Zapakowała tyle ubrań, że powinno wystarczyć na kilka dni.
Ma kuzynkę mieszkającą w Penn State, w samym środku Pensylwanii. Może powinna pojechać do niej. Nie zadzwoniła, żeby ją uprzedzić. Nie chciała zostawiać żadnych śladów.
Wrzuciwszy ubrania do walizek, zamknęła drzwi sypialni.
Wyjęła i położyła na łóżku niewielki pistolet, który dał jej Cram. Patrzyła na niego przez długą chwilę. Zawsze była zagorzałą przeciwniczką prawa do posiadania broni. Jak większość rozsądnych ludzi bała się tego, do czego to może doprowadzić. Jednak wczoraj Cram wyłożył jej to dostatecznie jasno: czy nie grożono jej dzieciom?
Atutowa karta.
Grace zapięła nylonową kaburę na kostce zdrowej nogi.
Swędziało i było jej niewygodnie. Włożyła dżinsy z lekko rozszerzonymi nogawkami. Zasłoniły broń, pozostawiając jeszcze sporo miejsca. Oczywiście widać było lekkie zgrubienie, ale nie większe niż od cholewki buta.
Wzięła akta Boba Dodda z jego biura w „New Hampshire Post” i pojechała do szkoły. Teraz miała kilka minut czasu, więc została w samochodzie i zaczęła je przeglądać. Nie miała pojęcia, co chce znaleźć. W pudełku było sporo biurowych drobiazgów: miniaturowa amerykańska flaga, kubek do kawy, pieczątka z adresem nadawcy, mały przycisk do papieru z przezroczystego plastiku. Długopisy, ołówki, gumki, spinacze, korektory, pineski, karteczki, zszywacze.
Grace odgarnęła te śmieci, żeby przejrzeć papiery, ale tych było niewiele. Widocznie Dodd używał komputera. Znalazła kilka nieopisanych dyskietek. Może na jednej z nich odkryje jakiś trop. Sprawdzi to, kiedy znów będzie miała dostęp do komputera.
Papiery okazały się wycinkami z gazet. Artykuły napisane przez Boba Dodda. Grace przejrzała je. Cora miała rację.
Zajmował się mało istotnymi sprawami. Ot, ktoś napisał skargę, a Bob Dodd dociekał prawdy. Nie były to historie, które mogły skłonić kogoś do zabójstwa, ale kto wie? Czasem mały kamyk robi duże kręgi.
Już miała zrezygnować, właściwie już się poddała, gdy zauważyła znajdującą się na samym dnie fotografię. Ramka leżała zdjęciem do dołu. Grace odwróciła ją i spojrzała. Było to typowe zdjęcie z wakacji. Bob Dodd i jego żona Jillian stali na plaży, uśmiechali się, pokazując oślepiająco białe zęby, oboje ubrani byli w hawajskie koszule. Jillian miała rude włosy.
I szeroko rozstawione oczy. Grace nagle zrozumiała, co łączyło Boba Dodda z tą sprawą. Nie miało to nic wspólnego z tym, że był reporterem.
Jego żoną, Jillian Dodd, była Sheila Lambert.
Grace zamknęła oczy i potarła nasadę nosa. Potem starannie powkładała wszystko do pudełka. Odłożyła je na tylne siedzenie i wysiadła z samochodu. Potrzebowała czasu, żeby to wszystko przemyśleć i poskładać w sensowną całość.
Czworo członków zespołu Allaw – wszystko wiązało się z nimi. Sheila Lambert, czego właśnie dowiedziała się Grace, została w kraju. Zmieniła nazwisko i wyszła za mąż. Jack wyjechał do małej wioski we Francji. Shane Alworth był martwy lub nie wiadomo gdzie. Być może, jak twierdziła jego matka, pomagał gdzieś biednym w Meksyku. Gen Duncan została zamordowana.
Grace zerknęła na zegarek. Za kilka minut dzieci wyjdą ze szkoły. Zadzwoniła jej przypięta do paska komórka.
– Halo?
– Pani Lawson, mówi kapitan Perlmutter.
– Tak, kapitanie, co mogę dla pana zrobić?
– Muszę zadać pani kilka pytań.
– Właśnie odbieram dzieci ze szkoły.
– Czy mogę przyjechać? Możemy spotkać się pod pani domem.
– Dzieci zaraz wyjdą. Po drodze wpadnę na posterunek.
Grace poczuła ulgę. Ten niedowarzony pomysł ucieczki do Pensylwanii to chyba przesada. Może Perlmutter dowiedział się czegoś? Może teraz, kiedy poznała już tyle szczegółów, będzie skłonny jej uwierzyć?
