Ojciec Łukasza spojrzał na zegarek, przezornie ukryty w bucie.
— Pół do szóstej — sprostował z ulgą. — Nie martw się, Helu. Mamy przecież lipiec.
— Powinni byli powiedzieć, dokąd idą.
— To prawda. A może się spotkali i razem poszli do Górka…
Pani Helena pokręciła głową z powątpiewaniem. Jej wzrok pobiegł w stronę pontonu.
— Pawle! — zawołała. — Pawle!
Ciemny kształt zakołysał się ciężko. Na jeziorze coś zaburczało.
— Pawle! Nie leż tak bez ruchu, bo zaśniesz! Nie wolno spać na wodzie! Słyszysz?
Burczenie przybrało na sile. Dało się słyszeć coś w rodzaju — Ja na pewno nie zasnę. Ale wyraźnie zabrzmiało jedynie,ja”.
Z brzegu odpowiedziało westchnienie.
Na plażyczce pojawił się dziadek Klemens. Był w samych kąpielówkach. Radośnie wywijając trzymanym w ręku ubraniem zszedł, a właściwie zbiegł ze zbocza i uśmiechnięty zmierzał ku zafrasowanej parze. Za nim podążał rudawy chłopiec, niosąc na barana małą dziewczynkę. Ta ostatnia wczepiła obie rączki w czuprynę swojego wierzchowca i wesoło zachęcała go do galopu.
— Jestem i wyzywam wszystkich na maraton pływacki! — pan Klemens zrzucił sandały, po czym wykonał kilka odważnych podskoków.
Gdyby nie biała głowa, śmiało można by go wziąć za ojca Miry i Pawła, a nie za ich dziadka. — No co? Tchórz was obleciał? — wołał tryumfująco. — A gdzie reszta? Aha, część reszty widzę — zauważył ponton. — Czy on jeszcze żyje, czy też odprawimy marynarski pogrzeb?
— Niech ojciec tak nie żartuje… — szepnęła pani Helena.
— Przepraszam, przepraszam — ukorzył się z przesadną skruchą dziadek. Nagle spojrzał na synową i spoważniał. — Czy coś się stało?
— Nie, nie — powiedział szybko ojciec Łukasza. — Po prostu Mira zostawiła swoje rzeczy i dokądś poszła. Nie wiemy dokąd…
— Kostium leżał tutaj, kiedy przyszliśmy po obiedzie. Już wtedy jej nie było i dotąd się nie pokazała — wyjaśniła pani Helena. — Jestem troszeczkę zaniepokojona.
— Wszyscy chodzą teraz do Górka — pośpieszył z pociechą piegowaty syn gajowego. Zdjął z ramion siostrzyczkę i nie zważając na jej głośne protesty postawił ją na piasku. — Pewnie Mira specjalnie położyła tu ręcznik i kostium, żeby wykąpać się, kiedy będzie wracać. Po co taszczyć ze sobą rzeczy?
— Sama mądrość przemawia przez usta tego młodzieńca — wyrecytował dziadek. — Zaraz zobaczymy anielskie oblicze twojej córki i usłyszymy:,Co będzie na kolację?”
Tego popołudnia pan Klemens nie był szczęśliwym prorokiem.
— Oby — mruknęła pani Helena. — A jeśli weszła do wody? Zaraz po jedzeniu? — przestraszyła się nagle.
— Co tutaj leży? — dziadek pokazał palcem. — Kostium. Wobec tego gdzie jest Mira? Nie w wodzie. Nawet gdyby postanowiła zhańbić rodzinę i kąpać się publicznie na golasa, to co musiałoby leżeć obok kostiumu? Sukienka. Czy tutaj jest sukienka? Nie ma. Wobec tego, gdzie jest sukienka? Na Mirze. A może myślisz, że Mira poszła pływać w sukience?
— Ojciec ma rację. Mówię niedorzeczności — uśmiech na twarzy pani Heleny zgasł jednak równie prędko, jak się pojawił. — Ale gdzie ona jest…
— Tego nie wiem — odparł lekko dziadek. — Wiem natomiast, gdzie ja zaraz będę. Mam za sobą pracowite godziny. Broniłem przed kosmitami całą ludzkość, a niektórych ludzi dodatkowo przed ziemskim kryminałem. Należy mi się odpoczynek — pan Klemens był najwyraźniej rad z siebie, z towarzystwa, w jakim się znalazł, z jeziora, gór i pogody. Zapewne dlatego stał się taki gadatliwy i, wbrew swoim obyczajom, sypał słowami bez zastanowienia. — Przypominam, że wyzwałem wszystkich obecnych na zawody pływackie. Dziesięć metrów od brzegu prosto, potem dziesięć na lewo, z powrotem, dziesięć na prawo, z powrotem, i na plażę — wyznaczył trasę,maratonu”. — Czekam!
