Выбрать главу

— W każdym razie należy zachować konieczne środki ostrożności — doradzał Clark. — O wypadek nietrudno.

— Zgadzam się z panem całkowicie — potwierdził Wilmowski, a zwracając się do Smugi, dodał: — Słuchaj, Janku, ty odpowiadasz za nasze bezpieczeństwo. Musisz wydać odpowiednie zarządzenia. Ja natomiast postaram się jakoś ułożyć z krajowcami.

Smuga natychmiast zwołał wszystkich uczestników wyprawy i powiadomił ich o konieczności zachowania daleko posuniętej ostrożności. Na zakończenie powiedział:

— Od tej chwili nikomu nie wolno wychodzić z domu bez broni ani też wydalać się poza obręb stacji bez mego pozwolenia. Jeżeli zajdzie potrzeba, będziemy wystawiali przed domem warty. Przede wszystkim jednak uprzedzam, że broni należy użyć jedynie w razie napaści grożącej utratą życia. Jestem pewny, że Wilmowski, jak zwykle, opanuje sytuację i przekona krajowców o bezpodstawności plotek.

Wkrótce wszyscy udali się na spoczynek. Cisza zapanowała w małym osiedlu.

Wilmowski długo nie mógł zasnąć. Jako kierownik wyprawy odpowiedzialny był za pomyślne przeprowadzenie łowów. Plotka krążąca wśród krajowców mogła spowodować wiele kłopotu. Jeśli odmówią udziału w łowach, sytuacja stanie się naprawdę ciężka. Nie będzie można urządzić obławy na szybkonogie kangury i strusie emu. W pewnej chwili jego rozmyślania przerwał szept Tomka:

— Nie śpisz jeszcze, tatusiu?

— Nie śpię — cicho odparł Wilmowski. — Widzę, że i ty nie możesz usnąć. Późno już...

— Myślę o tym, co powiedział pan Clark. Dlaczego krajowcy nie wierzą Tony'emu?

— Nie wierzą mu, ponieważ przebywa wśród białych ludzi. Mają mu to za złe.

— Przecież on nie robi nic złego — zdziwił się Tomek.

— To nie jest takie proste, Tomku. Oni uważają, że Tony pracuje dla nas na ich niekorzyść.

— W jaki sposób przekonamy krajowców o naszych dobrych zamiarach?

— Muszę im to jakoś po przyjacielsku wytłumaczyć, by przełamać nieufność, a teraz śpij, jest już bardzo późno.

— Dobrze, postaram się usnąć. Dobranoc, tatusiu!

Tomek odwrócił się do ściany.

Wilmowski wkrótce zasnął, nie powziąwszy jakiegokolwiek postanowienia. Był to bardzo niespokojny sen. Przyśniła mu się afrykańska wyprawa, w czasie której przeżył wiele kłopotów z krajowcami. Niepokojące obrazy pojawiały się w jego podświadomości. Słyszał ostrzegawcze bębnienie tam-tamów, a z gąszczu dżungli co chwila wychylali się uzbrojeni Murzyni. Naraz kroczący obok niego Smuga szybko podniósł karabin do ramienia.

“Nie strzelaj” krzyknął Wilmowski, lecz Smuga nie słyszał wołania i naciskał spust raz za razem. Krajowcy grozili włóczniami. Teraz dopiero Wilmowski spostrzegł, że to nie Smuga, lecz Tomek strzelał do kryjących się za drzewami Murzynów. Wilmowski nagle zbudził się pod wpływem silnego wzruszenia. Uspokoił się; w izbie było już zupełnie jasno. Uzmysłowił sobie, że to wszystko było jedynie przykrym snem. Wtem usłyszał wyraźnie suche trzaski strzałów karabinowych.

“Raz, dwa, trzy” liczył cicho zastanawiając się, co ma oznaczać ta kanonada. Powoli ogarniał go coraz większy niepokój. Odruchowo spojrzał w kierunku posłania Tomka. Było puste. Nie ujrzał również ułożonych wieczorem przez syna przy posłaniu sztucera i rewolweru. W dali wciąż rozlegały się strzały. Zimny pot pokrył czoło Wilmowskiego. Zerwał się na równe nogi, chwycił spod poduszki rewolwer i krzyknął:

— Alarm!

Łowcy porwali się z posłań, chwytając za broń. Wilmowski przerażony zawołał:

— Tomek wyszedł z domu! To odgłos strzałów jego sztucera!

Mężczyźni, tak jak zerwali się ze snu, wybiegli z domu z bronią w rękach.

