Выбрать главу

Jakie ma inne wyjście? Policja i tak już uważa ją za stukniętą.

Czy potrafi przekonać ich, że się mylą? Może. Tylko co policja może zrobić? Czy przydzielą kogoś, żeby przez cały czas pilnował jej dzieci? Wątpliwe, żeby zdołała ich przekonać, że to konieczne.

Potem przypomniała sobie Scotta Duncana.

Pracuje w biurze prokuratora. To tak jakby był z FBI, no nie? Na pewno ma kontakty. I możliwości. A przede wszystkim jej uwierzy.

Duncan dał jej numer swojej komórki. Sięgnęła do kieszeni.

Nie znalazła. Czyżby zostawiła ją w samochodzie? Pewnie tak.

Nieważne. Powiedział jej, że wraca do pracy. Pamiętała, że biuro prokuratora okręgowego znajduje się w Newark. A może w Trenton? Trenton to za daleko. Lepiej najpierw spróbować w Newark. Do tej pory powinien już tam dojechać.

Przystanęła i odwróciła się twarzą do szkoły. Jej dzieci stały się więźniami. Dziwna myśl, ale tak było. Spędzały tu całe dnie, daleko od niej, w tym bastionie z cegły. Na myśl o tym Grace poczuła dziwne przygnębienie.

Otworzyła samochód, znalazła na siedzeniu komórkę i zadzwoniła na informację. Zapytała o numer biura prokuratora okręgowego w Newark. Wydała jeszcze trzydzieści pięć centów, żeby telefonistka połączyła ją z podanym numerem.

– Biuro prokuratora stanu New Jersey.

– Ze Scottem Duncanem proszę.

– Chwileczkę.

Po dwóch sygnałach odezwała się jakaś kobieta.

– Goldberg – powiedziała.

– Szukam Scotta Duncana.

– W jakiej sprawie?

– Słucham?

– W związku z jaką sprawą?

– Żadną. Po prostu muszę porozmawiać z panem Duncanem.

– Mogę zapytać, o co chodzi?

– To sprawa osobista.

– Przykro mi, ale nie mogę pani pomóc. Scott Duncan już tu nie pracuje. Ja prowadzę większość jego spraw. Gdybym mogła pani w czymś pomóc…

Grace odsunęła aparat od ucha. Spojrzała nań, jakby z bardzo daleka. Nacisnęła klawisz, przerywając połączenie. Wsiadła do samochodu i ponownie zapatrzyła się na ceglany budynek, w którym znajdowały się jej dzieci. Obserwowała go bardzo długo, zastanawiając się, czy jest ktoś, komu mogłaby naprawdę zaufać, zanim zdecyduje, co robić.

Znowu chwyciła telefon. Wybrała numer.

– Tak?

– Mówi Grace Lawson.

Trzy sekundy później Carl Vespa zapytał:

– Wszystko w porządku?

– Zmieniłam zdanie – powiedziała Grace. – Potrzebuję twojej pomocy.

31

– On nazywa się Eric Wu.

Perlmutter znów był w szpitalu. Usiłował uzyskać nakaz zmuszający Indirę Khariwallę do wyjawienia tożsamości klienta, ale prokurator okręgowy napotkał w tej sprawie niespodziewanie silny opór. Tymczasem chłopcy z laboratorium robili swoje. Odciski palców wysłano do NCIC i teraz, jeśli wierzyć Daleyowi, znali już tożsamość intruza.

– Był notowany? – zapytał Perlmutter.

– Trzy miesiące temu wypuścili go z Walden.

– Za co siedział?

– Za napad z bronią w ręku – rzekł Daley. – Wu poszedł na ugodę w sprawie Scope'a. Zadzwoniłem i wypytałem o niego. To bardzo niebezpieczny gość.

– Jak niebezpieczny?

– Jak grzechotnik. Jeśli dziesięć procent pogłosek o nim to prawda, od dziś zaczynam spać z maczugą Barneya Flinstona pod poduszką.

– Słucham.

– Dorastał w Korei Północnej. Osierocony jako dziecko.

Przez pewien czas pracował w państwowych więzieniach dla dysydentów. Ma talent do uciskania węzłów nerwowych ludzkiego ciała czy czegoś takiego, nie wiem. Tak właśnie załatwił tego Sykesa, za pomocą jakiegoś paskudnego kung-fu, prawie łamiąc mu kręgosłup. Słyszałem, że porwał żonę jakiegoś faceta i pracował nad nią przez dwie godziny. Potem zadzwonił do męża i kazał mu słuchać. Żona zaczęła wrzeszczeć. Potem powiedziała mu, temu mężowi, że go nienawidzi. Zaczęła go przeklinać. To było ostatnie, co usłyszał.

– Wu zabił tę kobietę?