— Jestem do dyspozycji — powiedział ojciec Łukasza.
— Znakomicie. Pański syn także jeszcze nie wrócił?
— Nie.
— Trudno. Zadowolę się rozgromieniem starszego pokolenia. A te zwłoki tam, w pontonie? Och, wybacz mi, Helu. Znowu te cmentarne dowcipy. Czy mimo wszystko pójdziesz ze mną do wody?
Pani Helena pokręciła głową.
— Pływałam już dwa razy — powiedziała przepraszającym tonem. — Jak na moje lata wystarczy. Posiedzę na brzegu i będę się wam przypatrywać.
— Tak, tak. W twoim wieku to rzeczywiście najstosowniejsze zajęcie. Spoczywaj w spoko… tfu, co też mi się dzisiaj uczepiło! Panie Rafale, hop!
Kiedy ucichł potężny plusk, a dwie wystające z wody głowy oddaliły się od brzegu, pani Helena usiadła i jakby przypadkiem położyła rękę na kostiumie Miry. Ale nie dane jej było spocząć w spo… to znaczy spokojnie odpocząć.
— Bardzo przepraszam — rudowłosy syn gajowego podszedł bliżej prowadząc za sobą siostrzyczkę. — Czy pani naprawdę nie pójdzie się kąpać?
— Nie, nie pójdę. I bardzo chętnie pobawię się chwilę z małą — zapytana natychmiast odgadła, o co chodzi. Wolnym ramieniem przygarnęła dziewczynkę i uśmiechnęła się do niej.
Piegus pokręcił siostrzyczce palcem.
— Bądź grzeczna. Zaraz po ciebie wrócę i pójdziemy do domu. Mama wybrała się do sąsiadów — uznał, że pani Helenie należy się wyjaśnienie. — Do cioci Amelii. Nie była u niej chyba dwa lata. Mój tato nie cierpi jej męża. Tego, co zawsze chodzi w takim brudnym kapeluszu. Ciotka byłaby nawet do rzeczy, ale mąż to jej się nie udał. Ani Jacek, to jest ich syn. Niby mój kuzyn, ale jak go spotykam, to zawsze boję się, że mnie opluje. No, niechby spróbował. Dzisiaj po południu przyszedł do nas pan Profesor Piotrowicz i długo rozmawiał z mamą. Wracał z Górka, ze szkoły. A potem mama zaraz poleciała do ciotki. Nie wiem, co pan profesor jej Powiedział, bo wybiegła tak jak stała, a właśnie była w oborze. Zapomniałem nawet o jedzeniu dla taty. Chciałem poczekać na mamę w domu, ale wtedy pan Piotrowicz wziął mnie za rękę i przyprowadził tutaj. Mówił tak śmiesznie. Że w dole, zaraz za drzewami, jest całkiem ładne jeziorko, i że powinienem je choć raz w życiu zobaczyć. A przecież ja urodziłem się w Górku… No to pójdę do wody, dobrze?
Pani Helena została na brzegu z wiercącą się niespokojnie dziewczynką i z kostiumem, którego obecność nie pozwalała jej cieszyć się beztrosko pięknym popołudniem.
Z opowieści piegusa wynikało, że dziadek Klemens istotnie spędził dzień pracowicie. Był w szkole. Zapewne po to, żeby się spotkać ze znajomym profesorem, badającym ślady kosmitów. Następnie odwiedził żonę gajowego. Ciekawe, o czym z nią rozmawiał? Dlaczego zacna kobieta zaraz potem pobiegła do swojej siostry, pomimo że nie utrzymywała z nią bliskich, rodzinnych stosunków.
Pan Klemens stawał się tajemniczym.
W pięknym domu na zboczu nikt dzisiaj nie pamiętał o poobiedniej sjeście. Pierwszy wyszedł dziadek. Zaraz po nim Łukasz, a zaledwie minutę później Mira, choć przedtem zapowiedziała, że nigdzie się nie wybiera. Paweł napompował ponton. Mama i ojciec Łukasza pomogli mu go zanieść nad wodę.
Ale to wszystko działo się trzy godziny temu.
Pani Helena uspokoiła zniecierpliwioną dziewczynkę, dała jej do zabawy swój czepek kąpielowy i spojrzała przez ramię na piasek. Porzucony kostium Miry przyciągał jej wzrok jak magnes.
Łukasz niby zahipnotyzowany zrobił pół kroku do przodu.
— Nie podchodź! — drobna rączka z zaskakującą siłą wpiła się w jego koszulę na plecach.
— Nie podchodzę… — wykrztusił chłopiec. Zabrzmiało to tak, jakby w jego gardle odezwał się przeziębiony gawron.