotkałem go w Londynie w Królewskim Towarzystwie Geograficznym. Wygłaszał prelekcję na temat indiańskiej cywilizacji, która jakoby miała istnieć w Ameryce Południowej jeszcze przed podbojem przez Inków. Jest wiele legend mówiących o zaginionych miastach, kopalniach i dziwnym plemieniu, które unika zetknięcia się z białymi ludźmi. Fawcett zbierał te legendy, badał je i w końcu nabrał przekonania, że nieznane dotąd ostępy puszcz południowoamerykańskich kryją jeszcze niejedną tajemnicę. Fawcett wierzył w istnienie pradawnych miast i kopalń Muribeki, o których rozwodził się dość szeroko. Nosił się również z zamiarem urządzenia wielkiej wyprawy poszukiwawczej [78].

вернуться

[78] Tomek nie mógł jeszcze wtedy wiedzieć, że Percy Harrison Fawcett, angielski wojskowy i zasłużony podróżnik-badacz, zrealizuje swój zamiar w 1925 r. Właśnie wtedy Fawcett w towarzystwie swego syna, Jacka i jego przyjaciela Raleigha Rimella wyruszył na wyprawę do Mato Grosso, aby ostatecznie wyjaśnić tajemnicę pradawnych, zaginionych miast. Z wyprawy tej Fawcett ani jego towarzysze nie powrócili. Zaginięcie nabrało rozgłosu. Rozpoczęto poszukiwania. Wyprawa komandora Dyotta w 1928 r. niczego nie zdołała ustalić. W 1930 r. dziennikarz Albert de Winton rozpoczął poszukiwania, lecz również zaginął bez wieści. Wyprawa Virginio Pessione nadesłała informacje znad rzeki Kuluene, że Fawcett podobno jest więziony w głębi Mato Grosso przez Indian Aruvudu. Potem Patrick Ulyatt dostarczył podobnych wiadomości i ze swym bratem Gordonem wyruszył na poszukiwania. Nie zdołali jednak przedrzeć się przez tereny Indian Boca Pręta, którzy ich nie przepuścili w okolice, gdzie spodziewali się odnaleźć Fawcetta. Inne wyprawy także niczego nie osiągnęły. Na przestrzeni lat różni ludzie oświadczali, że widzieli Fawcetta lub słyszeli o nim. Nawet pokazywano indiańskiego chłopca, który jakoby miał być synem Jacka Fawcetta. Były to jednak tylko mało wiarygodne pogłoski. Do dnia dzisiejszego zaginięcie Fawcetta pozostało otoczone tajemnicą. Może udało mu się dotrzeć do legendarnego miasta, którego mieszkańcy odgrodzili się murem dzikich plemion? Może żył wśród nich? Byłoby to bardzo fantastyczne rozwiązanie zagadki.