Daley jeszcze nigdy nie miał tak ponurej miny.

– W tym rzecz. W cale nie.

Temperatura w pokoju jakby spadła o dziesięć stopni.

– Nie rozumiem.

– Wu ją wypuścił. Od tej pory nie odezwała się słowem.

Tylko siedzi i się kołysze. Kiedy mąż próbuje do niej podejść, zaczyna wrzeszczeć.

– Jezu. – Perlmuttera przeszedł dreszcz. – Masz zapasową maczugę?

– Taak, mam dwie, ale potrzebne mi obie.

– I czego ten gość chciał od Freddy'ego Sykesa?

– Nie wiadomo.

Na korytarzu pojawiła się Charlaine Swain. Nie opuściła szpitala od czasu strzelaniny. W końcu namówili ją, żeby porozmawiała z Freddym Sykesem. To była dziwna scena.

Sykes cały czas płakał. Charlaine usiłowała wydobyć z niego jakieś informacje. Udało jej się to tylko częściowo. Freddy najwidoczniej nic nie wiedział. Nie miał pojęcia, kim był napastnik ani dlaczego ktoś chciałby go skrzywdzić. Był skromnym księgowym i mieszkał sam. Wątpliwe, żeby komuś się naraził.

– To wszystko się ze sobą wiąże – orzekł Perlmutter.

– Ma pan jakąś teorię?

– Mam jej zarys. Bardzo ogólny.

– Chętnie wysłucham.

– Zacznijmy od kart przejazdowych EZ.

– W porządku.

– Wiemy, że Jack Lawson i Rocky Conwell minęli ten punkt kontrolny prawie jednocześnie – mówił Perlmutter.

– Racja.

– Sądzę, że teraz wiemy dlaczego. Conwell pracował jako prywatny detektyw.

– Dla pańskiej przyjaciółki, Indiry jakiejśtam.

– Indiry Khariwalli. I trudno ją nazwać moją przyjaciółką.

Jednak to nieistotne. Natomiast wydaje się rozsądnym wyjaśnieniem, jedynym mającym sens, że Conwell został wynajęty do śledzenia Lawsona.

– Ipso facto, zbieżność przejazdu przez punkt kontrolny została wyjaśniona.

Perlmutter skinął głową, usiłując poskładać to w całość.

– I co się stało później? Conwell zostaje zabity. Patolog twierdzi, że umarł prawdopodobnie tej samej nocy przed północą. Wiem, że przejechał przez punkt kontrolny o dwudziestej drugiej dwadzieścia sześć. Tak więc niedługo potem Rocky Conwell padł ofiarą zabójstwa. – Perlmutter potarł twarz. – Logicznym podejrzanym mógłby być Jack Lawson.

Zauważa, że jest śledzony. Zaskakuje Conwella. Zabija go.

– To ma sens – przyznał Daley.

– Niestety, nie. Tylko pomyśl. Rocky Conwell ma ponad metr osiemdziesiąt, sto trzydzieści kilo wagi i jest w znakomitej formie. Myślisz, że taki facet jak Lawson mógłby zabić go w taki sposób? Gołymi rękami?

– Słodki Jezu. – Teraz Daley zrozumiał. – Eric Wu?

Perlmutter pokiwał głową.

– Wszystko pasuje. Conwell nadział się na Wu. Ten zabił go, wepchnął jego zwłoki do bagażnika i zostawił na parkingu.

Charlaine Swain powiedziała, że Wu jechał fordem windstarem.

Jack Lawson miał samochód takiej marki i w tym samym kolorze.

– A co łączy Lawsona z Wu?

– Nie wiem.

– Może Wu dla niego pracuje?

– Możliwe. Po prostu nie wiemy. Natomiast wiemy, że Lawson żyje, a przynajmniej żył jeszcze po tym, jak zginął Conwell.

– Racja, przecież dzwonił do żony. Kiedy była na posterunku. Co się stało potem?

– Niech mnie diabli, jeśli wiem.

Perlmutter obserwował Charlaine Swain. Stała na korytarzu, spoglądając przez szybę w drzwiach na pokój męża. Zastanawiał się, czy do niej nie podejść, ale co miał jej powiedzieć?

Daley trącił go łokciem i obaj odwrócili się do wchodzącej na posterunek Veronique Baltrus. Pracowała w policji od trzech lat. Miała trzydzieści osiem lat, czarne kręcone włosy i piękną opaleniznę. Teraz nosiła regulaminowy mundur, który podkreślał jej figurę na tyle, na ile pozwalał na to pas z kaburą, ale poza godzinami pracy wolała elastyczne sportowe stroje z lycry lub innego materiału uwydatniającego płaski brzuch. Była czarnooką ślicznotką i wszyscy faceci na posterunku, z Perlmutterem włącznie, byli nią zauroczeni.