Выбрать главу

Charlaine na to nie pozwoli. Musi go zatrzymać.

Jak?

To, że chcesz go zatrzymać, jest szlachetne i godne podziwu, ale bądź realistką. Co może zrobić? W domu nie ma broni. Nie może po prostu wybiec, wskoczyć facetowi na plecy i wydrapać mu oczu. Nie, musi wymyślić coś mądrzejszego.

Powinna go śledzić.

Pozornie wydawało się to śmieszne, ale miało sens. Jeśli ten człowiek ucieknie, ona zacznie się bać. Czysty, potworny strach nie opuści jej ani na chwilę, dopóki go nie złapią, co może nigdy nie nastąpi. Charlaine widziała twarz tego człowieka. Widziała jego oczy. On nie pozwoli jej żyć.

Jeśli rozważyć alternatywy, śledzenie go – siedzenie mu na ogonie, jak mówią w telewizji – ma sens. Pojedzie za nim swoim samochodem. Zachowa bezpieczną odległość. Będzie mogła powiedzieć policji, gdzie on jest. Jej plan nie przewidywał długiego śledzenia, tylko do chwili, kiedy przejmie go policja. Wiedziała, co się stanie, jeśli nic nie zrobi: kiedy przyjedzie policja, Azjaty już tu nie będzie.

Nie ma innego wyjścia.

Im dłużej o tym myślała, tym mniej zwariowany wydawał jej się ten pomysł. Przecież będzie w jadącym samochodzie.

Zachowa bezpieczną odległość. Przez telefon komórkowy będzie utrzymywała kontakt z dyżurnym policjantem.

Czy to nie bezpieczniejsze rozwiązanie, niż pozwolić przestępcy uciec?

Zbiegła po schodach.

– Charlaine?

To Mike. Stał w kuchni, jedząc nad zlewem krakersy z masłem orzechowym. Przystanęła na moment. Spojrzał jej w oczy tak, jak tylko on potrafił i tylko on to robił. Nagle wróciły studenckie czasy, kiedy poznali się i pokochali. Tak patrzył na nią wtedy i tak patrzył teraz. Wtedy był szczuplejszy i taki przystojny. Jednak to spojrzenie i te oczy pozostały takie same.

– Co się stało? – zapytał.

– Muszę… – urwała i nabrała tchu. – Muszę coś załatwić.

To spojrzenie. Badawcze. Przypomniała sobie, jak zobaczyła go po raz pierwszy, tamtego słonecznego dnia w Centennial Park w Nashville. Jak bardzo się od siebie oddalili? Mike wciąż widział ją taką. Nadal patrzył na nią tak, jak nikt inny na świecie. Przez moment Charlaine nie mogła się ruszyć. Była bliska łez. Mike rzucił krakersy do zlewu i ruszył w jej stronę.

– Ja poprowadzę – powiedział.

18

Grace i sławny rockman znany jako Jimmy X siedzieli sami w pokoju do nauki i zabawy. Na podłodze leżał porzucony GameBoy Maxa. Pokrywa była uszkodzona i baterie przytrzymywała prowizoryczna opaska z taśmy klejącej. Leżące obok, jakby wyplute pudełko zawierało grę zatytułowaną „Super Mario 5”, która, słabo zorientowanej w tych sprawach Grace, wydawała się dokładnie taka sama jak poprzednie cztery wersje „Super Mario”.

Córa zostawiła ich i wróciła do swej roli cyberdetektywa. Jimmy nie odezwał się jeszcze ani słowem. Siedział z rękami na kolanach i opuszczoną głową, przypominając Grace tamtą wizytę w szpitalu, niedługo po tym, jak odzyskała przytomność.

Chciał, żeby odezwała się pierwsza. Zdawała sobie z tego sprawę. Jednak nie miała mu nic do powiedzenia.

– Przepraszam, że przyszedłem tak późno – zaczął.

– Myślałam, że masz dzisiaj występ.

– Już się skończył.

– Wcześnie – zauważyła.

– Koncerty zwykle kończą się o dziewiątej. Tego życzą sobie sponsorzy.

– Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? Jimmy wzruszył ramionami.

– Chyba zawsze wiedziałem. – Co chcesz przez to powiedzieć?

Nie odpowiedział, a ona nie naciskała. Przez kilka sekund w pokoju panowała głucha cisza.

– Nie wiem, jak zacząć – rzekł Jimmy, a po krótkiej przerwie dodał: – Wciąż utykasz.

– Niezły początek. Próbował się uśmiechnąć.

– Tak, utykam.

– Po…

– Tak.

– Przykro mi.

– I tak mi się udało.

Po jego twarzy przemknął cień. Głowa, którą w końcu odważył się na chwilę podnieść, znów opadła.