Rzucili się w kierunku, z którego dochodziły odgłosy strzałów. Zanim wyminęli domek zamieszkiwany przez Watsunga, wyszedł ku nim Clark całkowicie ubrany.

— Stójcie, do wszystkich diabłów! — powiedział stanowczo. Chwycił Wilmowskiego za ramię i zatrzymał na miejscu.

— Tomek wyszedł z domu! — wyrzucił z siebie Wilmowski jednym tchem. — To on strzela!

— Wiem o tym — odparł Clark — ale niech się pan uspokoi, z Watsungiem obserwujemy go przez lornetkę. Nic mu nie grozi.

Wilmowski wolno opanował wzburzenie. Otarł ręką pot spływający z czoła.

— Zapomnieliśmy o nim wczoraj — westchnął ciężko, spoglądając na Smugę. — Należy mu się lanie za samowolę.

— Może lanie należałoby się komu innemu... to jeszcze rzecz do dyskusji — mruknął Clark. — Wejdźcie do domu. Zobaczycie coś ciekawego.

Po chwili znaleźli się w małej izbie. Przy oknie ujrzeli Watsunga spoglądającego w dal przez lornetkę. Obok niego stał karabin oparty o ścianę.

— No i co? — krótko zapytał Clark.

— Bez zmiany — padła odpowiedź.

Clark podał lornetkę Wilmowskiemu mówiąc:

— Niech pan sam zobaczy, co porabia pański syn.

Wilmowski spojrzał przez lornetkę i zdumiał się. Ujrzał Tomka popisującego się celnością strzałów przed grupką zaintrygowanych Australijczyków.

— Zwariował chłopak! — orzekł gniewnie.

— Co on robi? — zaciekawił się Smuga.

— Urządził popis strzelecki dla młodych krajowców — wyjaśnił Clark. — Przedtem zaś zjadł śniadanie w towarzystwie nowych znajomych.

— Co pan mówi? — nie dowierzał Wilmowski.

— To, co pan słyszy. Od kilku dni, na skutek wzburzenia krajowców, zachowujemy dużą ostrożność. Czuwamy na zmianę. O świcie nadeszła moja kolej. Spostrzegłem zaraz tych młodych Australijczyków. Są oni na pewno wywiadowcami koczujących w okolicy plemion. Kiedy zobaczyłem Tomka idącego do nich z torbą konserw i sztucerem na ramieniu, omal nie uczyniłem tego, co i wy w pierwszej chwili chcieliście zrobić. Już miałem wybiec, by zatrzymać go, gdy przyszła mi pewna myśl do głowy.

— Już wiem — domyślił się Wilmowski. — Był pan ciekaw, czy uda mu się zaprzyjaźnić z krajowcami.

— O to mi właśnie chodziło! Zawołałem Watsunga, po czym, trzymając broń w pogotowiu, obserwowaliśmy go nie widziani przez nikogo. Jakoś musiał dogadać się z Australijczykami, wkrótce bowiem wspólnie zjedli śniadanie. Potem Tomek rozpoczął popisy, strzelając do pustych blaszanek i bawi w ten sposób krajowców do tej pory.

— Czy to na pewno są zwiadowcy? — zapytał Smuga.

— Z całą pewnością! — potwierdził Clark. — Przypuszczaliśmy, że usłyszycie strzały. Byłem gotów pójść powiadomić was o wszystkim, ale tymczasem sami już wybiegliście z domu.

— Ciekawe, co z tego wyniknie? — zastanowił się Smuga.

— Jedno jest pewne — odezwał się milczący dotąd Bentley — jeżeli Tomek nic pomoże nam w tej głupiej sytuacji, to na pewno nie przyniesie szkody. Trzeba, mimo wszystko, zwracać na niego baczniejszą uwagę.

Wilmowski powtórzył im teraz nocną rozmowę z synem.

— Nigdy nie przypuszczałem, że taki będzie jej skutek — zakończył. — Co wypada nam uczynić w tej chwili?

— Obserwujmy Tomka i czekajmy cierpliwie — zaproponował Clark. — Wydaje mi się, że zabawa dobiega końca. Australijczycy wygaszają ogień.

Po chwili odłożył lornetkę.

— Tomek powraca do domu. Zrobimy mu małą niespodziankę — oznajmił.

Tomek szedł wolnym krokiem, a grupa krajowców oddalała się ku skalistym wzgórzom. Kiedy chłopiec przechodził obok domku, Clark wychylił się oknem.

— Dzień dobry! Widzę, że lubisz poranne spacery! — powitał Tomka.

— Dzień dobry panu! Owszem, lubię. Nie byłem jednak na spacerze — odparł Tomek.

— Może wstąpisz na śniadanie — zaproponował Clark.