– Odpowiada to panu?
– Jak najbardziej. Będę czekał.
Grace z trzaskiem zamknęła aparat i nagle poczuła, że ktoś położył dłoń na jej ramieniu. Odwróciła się. Dłoń należała do młodego Azjaty. Nachylił głowę do jej ucha.
– Mam twojego męża – szepnął.
42
– Charlaine? Co ci jest? – dopytywała się gadatliwa młoda mama.
Charlaine zignorowała ją.
W porządku, Charlaine, myśl.
Co zrobiłaby głupia bohaterka filmu?, zastanawiała się.
Tak robiła dotychczas: wyobrażała sobie, jak na jej miejscu zachowałaby się taka idiotka, i postępowała wręcz przeciwnie.
No dalej, dalej…
Charlaine próbowała opanować paraliżujący lęk. Nie spodziewała się, że znowu ujrzy tego człowieka. Eric Wu jest poszukiwany. Postrzelił Mike'a. Poturbował i więził Freddy'ego Sykesa. Policja miała jego odciski palców. Wiedzieli, kim jest.
Wsadzą go z powrotem do więzienia. Co więc tu robi?
A kogo to obchodzi, Charlaine? Zrób coś.
Rozwiązanie nie wymagało geniuszu: zadzwoń na policję.
Sięgnęła do kieszeni i wyjęła Motorolę. Inne matki wciąż ujadały jak stado piesków. Charlaine otworzyła klapkę telefonu.
Nie działał.
Normalne i łatwe do wytłumaczenia. Korzystała z niego podczas pościgu. Przez cały czas był włączony. Model sprzed dwóch lat. To cholerstwo wciąż trzeba było ładować. Spojrzała na drugą stronę szkolnego podwórka. Eric Wu mówił coś do Grace Lawson. Oboje zaczęli odchodzić.
Ta sama kobieta zapytała ponownie:
– Czy coś się stało, Charlaine?
– Muszę skorzystać z twojego telefonu – powiedziała. Natychmiast.
Grace w milczeniu spoglądała na mężczyznę.
– Jeśli spokojnie ze mną pojedziesz, zabiorę cię do męża.
Zobaczysz go. Za godzinę tu wrócisz. Za minutę zadzwoni dzwonek. Jeśli nie pójdziesz ze mną, wyjmę broń. Zastrzelę twoje dzieci. I kilka innych. Rozumiesz?
Grace nie mogła wykrztusić słowa.
– Nie masz wiele czasu.
W końcu odzyskała głos.
– Pojadę z tobą.
– Ty prowadzisz. Teraz spokojnie idź ze mną. Nie popełnij błędu i nie próbuj wezwać kogoś na pomoc. Zabiję każdego”, kto spróbuje mi przeszkodzić. Rozumiesz?
– Tak.
– Pewnie zastanawiasz się gdzie jest ten człowiek, który miał cię ochraniać – ciągnął. – Zapewniam cię, że on nie będzie się wtrącał.
– Kim jesteś:? – zapytała Grace.
– Zaraz zadzwoni dzwonek. – Spojrzał na dziedziniec i uśmiechnął się. – Chcesz, żebym tu był, kiedy wyjdą twoje dzieci?
Krzycz, pomyślała Grace. Krzycz jak wariatka i zacznij uciekać. Jednak widziała wypukłość broni za jego paskiem.
I jego oczy. Nie blefuje. Mówi prawdę. Zabiłby dzieci.
A poza tym ma jej męża.
Poszli w kierunku jej samochodu, ramię w ramię, jak dwoje przyjaciół. Grace gorączkowo zerkała na boki. Zauważyła Corę.
Przyjaciółka spojrzała na nią pytająco. Grace nie chciała ryzykować. Odwróciła wzrok.
Poszła dalej. Doszli do jej samochodu. Otworzyła drzwi w chwili, gdy zadzwonił dzwonek.
Gadatliwa mamusia grzebała w torebce.
– Mamy wyjątkowo kiepski profil użytkownika. Już po pierwszym tygodniu kończy nam się limit i potem musimy uważać przez resztę miesiąca.
Charlaine popatrzyła na inne mamy. Nie chciała wywołać paniki, więc zapytała spokojnie:
– Proszę, czy ktoś może mi pożyczyć telefon?
Znów spojrzała na Wu i panią Lawson. Byli już po drugiej stronie ulicy, przy samochodzie Grace. Zobaczyła, że Grace za pomocą pilota otwiera drzwi samochodu. Stanęła przy nich, Wu po drugiej stronie. Grace Lawson nie próbowała nic zrobić ani uciec. Z daleka trudno było dostrzec wyraz jej twarzy, ale wyglądała jak w transie.