Выбрать главу

— To już moje drugie porwanie w Australii — zawołał Tomek.

Wśród ogólnej wesołości wysiedli z powozu, a gdy weszli do domu, zastali w salonie bosmana Nowickiego zajętego ożywioną rozmową z matką Bentleya.

Okazało się, że gościnny zoolog, odsyłając klatki z ptakami na statek, załączył zaproszenie dla bosmana, zapewniając go z góry o zgodzie kierownika wyprawy na opuszczenie “Aligatora”. W ten sposób wszyscy Polacy uczestniczący w wyprawie znaleźli się w domu Bentleyów.

Wieczór i następny dzień minęły nadzwyczaj szybko. Pani Bentley okazała się bardzo miłą i gościnną kobietą. Wypytywała rodaków o Warszawę, interesowała się przeżyciami Tomka w czasie wyprawy i nawet namawiała go usilnie, aby pozostał w Australii. Pożegnalny obiad był prawdziwą ucztą. Zaproszono na niego Tony'ego, który szczególną sympatią darzył “Małą Głowę”. Kiedy podróżnicy przygotowywali się już do powrotu na statek, Bentley ofiarował Tomkowi na pamiątkę prawdziwy bumerang, dzidę i tarczę.

— Ofiarowanie bumerangu przez Australijczyka ma u nas specjalne znaczenie — powiedział Bentley, wręczając piękny dar. — Ma to oznaczać: wróć do nas, jak powraca bumerang. Będziesz zawsze naszym najmilszym gościem.

Chłopiec wzruszony uściskał Bentleya i jego matkę, obiecując napisać do nich po przybyciu do Europy. Po serdecznym pożegnaniu łowcy udali się wprost na dworzec, gdzie wsiedli do pociągu, który dowiózł ich do Port Phillip.

Powrót na statek uradował Tomka do tego stopnia, że ojciec z trudem nakłonił go do udania się na spoczynek. Oczywiście Dingo zamieszkał z nim w jednej kabinie, gdyż chłopiec nie chciał rozstać się ze swym ulubieńcem. Zaledwie zajaśniał dzień, Tomek zerwał się z łóżka. Razem z Dingo rozpoczął wędrówkę po wszystkich zakamarkach statku, spędzając najwięcej czasu w pomieszczeniach zwierząt. Z wyjątkiem dziobaków, które mimo największych starań załogi nie dojechały żywe do Europy, zwierzęta czuły się znośnie.

Mały kangurek oswoił się już z widokiem ludzi. Wychodził nawet z klatki, w której przebywał z wojowniczą matką i brał pożywienie z rąk obsługi. Tomek gorliwie pomagał w karmieniu zwierząt i dopiero basowy ryk syreny okrętowej wywabił go na pokład. Nadeszła chwila odjazdu. “Aligator” zwolniony z uwięzi wolno oddalał się od brzegu. Zadudniły maszyny. Wkrótce statek wypłynął z zatoki w otwarte morze. Brzegi Australii roztapiały się w dali.

Tomek udał się teraz do kabiny, ponieważ po powrocie z wyprawy nie zdążył nawet rozpakować swych rzeczy. Przede wszystkim zawiesił nad łóżkiem, obok własnej broni palnej, otrzymane od Bentleya: dzidę, bumerang oraz tarczę. Następnie rozłożył na podłodze wyprawioną skórę tygrysa, po czym z zadowoleniem rozejrzał się po pokoju. Wydawało mu się, że gdyby Irka mogła przypadkowo znaleźć się w jego kabinie, to na pewno orzekłaby, iż “pachnie” w niej prawdziwą dżunglą.

Z kolei Tomek otworzył walizkę, aby umieścić swe ubrania w ściennej szafie. Na samym dnie walizy ujrzał, już zapomniany, dziwny dar starego O'Donella. Ciężki kawał gliny leżał owinięty w niezbyt świeżą kraciastą chustkę. Tomek uśmiechnął się biorąc do ręki zawiniątko. Zgodnie z przyrzeczeniem danym poszukiwaczowi złota mógł obecnie przekonać się o właściwości tej ciężkiej gliny.

“A to dziwak z pana O’Donella — pomyślał. — Na pewno spłatał mi jakiegoś figla. Trzeba sprawdzić, na czym ów figiel polega”.

Wybiegł do łazienki po morską wodę, w której O'Donell polecił mu zanurzyć swój oryginalny dar. Powracając z kabiny z miską napełnioną do połowy zielonkawą wodą spotkał na korytarzu ojca i Smugę.

— Czy rozpakowałeś się już? — zapytał ojciec.

