– Jednak pan w to nie wierzy.
– A pani?
Grace położyła zagadkowe zdjęcie na stole.
– Tak więc wiemy już coś o trzech osobach z tej fotografii – powiedziała bardziej do siebie niż do Duncana. – Mamy pańską siostrę, która została zamordowana. Mamy jej chłopca, Shane'a Alwortha, który zaginął. I mojego męża, który znikł wkrótce po tym, jak zobaczył to zdjęcie. Zgadza się?
– Owszem.
– Co jeszcze powiedziała matka?
– Shane jest nieosiągalny. Jej zdaniem przebywa w amazońskiej dżungli.
– W amazońskiej dżungli? W Meksyku?
– Ona niezbyt dobrze zna się na geografii. Grace pokręciła głową i wskazała na zdjęcie.
– Zatem zostają nam te dwie kobiety. Domyśla się pan, kim one są?
– Nie, jeszcze nie. Teraz jednak wiemy już więcej. O tej rudej powinniśmy niebawem czegoś się dowiedzieć. Tę drugą, stojącą tyłem do obiektywu, nie wiem czy kiedykolwiek zidentyfikujemy.
– Dowiedział się pan czegoś jeszcze?
– Właściwie nie. Kazałem ekshumować ciało Geri. Załatwienie tego zajęło mi trochę czasu. Przeprowadzają pełną autopsję, szukając śladów użycia przemocy, ale to trudna sprawa. To – podniósł zdjęcie z Internatu – był pierwszy ślad, na jaki wpadłem. Nie spodobała jej się nuta nadziei w jego głosie.
– Może to zdjęcie nie ma żadnego znaczenia…
– Sama pani w to nie wierzy. Grace położyła ręce na stole.
– Sądzi pan, że mój mąż miał coś wspólnego ze śmiercią pańskiej siostry?
Duncan potarł szczękę.
– Dobre pytanie – rzekł. Czekała.
– Zapewne miał z tym coś wspólnego. Jednak nie sądzę, żeby to on ją zabił, jeśli o to pani pyta. Dawno temu coś się wydarzyło. Nie wiem co. Moja siostra zginęła w pożarze. A pani mąż uciekł za morze. Zdaje się, że do Francji, tak?
– Tak.
– Shane Alworth też znikł. Chcę powiedzieć, że to wszystko się ze sobą łączy. Musi się jakoś łączyć.
– Moja szwagierka coś wie. Scott Duncan kiwnął głową.
– Mówiła pani, że to prawniczka?
– Tak. Pracuje w kancelarii Burton i Crimstein.
– To niedobrze. Znam Hester Crimstein. Jeśli nie zechce nam nic powiedzieć, nie będę mógł jej przycisnąć.
– Co więc pan zrobi?
– Będę nadal potrząsał klatką.
– Potrząsał klatką? Skinął głową.
– Tylko w ten sposób można do czegoś dojść.
– A więc powinniśmy najpierw potrząsnąć Joshem z Photornatu – powiedziała Grace. – To on podrzucił mi to zdjęcie.
Duncan wstał.
– To chyba dobry plan.
– Pójdzie pan tam teraz?
– Tak.
– Chcę pójść z panem.
– No to chodźmy.
– Na moje życie i oddech. Kapitan Perlmutter. Czemu zawdzięczam ten zaszczyt?
Indira Khariwalla była mała i szczupła. Jej ciemna skóra gdyż, zgodnie z tym, co sugerowało nazwisko, pochodziła z Indii, a konkretnie z Bombaju – zaczęła już twardnieć i marszczyć się. Indira nadal była atrakcyjna, lecz nie tą kusicielską egzotyczną urodą jak niegdyś.
– Minęło sporo czasu – zauważył.
– Tak. – Uśmiech, niegdyś olśniewający, teraz przychodził jej z trudem, jakby miała sztywne mięśnie twarzy. Wolałabym jednak nie wspominać przeszłości.
– Ja też.
Kiedy Perlmutter zaczął pracować w Kasselton, przydzielono mu jako partnera doświadczonego policjanta, niejakiego Steve'a Goederta, wspaniałego faceta, któremu został tylko rok do emerytury. Zaprzyjaźnili się. Goedert miał troje dorosłych dzieci i żonę imieniem Susano Perlmutter nie wiedział, jak poznał Indirę, ale miał z nią romans. Susan to odkryła.
Pomińmy przykrą historię rozwodu.
Kiedy skończyli z nim prawnicy, Goedert był spłukany.
