Выбрать главу

– Wiedziałoś, że wszyscy czworo grali razem w zespole?

– To trwało najwyżej miesiąc- Powtarzam: i co z tego? – Ta piąta osoba na zdjęciu. Ta odwrócona tyłem. Czy wiesz kto to jest?

– Nie.

– Czy to ty, Sandro?

Spojrzała na Grace.

– Ja?

– Tak. Czy to ty?

Sandra miała dziwną minę.

– Nie, Grace, to nie ja.

– Czy Jack zabił Geri Duncan?

Te słowa same wyrwały się z jej ust. Sandra szeroko otworzyła oczy, jak spoliczkowana.

– Oszalałaś?

– Chcę poznać prawdę.

– Jack nie miał nic wspólnego z jej śmiercią. Był już za oceanem.

– No to dlaczego tak przeraziło go to zdjęcie?

Sandra się zawahała.

– Dlaczego, do diabła?

– Ponieważ nie wiedział, że Geri nie żyje.

To zaskoczyło Grace.

– Byli kochankami?

– Kochankami – powtórzyła, jakby jeszcze nigdy nie słyszała tego słowa. – To bardzo dojrzałe słowo na określenie ich związku.

– Czy ona nie chodziła z Shane'em Alworthem?

– Chyba tak. Jednak oni wszyscy byli jeszcze dziećmi.

– Jack kręcił z dziewczyną przyjaciela?

– Nie wiem, jak bardzo byli zaprzyjaźnieni, ale owszem, Jack z nią sypiał.

Grace zaczęło się kręcić w głowie.

– I Geri Duncan zaszła w ciążę.

– Nic o tym nie wiem.

– Jednak wiesz, że ona nie żyje.

– Tak.

– I wiesz, że Jack uciekł.

– Zanim zginęła w pożarze. – I zanim zaszła w ciążę?

– Już mówiłam. Nic nie wiedziałam, że była w ciąży.

– A Shane Alworth i Sheila Lambert też zaginęli. Chcesz mi powiedzieć, że to zbieg okoliczności, Sandro?

– Nie wiem.

– Co powiedział ci Jack, kiedy do ciebie zadzwonił?

Westchnęła głęboko. Opuściła głowę. Milczała przez chwilę.

– Sandro?

– Posłuchaj, to zdjęcie musi mieć… no nie wiem, piętnaście lat? Kiedy pokazałaś mu je tak niespodziewanie… Jakiej oczekiwałaś reakcji? I ta przekreślona twarz Geri. Jack usiadł przy komputerze. Poszukał w sieci, myślę, że korzystał z archiwów „Boston Globe”. Dowiedział się, że ona od dawna nie żyje.

Wtedy zadzwonił do mnie. Chciał się dowiedzieć, co się stało.

Powiedziałam mu.

– Co mu powiedziałaś?

– To, co wiedziałam. Że zginęła w pożarze.

– I dlaczego to skłoniło Jacka do ucieczki?

– Nie mam pojęcia.

– Dlaczego w ogóle uciekł za ocean?

– Zostaw przeszłość w spokoju.

– Co się z nimi stało, Sandro?

Pokręciła głową.

– Pomijając już fakt, że jestem jego adwokatem i obowiązuje mnie tajemnica zawodowa. Po prostu nie mogę o tym mówić. On jest moim bratem.

Grace wyciągnęła ręce i uścisnęła jej dłonie.

– Myślę, że on ma kłopoty.

– To, co wiem, w niczym mu nie pomoże.

– Dzisiaj grożono moim dzieciom.

Sandra zamknęła oczy.

– Słyszałaś, co powiedziałam?

Do pokoju zajrzał jakiś mężczyzna w garniturze.

– Już czas, Sandro – powiedział.

Skinęła głową i podziękowała mu. Uwolniła dłonie, wstała i wygładziła spódnicę.

– Musisz dać sobie z tym spokój, Grace. Powinnaś wrócić do domu. Chronić swoją rodzinę. Tego życzyłby sobie Jack.

38

Groźba w supermarkecie nie podziałała.

Wu nie był tym zdziwiony. Wychował się w społeczeństwie gloryfikującym władzę mężczyzn i uległość kobiet, ale zawsze uważał to za pobożne życzenia. Kobiety są twardsze. Mniej przewidywalne. Lepiej znoszą ból, o czym wiedział z własnego doświadczenia. A kiedy trzeba chronić najbliższych, potrafią być o wiele bardziej bezwzględne. Mężczyźni mogą poświęcić życie, kierowani męską brawurą, głupotą lub nieuzasadnioną pewnością siebie. Kobiety potrafią je poświęcić, nie łudząc się.

Od początku nie podobał mu się ten pomysł. Groźby pozostawiają żywych wrogów i niepewność. Wcześniejsza eliminacja Grace Lawson byłaby rutynową sprawą. Teraz stało się to znacznie ryzykowniejsze.

