Выбрать главу

– Pokażę jego kabinę – powiedział Tomek. Nowicki podał mu rewolwer.

– Idź ze Smugą. Ja wyjdę na pokład i otworzę luki.

– Gdzie jest reszta strażników? – to znowu Smuga, rozważny, opanowany, gotów do działania.

– Śpią w kabinach wzdłuż korytarza. Niektórzy na pokładzie – szepnął Tomasz.

– Uwolnijmy jak najprędzej niewolników. Pomogą nam unieszkodliwić strażników – gorączkował się Nowicki.

– Mam inny pomysł – pokręcił głową Tomek. – Zamknijmy strażników w ich kabinach.

– Jak? – Smuga natychmiast to zaaprobował.

– Drzwi każdej z kabin można unieruchomić bardzo prosto, zatykając kołkiem. Tak jak ja tu byłem zamknięty.

– No to do dzieła! – zatarł ręce Nowicki.

Uwinęli się z tym szybko i bez zbędnego hałasu. Zatyczki były zadziwiająco solidne. Nawet silnym mężczyznom nie udałoby się ich sforsować od razu.

– Siedzą jak sardynki w puszce – cieszył się Nowicki. – Otwieram luki.

– Tomku, teraz “faraon” – zdecydował Smuga.

Szczęście towarzyszyło im jak dotąd niczym stary, dobry przyjaciel. Smuga i Tomek podeszli do drzwi niewielkiej kajuty. Smuga chwycił za uchwyt, próbując je otworzyć. Były zaryglowane od wewnątrz.

– Janie, zostanę tutaj – powiedział Tomek – a ty idź, pomóż Nowickiemu.

– Dobrze. Strzelaj celnie. I uważaj na jego osobistą ochronę.

W tej chwili w ciszę szarzejącej nocy wdarł się krzyk. Smuga wyskoczył na pokład. Nowicki otwierał właśnie luki. Krzyczał Harry, który nie tracił czasu. Mierzył właśnie do jednego ze zbliżających się murzyńskich czółen.

– Nie! – krzyknął głośno Smuga. Harry drgnął. Kula zamiast w Gordona, dla którego była przeznaczona, trafiła w ramię jednego z Murzynów.

Ci, którzy spali na pokładzie, rozpoczęli bezładną strzelaninę. Tymczasem czółna dobiły do burty. Zanim Gordon wskoczył na pokład, Smuga starł się z dwoma przeciwnikami. Jeden zginął natychmiast, zastrzelony, drugiego, któremu kula przeorała policzek, zwalił z nóg silny cios w podbródek. Sytuacja zdawała się być opanowana. Niektórzy poddawali się właśnie żołnierzom Gordona, z innymi walczyli Murzyni. Do walki włączali się niewolnicy, którzy przez otwarte luki wydostali się na pokład.

Tym razem Nowicki nie zgubił Harry’ego. – Nareszcie! – krzyknął i zaatakował. Harry cudem uniknął zwarcia, a marynarz siłą rozpędu wpadł na barierkę. Odwrócił się błyskawicznie i po swojemu kpiąco uśmiechnął. Od dawna wierzył, że musi pokonać Harry’ego, by naprawdę mogli odzyskać Tomka. Harry cofał się wolno, oczekując kolejnego ataku. Nowicki kocim ruchem zbliżył się do niego. Nagle przeciwnik uskoczył w bok i gwałtownie się schylił, ale Nowicki w porę zrozumiał i tym razem był szybszy. Nogą kopnął trzonek korbacza, wpychając bicz między rzeczy leżące na pokładzie. Jednocześnie wyprowadził cios. Harry zareagował z opóźnieniem i pięść marynarza trafiła go… w ucho. Nowicki nie wytrzymał i roześmiał się głośno:

– Teraz było w ucho – powtórzył dobrze zapamiętane słowa. – A co powiesz na to? – znacząco wskazał podbródek.

Harry, któremu dzwoniło pod czaszką, wycharczał:

– Spróbuj! – I zaatakował. Jego pięść ledwie jednak musnęła twarz marynarza, a jednocześnie potworna kontra w podbródek rzuciła go na ścianę kajuty.