Został prywatnym detektywem, ale szczególnego rodzaju: specjalizował się w zdradach małżeńskich. A przynajmniej tak to nazywał. Zdaniem Perlmuttera było to bagno, w dodatku najgorszego rodzaju. Wykorzystywał Indirę jako wabik. Ona uwodziła męża, a Goedert robił zdjęcia. Perlmutter powiedział mu, żeby z tym skończył. Wierność to nie żarty. To nie w porządku, wystawiać ludzi na takie pokusy.
Goedert pewnie wiedział, że źle postępuje Zaczął pić i nie potrafił przestać. On, też miał w domu broń i w końcu on również nie użył jej, by powstrzymać włamywacza. Po jego śmierci Indira się usamodzielniła. Przejęła agencję, zostawiając nazwisko Goederta na drzwiach.
– Dawne dzieje – powiedziała cicho.
– Kochałaś go?
– Nie twój interes.
– Zrujnowałaś mu życie.
– Naprawdę sądzisz, że miałam nad nim taką władzę? Wyprostowała się. – Co mogę dla pana zrobić, kapitanie Perlmutter?
– Zatrudniasz niejakiego Rocky'ego Conwella.
Nie odpowiedziała.
– Wiem, że pracuje na czarno. To mnie nie interesuje.
Wciąż nic. Z trzaskiem rzucił na stół zrobioną polaroidem fotografię zamordowanego Conwella. Indira zerknęła na nią, zamierzając zaprzeczyć, ale nie mogła oderwać od niej wzroku.
– Dobry Boże…
Perlmutter czekał, ale Indira nie powiedziała nic więcej.
Patrzyła jeszcze przez chwilę, a potem opuściła głowę.
– Jego żona twierdzi, że pracował dla ciebie.
Kiwnęła głową.
– Co robił?
– Pracował na nocnych zmianach.
– Co robił na tych nocnych zmianach?
– Przeważnie odzyskiwał długi. Czasem dostarczał pozwy.
– Co jeszcze?
Nie odpowiedziała.
– Miał w samochodzie sprzęt. Znaleźliśmy aparat z teleobiektywem i lornetkę.
– I co z tego?
– Czy kogoś śledził?
Popatrzyła na niego. Miała łzy w oczach.
– Myślisz, że został zabity podczas pracy?
– To logiczne założenie, ale nie będę tego pewny, dopóki nie powiesz mi, co robił.
Indira odwróciła głowę. Zaczęła kołysać się na krześle.
– Czy pracował dla ciebie dwie noce temu?
– Tak.
Znów zamilkła.
– Co robił, Indiro?
– Nie mogę powiedzieć.
– Dlaczego?
– Mam klientów. Oni mają swoje prawa. Znasz przepisy, Stu.
– Nie jesteś prawnikiem.
– Nie, ale mogę pracować dla prawnika.
– Chcesz powiedzieć, że zlecił ci to jakiś prawnik?
– Niczego takiego nie powiedziałam.
– Zechcesz jeszcze raz spojrzeć na tę fotografię?
Prawie się uśmiechnęła.
– Myślisz, że w ten sposób wyciągniesz ze mnie zeznanie? – Jednak ponownie popatrzyła na zdjęcie. – Nie widzę krwi.
– Nie było jej.
– Nie został zastrzelony?
– ,Nie. Nie zginął od kuli ani noża.
Zdziwiła się.
– No to w jaki sposób?
– Jeszcze nie wiem. Robią sekcję. Jednak domyślam się, jak zginął. Chcesz wiedzieć?
Nie chciała. Mimo to powoli skinęła głową.
– Udusił się.
– Chcesz powiedzieć, że go uduszono?
– Wątpię. Nie ma śladów na szyi.
Zmarszczyła brwi.
– Rocky był potężnie zbudowany. I silny jak byk. To musiała być trucizna albo coś takiego.
– Nie sądzę. Patolog powiedział, że miał poważne uszkodzenia krtani.
Wyglądała na zaskoczoną.
– Innymi słowy, ktoś zgniótł mu ją jak skorupkę jajka.
– Czy to oznacza, że został uduszony gołymi rękami?
– Nie wiemy.
– Był na to zbyt silny – powtórzyła.
– Kogo śledził? – spytał Perlmutter.
– Pozwól mi zadzwonić. Możesz zaczekać na korytarzu.
Zrobił to. Nie czekał długo. Indira wyszła i poinformowała go zwięźle:.