— Właśnie uporządkowałem moje rzeczy. Wstąpcie na chwilę do mnie, a zobaczycie coś zabawnego — odparł Tomek.

Weszli razem do kabiny. Dingo przywitał ich machnięciem ogona. Tomek postawił miskę na stole mówiąc:

— Pamiętasz, tatusiu, że po powrocie z polowania na skalne kangury poleciłeś mi udać się do obozu poszukiwaczy złota z zapytaniem, czy nie potrzebują naszej pomocy. Otóż podczas pożegnania starszy pan O'Donell wręczył mi dziwny upominek. Mianowicie był to kawał gliny znalezionej w parowie. Ma ona nabierać specjalnych właściwości po zanurzeniu w morskiej wodzie. Pan O'Donell polecił mi nie mówić nikomu o podarunku i prosił, abym go obejrzał dopiero na statku. Prawdę mówiąc, zapomniałem o nim. Dopiero teraz, podczas rozpakowywania bagażu, znalazłem bryłę gliny na dnie walizy. Na pewno pan O'Donell zażartował sobie ze mnie mówiąc, że ten upominek sprawi mi wielką niespodziankę. Mimo to przyniosłem zgodnie z jego poleceniem trochę morskiej wody i zaraz sprawdzimy, co miały znaczyć jego słowa.

Tomek rozsupłał węzeł chustki i wrzucił nieforemny kawał gliny do wody. Po chwili pochylił się nad miską. Ojciec i Smuga zdziwieni opowiadaniem chłopca również pochylili się, aby lepiej widzieć.

— Ha, zaraz w parowie pomyślałem, że pan O'Donell zażartował ze mnie — odezwał się Tomek. — Glina nie zmienia wyglądu pod wpływem morskiej wody. Najlepiej zrobię wylewając za burtę wodę razem z tym śmiesznym darem.

— Poczekaj chwilę — zatrzymał go Smuga. — Może się mylę, lecz... Zanurzył rękę w wodzie i wyjął bryłę. Ważąc ją na dłoni jak na szali wagi, dodał:

— Za ciężka jak na ziemię...

Znów zanurzył dłonie w wodzie i zaczął rozgniatać glinę. Cienka, czerwona warstwa ziemi rozkruszyła się teraz. Po chwili podał Wilmowskiemu ciemnożółtą bryłę mówiąc:

— Oto niespodzianka zapowiedziana przez O'Donella.

— Do licha, przecież to wygląda jak bryła złota! — zawołał Wilmowski oglądając podarunek.

— Bo też jest to prawdziwy duży nuget — potwierdził Smuga. — Słyszałem, że kilkanaście lat temu znajdowano w Australii potężne bryły złota. No, Tomku, nie możemy powiedzieć, że O’Donellowie nie byli warci tego, co zrobiłeś dla nich. Podły człowiek nie zdobyłby się na taki królewski dar.

— Czy to naprawdę złoto? — nie dowierzał Tomek zdziwiony odkryciem Smugi.

— Nie ma wątpliwości Tomku. To jest prawdziwe złoto — odparł nie mniej zdziwiony ojciec. — Wydaje mi się, że jest to istotnie wspaniały dar.

— Co ja mam z tym zrobić? — zafrasował się chłopiec.

— Możesz sprzedać złoto, a otrzymane za nie pieniądze złożysz w banku. Będziesz miał do dyspozycji ładną sumkę, gdy podrośniesz — doradził ojciec.

Tomek zastanowił się przez chwilę, po czym zawołał z ożywieniem:

— Już wiem, co zrobimy ze złotem. Urządzimy za nie samodzielną wyprawę do Afryki.

Obydwaj mężczyźni spojrzeli na siebie zaskoczeni tym pomysłem.

— Co myślisz, Janie, o tej propozycji? — zagadnął Wilmowski.

— “Mała Głowa” nie jest pozbawiona rozsądku — odparł Smuga. — Warto zastanowić się nad tym projektem.

— Porozmawiamy na ten temat w odpowiednim czasie — powiedział Wilmowski.

— To wspaniale tatusiu, lecz nie chcę więcej widzieć złota, które przypomina mi to straszne wydarzenie w parowie — zawołał Tomek, a po chwili zastanowienia zapytał: — Tatusiu, pan Smuga zaprosił mnie na wyprawę do Afryki. Czy pozwolisz, abym pojechał z wami?

— Jeśli będziesz uczył się dobrze, to pojedziesz do Afryki — odparł ojciec. — Zaraz po powrocie do Europy odwiozę cię do szkoły. Mam nadzieję, że nadrobisz opóźnienie w nauce. Prędzej jak w maju przyszłego roku i tak nie będziemy mogli wyruszyć na nową wyprawę.