Выбрать главу

Czy to na pewno jest Jack?

Niewątpliwie na tym zdjęciu wygląda inaczej. Włosy ma znacznie dłuższe. I tę brodę, chociaż był jeszcze za młody i miał za słaby zarost, żeby zupełnie zakryła mu twarz. Nosi okulary. Jednak zdradziła go pozycja, pochylenie głowy, wyraz twarzy.

To jej mąż.

Pospiesznie przejrzała pozostałe zdjęcia. Kolejne ujęcia ze stertą siana, jabłkami, wyciągniętymi po nie rękami. Zobaczyła to, które sama zrobiła Jackowi, gdy raz, wyjątkowo, pozwolił jej wziąć do ręki aparat. Podniósł ręce tak wysoko, że koszula wyszła mu ze spodni i odsłoniła brzuch. Emma powiedziała mu, że ma za duży. Oczywiście, w ten sposób tylko zachęciła Jacka, który wypiął go jeszcze bardziej. Grace się roześmiała.

– Popracuj nim, chłopcze! – powiedziała, robiąc zdjęcie. Jack posłuchał, co Emma przyjęła z głębokim niesmakiem.

– Mamo? Odwróciła się.

– O co chodzi, Max?

– Mogę sobie wziąć batonik?

– Weź jeden do samochodu – powiedziała, wstając. Musimy dokądś pojechać.

Koziej Bródki nie było w Photomacie.

Max oglądał opatrzone dedykacjami ramki na zdjęcia z okazji urodzin. Kochamy cię mamo i tym podobne. Mężczyzna za kontuarem, wystrojony w poliestrowy krawat, ochraniacz na kieszonkę i koszulkę z krótkimi rękawami tak cienką, że widać było przez nią podkoszulek, nosił identyfikator, głoszący wszem wobec, że on, Bruce, jest zastępcą kierownika.

– W czym mogę pomóc?.

– Szukam młodego człowieka, który był tu parę godzin temu – powiedziała Grace.

– Josha już dzisiaj nie będzie. Co mogę dla pani zrobić?

– Tuż przed trzecią odebrałam wywołany film…

– Tak?

Grace nie wiedziała, jak to ująć.

– Wśród odbitek było zdjęcie, którego nie powinno tam być.

– Nie wiem, czy rozumiem.

– Jedno ze zdjęć. Nie ja je zrobiłam.

W skazał na Maxa. – Widzę, że ma pani małe dzieci.

– Słucham?

Zastępca kierownika Bruce poprawił zsuwające się na czubek nosa okulary.

– Ja tylko chciałem powiedzieć, że ma pani małe dzieci.

A przynajmniej jedno.

– Co to ma z tym wspólnego?

– Czasem dziecko bawi się aparatem. Kiedy rodzice nie widzą. Robi zdjęcie czy dwa. Potem odkłada aparat.

– Nie, to nie to. To nie nasze zdjęcie.

– Rozumiem. Cóż, przepraszam za kłopot. Czy dostała pani wszystkie odbitki?

– Tak sądzę.

– Żadnej nie brakowało?

– Nie sprawdzałam tak dokładnie, ale są chyba wszystkie. Otworzył szufladę.

– Proszę. To kupon. Następny film wywołamy za darmo. Dziewięć na trzynaście. Jeśli zechce pani dziesięć na piętnaście, za niewielką dopłatą.

Grace zignorowała wyciągniętą rękę.

– Napis na drzwiach głosi, że wszystkie zdjęcia wywołujecie tutaj.

– Zgadza się. – Poklepał stojącą za nim maszynę. – Robi to dla nas stara Betsy.

– A więc mój film został wywołany tutaj?

– Oczywiście.

Grace wręczyła mu kopertę Photomatu.

– Może mi pan powiedzieć, kto wywołał ten film?

– Jestem pewien że to była zwykła pomyłka.

– Nie twierdzę, że nie. Ja tylko chcę wiedzieć, kto wywołał mój film.

Spojrzał na kopertę.

– Mogę spytać, dlaczego chce pani to wiedzieć?

– Czy to Josh?

– Tak, ale…

– Dlaczego wziął wolne?

– Przepraszam?

– Odebrałam zdjęcia tuż przed trzecią. Zamykacie o szóstej. Jest już prawie piąta.

– Co z tego?

– Wydaje się dziwne, że w punkcie zamykanym o szóstej pierwsza zmiana kończy się między trzecią a piątą.