Wu musiałby wrócić i sam się tym zająć.

Stał pod prysznicem Beatrice Smith, farbując włosy na ich oryginalny kolor. Zwykle je tlenił. Robił to z dwóch powodów.

Pierwszy był zupełnie prozaiczny: lubił ten kolor. Może był próżny, ale patrząc w lustro, dochodził do wniosku, że dobrze mu w usztywnionej żelem fryzurze blond surfmgowca. Po drugie jaskrawożółty kolor był przydatny, ponieważ większość ludzi zapamiętywała tylko ten szczegół rysopisu. Kiedy przywrócił włosom ich naturalną, zwyczajną azjatycką czerń, gdy je przygładził, zmienił strój z młodzieżowego na nieco bardziej konserwatywny i założył okulary w drucianych oprawkach, no cóż, wyglądał zupełnie inaczej.

Chwycił Jacka Lawsona i zawlókł go do piwnicy. Lawson nie stawiał oporu. Był półprzytomny. Jego stan wciąż się pogarszał. Być może nie wytrzymał stresu i załamał się.

Zapewne już długo nie pożyje.

Piwnica była niewykończona i wilgotna. Wu pamiętał, że ostatni raz korzystał z takiej w San Mateo w Kalifornii.

Otrzymał ścisłe instrukcje. Wynajęto go, żeby torturował pewnego człowieka dokładnie przez osiem godzin (Wu nigdy nie dowiedział się, dlaczego akurat tyle), a potem połamał mu ręce i nogi. Wu ułożył połamane kończyny w taki sposób, żeby ostre końce kości znajdowały się w pobliżu splotów nerwowych lub tuż pod skórą. Każdy, nawet najlżejszy ruch, powodował potworny ból. Potem Wu zamknął piwnicę i zostawił ofiarę na pastwę losu. Zaglądał tam raz dziennie. Ten człowiek błagał go, ale Wu tylko spoglądał na niego w milczeniu. Dopiero po jedenastu dniach mężczyzna umarł z głodu.

Wu znalazł grubą rurę i przykuł do niej nogi Lawsona.

Ponadto skuł mu ręce za jednym z filarów. Potem ponownie go zakneblował.

Postanowił przeprowadzić próbę.

– Powinieneś zabrać wszystkie kopie tego zdjęcia szepnął.

Jack Lawson przewrócił oczami.

– Teraz będę musiał złożyć wizytę twojej żonie.

Ich spojrzenia się spotkały. Minęła sekunda, nie więcej, i Lawson oprzytomniał. Zaczął się szamotać. Wu obserwował go. Tak, to dobra próba. Lawson szarpał się przez kilka minut jak ryba na wędce. Łańcuchy nie puściły.

Wu zostawił go, wciąż szarpiącego łańcuchy, i ruszył na poszukiwanie Grace Lawson.

39

Grace nie miała ochoty zostać na konferencji prasowej.

Przebywać w tym samym pokoju, co ci wszyscy żałobnicy…

Nie lubiła słowa „aura”, ale wydawało się pasować do sytuacji.

W tym pomieszczeniu panowała zła aura. Udręczone oczy spoglądały na nią z niemal namacalną tęsknotą. Oczywiście Grace to rozumiała. Nie była już ich łącznikiem z utraconymi dziećmi, upłynęło zbyt wiele czasu. Teraz była ocalałą z katastrofy. Była tutaj, zdrowa i cała, podczas gdy ich dzieci spoczywały w grobach. Na pozór wciąż byli jej życzliwi, ale Grace wyczuwała ich gniew na niesprawiedliwość losu. Ona żyła, a ich dzieci nie. Upływający czas nie przyniósł ulgi.

Teraz, kiedy Grace miała własne dzieci, rozumiała to tak, jak nie byłaby w stanie pojąć przed piętnastoma laty.

Już miała wymknąć się tylnym wyjściem, gdy ktoś mocno złapał ją za rękę. Odwróciła się i zobaczyła, że to Carl Vespa.

– Dokąd się wybierasz? – zapytał.

– Do domu.

– Podwiozę cię.

– Nie trzeba. Mogę złapać taksówkę.

Jego dłoń, wciąż trzymająca jej przegub, zacisnęła się na moment i patrząc mu w oczy, Grace ponownie miała wrażenie, że Vespa zaraz wybuchnie.

– Zostań – szepnął.

To nie był rozkaz. Przyjrzała się jego twarzy, lecz ta była dziwnie spokojna. Zbyt spokojna. Jego zachowanie, tak niepasujące do sytuacji, tak różne od wybuchu wściekłości, którego była świadkiem zeszłej nocy, przeraziło ją jeszcze bardziej.