Jimmy wciąż miał te wystające kości policzkowe. Słynne blond loki znikły, padłszy ofiarą genetyki lub brzytwy. Oczywiście postarzał się. Młodość miał już za sobą i Grace zastanawiała się, czy to stwierdzenie dotyczy również jej.

– Tamtej nocy straciłem wszystko… – urwał i pokręcił głową. – To nie wyszło tak, jak powinno. Nie przyszedłem tu szukać współczucia.

Milczała.

– Czy pamiętasz, jak przyszedłem do ciebie do szpitala? Skinęła głową.

– Czytałem wszystkie artykuły w gazetach. Wszystkie. Oglądałem wszystkie dzienniki telewizyjne. Mogę opowiedzieć ci o każdym dzieciaku, który zginął tamtej nocy. O każdym z nich. Znam ich twarze. Kiedy zamykam oczy, wciąż je widzę.

– Jimmy?

Znowu na nią spojrzał.

– Nie powinieneś opowiadać tego tutaj. Te dzieci miały rodziny.

– Wiem.

– Nie ja mogę cię rozgrzeszyć.

– Myślisz, że po to tu przyszedłem?

Grace nie odpowiedziała.

– Po prostu… – Pokręcił głową. – Sam nie wiem, dlaczego przyszedłem, rozumiesz? Zobaczyłem cię dzisiaj. W kościele. I widziałem, że mnie poznałaś. – Przechylił głowę. – A właściwie, jak mnie znalazłaś?

– To nie ja.

– Ten człowiek, z którym byłaś?

– Carl Vespa.

– Chryste. – Zamknął oczy. – Ojciec Ryaoa.

– Tak.

– On cię tam przywiózł?

– Tak.

– Czego chce?

Grace zastanowiła się nad tym.

– Nie sądzę, żeby wiedział.

Teraz Jimmy zamilkł na dłuższą chwilę.

– Wydaje mu się, że chce przeprosin.

– Wydaje mu się?

– Tak naprawdę, to chce odzyskać syna. W pokoju zrobiło się duszno. Grace wierciła się na fotelu. Z twarzy Jimmy'ego odpłynęła krew.

– Próbowałem, wiesz. Mówię o przeprosinach. On ma rację. Jestem im to winien. Co najmniej to. I nie mówię tu o tej głupiej sesji zdjęciowej z tobą w szpitalu. Mój menedżer tego chciał. Ja byłem tak naćpany, że się zgodziłem. Ledwie mogłem ustać. – Spojrzał na nią. Jego oczy wciąż miały tę intensywną barwę, która zrobiła z niego gwiazdę MTV. – Pamiętasz Tommy'ego Garrisona?

Pamiętała. Zginął, stratowany przez oszalały tłum. Jego rodzicami byli Ed i Selma.

– Jego zdjęcie mną wstrząsnęło. Jak zdjęcia ich wszystkich, wiesz… Ich życie dopiero się zaczynało… – Znowu urwał, zaczerpnął tchu i spróbował ponownie: – Tylko że Tommy wyglądał jak mój młodszy brat. Nie mogłem pozbyć się jego obrazu. Więc poszedłem do jego domu. Chciałem przeprosić jego rodziców…

Zamilkł.

– I co się stało?

– Byłem tam. Siedziałem przy ich kuchennym stole. Pamiętam, że oparłem na nim łokcie i zakołysał się. Na podłodze mieli linoleum, mocno wytarte. Tapeta, taka okropnie żółta w kwiaty, odchodziła od ścian. Tommy był ich jedynym dzieckiem. Patrzyłem na ich życie, na ich puste twarze… Nie mogłem tego znieść.

Nic nie powiedziała. – I wtedy uciekłem.

– Jimmy?

Spojrzał na nią.

– Gdzie byłeś?

– W wielu miejscach.

– Dlaczego?

– Co dlaczego?

– Czemu po prostu zrezygnowałeś ze wszystkiego?

Wzruszył ramionami.

– Tak naprawdę nie było tego zbyt wiele. Muzyczny biznes, cóż… nie będę się nad tym rozwodził, ale powiedzmy, że jeszcze nie zarobiłem dużych pieniędzy. Byłem nowy. Trzeba czasu, żeby zrobić duże pieniądze. Nie zależało mi na tym.

Chciałem uwolnić się od tego.

– I dokąd się udałeś? – - Zacząłem na Alasce. Patroszyłem ryby, wierz mi albo nie. Robiłem to przez prawie rok. Potem zacząłem podróżować i grać z małymi zespołami w różnych lokalach. W Seattle spotkałem grupkę starych hipisów. Kiedyś podrabiali dokumenty dla członków Weather Underground i innych organizacji.