Zastępca kierownika Bruce wyprostował się z godnością.

– Josh został wezwany w pilnych sprawach rodzinnych.

– Jakich sprawach?

– Proszę, pani… – sprawdził na kopercie – Lawson, przepraszam za ten błąd i kłopot. Jestem pewien, że zdjęcie z innej rolki przypadkiem znalazło się w pani kopercie. Nie przypominam sobie, żeby przydarzyło nam się coś takiego, ale nikt nie jest doskonały. Och, chwileczkę.

– Tak?

– Czy mogę zobaczyć tę fotografię?

Grace obawiała się, że zechce zatrzymać zdjęcie.

– Nie mam go przy sobie – skłamała.

– Co było na tym zdjęciu?

– Grupka ludzi. Kiwnął głową.

– Rozumiem. Czy byli nadzy?

– Co takiego? Nie. Dlaczego pan pyta?

– Wygląda pani na rozgniewaną. Założyłem, że to zdjęcie tak panią oburzyło.

– Nie, nic takiego. Chciałam tylko porozmawiać z Joshem. Może pan podać mi jego nazwisko albo numer telefonu?

– Niestety, nie. Jednak będzie tu jutro od rana. Może pani wtedy z nim porozmawiać.

Grace podziękowała i wyszła. Może tak będzie lepiej, pomyślała. Przyjeżdżając tutaj, zareagowała nerwowo. Poprawka. Zareagowała zbyt nerwowo.

Jack za kilka godzin wróci do domu. Wtedy go o to zapyta.

Grace musiała rozwieźć do domów dzieci po lekcji pływania. Cztery dziewczynki w wieku od ośmiu do dziesięciu lat, wszystkie niezwykle żywe, wcisnęły się na tył wozu. Głośne chichoty, chóralne „halo, pani Lawson”, mokre włosy, delikatny zapach chloru z YMCA i gumy do żucia, odgłos ściąganych plecaków i zatrzaskiwanych pasów. Nikt nie usiadł z przodu – zgodnie z nowymi przepisami – ale chociaż czuła się jak szofer, a może właśnie dlatego, Grace lubiła odwozić dzieci. Mogła wtedy patrzeć, jak jej pociecha radzi sobie z rówieśnikami. W samochodzie dzieci rozmawiają swobodnie, jakby kierujący znajdował się w zupełnie innej strefie czasowej. Rodzic wiele może się dowiedzieć. Może odkryć, kto jest w porzo, a kto nie, kto przyszedł, a kto nie, który nauczyciel jest super, a który z całą pewnością do niczego. Można, jeśli słucha się dość uważnie, dojść do tego, na którym szczeblu klasowej hierarchii znajduje się nasze dziecko.

I można się przy tym doskonale bawić.

Jack znowu pracował do późna, więc po powrocie do domu Grace szybko przygotowała obiad dla Maxa i Emmy – gulasz warzywny (podobno zdrowszy, a po dodaniu keczupu dzieciaki nie zauważą różnicy), placki ziemniaczane i wielką mrożoną kukurydzę Jolly Green. Na deser obrała im dwie pomarańcze. Emma odrobiła prace domowe, zdaniem Grace zbyt trudne dla ośmioletniego dziecka. Gdy znalazła chwilkę czasu, Grace przeszła przez korytarz i włączyła komputer.

Mogła nie znać się na fotografii cyfrowej, ale rozumiała konieczność, a nawet zalety grafiki komputerowej oraz światowej sieci internetowej. Miała własną stronę, na której prezentowała swoje prace, informowała, jak je kupić lub jak zamówić obraz. Z początku wydawało jej się to reklamiarstwem, ale Farley, jej agent, przypomniał Grace, że Michał Anioł malował dla pieniędzy i na zamówienie. Tak samo jak da Vinci, Rafael i właściwie każdy wielki artysta, jakiego znał ten świat. Kim jest, żeby się wywyższać?

Grace zeskanowała trzy najlepsze zdjęcia ze zbierania jabłek, żeby je zachować, a potem – bardziej pod wpływem kaprysu niż czegokolwiek innego – postanowiła zeskanować także cudzą fotografię. Zrobiwszy to, zaczęła kąpać dzieci. Najpierw Emmę. Właśnie wychodziła z wanny, kiedy Grace usłyszała pobrzękiwanie kluczy przy tylnych drzwiach.