Teraz Nowicki dopadł Harry’ego jak burza. Chwycił lewą ręką za koszulę tuż przy gardle, wciskając go w ścianę. Zacisnął prawą dłoń, uniósł, by zadać nokautujący cios. Zauważył jednak mętne oczy przeciwnika. Powstrzymał wzniesioną do ciosu pięść i puścił Harry’ego. Ten z wolna osunął się na podłogę. Usiadł i nie próbował się podnieść.

– Ma dość! – uznał Nowicki i poczuł ogromną ulgę. Uśmiechnął się do siebie, podszedł i wyciągnął z kryjówki korbacz. Strzelił nim triumfalnie nad głową…

Tymczasem Smuga zszedł pod pokład do Tomka. Młody Wilmowski, pobladły z emocji i wysiłku, czuwał przy drzwiach kajuty “faraona”.

– Nie próbował wyjść? – zdziwił się Smuga.

– Nie – odpowiedział Tomek.

– A strażnicy?

– Wciąż próbują na nowo. Chyba słyszysz.

– Przyślę ci kilku ludzi. Zastrzelcie każdego, kto wyjdzie. Tomek skinął głową. Rozumiał, że nie było innego wyjścia.

Na pokład wyprowadzano wciąż niewolników. Niektórzy byli w kajdanach lub tak słabi i chorzy, że trzeba im było pomóc. Harry’ego i kilku jego ocalałych ludzi strzegli żołnierze Gordona.

– Tadku! – zawołał Smuga. – Weź kilku ludzi, zejdziemy pomóc Tomkowi.

Kiedy znaleźli się na dole, Smuga zawołał:

– Otwieraj! Nie masz szans. Jesteś otoczony. Odpowiedziała mu cisza.

– Wyważmy drzwi – zaproponował Nowicki.

– Pamiętajcie o jego ochronie – ostrzegał Smuga.

Marynarz po prostu potężnie kopnął w zamek. Po chwili drzwi stały otworem. Wypadł zza nich Murzyn. Sztychem szabli zaatakował Nowickiego. Ten umknął, stosując unik. Rozległ się głuchy odgłos strzału i Murzyn upadł na twarz. Szabla utkwiła w drzwiach. Smuga spokojnie ładował rewolwer.

– Mówiłem ostrożnie! – powiedział chłodno.

Zajrzeli do środka. Na łóżku dostrzegli postać człowieka. Wydawało się, że śpi, ale kołdrę, którą był przykryty, plamiła krew. Nie był to przyjemny widok.

Smuga, Nowicki i Tomek zatrzymali się tuż przy drzwiach. Oto człowiek, który doprowadził do tragedii wielu ludzi. Zdolny, operatywny, ale z umysłem owładniętym chorą, złowrogą ideą. Do końca nie potrafili jej zrozumieć. Ich triumf zaprawiony został goryczą.

Nowicki w końcu podszedł i odsłonił twarz leżącego. Była czarna! A więc to nie “faraon”, jak sądzili. Najpewniej drugi z Murzynów stanowiących osobistą ochronę. Teraz dopiero zauważyli szeroko otwarty bulaj. Nowicki wyjrzał na zewnątrz. Pobladły odwrócił się w stronę przyjaciół.

– Pełno tam wściekłych krokodylszczaków – powiedział z niechęcią. Smuga i Tomek wyjrzeli również i opanowała ich groza.

– Zginął śmiercią, którą przygotował dla mnie – szepnął Tomek.

– Chodźmy. Nic tu po nas – szorstko powiedział Smuga.

– Jeszcze chwilę – Tomek chciał rozejrzeć się po kajucie.

Na jednej ze ścian wisiały insygnia faraońskiej władzy. Pod nimi na małym stoliczku obok świecznika stał jakiś przedmiot, przykryty kawałkiem złocistej tkaniny. Tomek podniósł materiał. Zalśnił posążek faraona w myśliwskim stroju. Pierwszy wziął go do ręki Smuga.

– Sally mówiła, że jest zbyt lekki, jak na zrobiony ze złota. Rzeczywiście jest zbyt lekki.

– Masz rację, Janie – potwierdził Tomek, uśmiechając się tajemniczo.