Trudno powiedzieć. Może uświadomił sobie, że osiemnaście duchów nigdy nie zazna spokoju?
Pozostawała jeszcze kwestia czasu. Dlaczego teraz? Dlaczego po piętnastu latach?
Było wiele możliwych odpowiedzi. Może powodem było zwolnienie warunkowe Wade'a Larue. Albo śmierć Gordona Mackenzie. Lub cały ten zgiełk związany z rocznicą tragedii.
Najbardziej prawdopodobnym i sensownym wyjaśnieniem było to, że początek tym burzliwym wydarzeniom dał powrót Jimmy'ego X. Kto naprawdę ponosił winę za to, co zdarzyło się tamtej tragicznej nocy? Jimmy, który ukradł piosenkę? Jack, który go zaatakował? Gordon Mackenzie, który do niego strzelił? Wade Larue, który nie miał pozwolenia na broń, wpadł w panikę i zaczął strzelać w już i tak przerażonym tłumie?
Grace nie wiedziała. Kręgi na wodzie. Te krwawe wydarzenia nie były skutkiem jakiegoś straszliwego spisku. Zapoczątkowało je spotkanie dwóch nieznanych zespołów rockowych, dających koncert w Manchesterze.
Oczywiście, w tej rekonstrukcji wciąż były dziury. Całe mnóstwo dziur. Jednak będą musiały zaczekać.
Są sprawy ważniejsze od prawdy.
Grace spoglądała na Jacka. Wciąż leżał na tym samym szpitalnym łóżku. Opiekujący się nim lekarz, niejaki Stan Walker, siedział przy niej. Splótł dłonie i mówił ponurym głosem. Grace słuchała w milczeniu. Emma i Max czekali na korytarzu. Chcieli wejść. Nie wiedziała, co ma robić. Co ma im powiedzieć.
Żałowała, że nie może zapytać o -o Jacka.
Nie chciała go pytać, dlaczego tak długo ją okłamywał. Nie chciała, żeby jej wyjaśnił, co naprawdę stało się tamtej okropnej nocy. Ani pytać o to, jak doszło do tego, że spotkał ją wtedy na plaży, czy szukał jej specjalnie? Czy dlatego się pokochali?
Nie o to chciała pytać Jacka.
Chciała zadać mu jedno tylko jedno, ostatnie pytanie: czy chce, żeby dzieci stały przy jego łóżku, kiedy będzie umierał?
W końcu pozwoliła im zostać. Po raz ostatni byli razem, we czwórkę. Emma płakała. Max siedział, wpatrując się w podłogę.
A potem, wraz z lekkim ściśnięciem serca, Grace poczuła, że Jack odszedł na zawsze.
54
Na pogrzebie był tłum ludzi. Grace zwykle nosiła szkła kontaktowe. Tego dnia zdjęła je i nie założyła okularów.
Wszystko to łatwiej było znieść, kiedy się rozmazywało.
Siedziała w pierwszej ławce i myślała o Jacku. Już nie widziała go na plaży czy w winnicy. Obrazem, który zapamiętała najlepiej i na zawsze miała zachować w sercu, był Jack trzymający nowo narodzoną Emmę, sposób w jaki obejmował ją szerokimi ramionami, jakby obawiał się, że coś jej się stanie, że zrobi jej krzywdę, a potem odwrócił się do Grace i spojrzał na nią z zachwytem. Właśnie to widziała.
Reszta, wszystko, co teraz wiedziała o jego przeszłości, było białą plamą.
Sandra Koval przyszła na pogrzeb. Trzymała się na uboczu. Przeprosiła za nieobecność ojca. Jest stary i chory.
Grace powiedziała, że to rozumie. Nie uściskały się. Scott Duncan też tam był. Stu Perlmutter i Cora również. Grace nie miała pojęcia, ile osób przyszło na pogrzeb. I nie obchodziło ją to. Trzymała swoje dzieci za ręce i starała się jakoś to przetrwać.
Po dwóch tygodniach dzieci znowu zaczęły chodzić do szkoły. Oczywiście były pewne problemy. Zarówno Emma jak i Max mieli objawy choroby sierocej. Grace wiedziała, że to normalne. Odprowadzała dzieci do szkoły. I była tam z powrotem przed ostatnim dzwonkiem, żeby zabrać je do domu. Cierpiały. Grace wiedziała, że to cena za posiadanie czułego i kochającego ojca. Jego utrata nigdy nie przestaje boleć.
Teraz jednak nadszedł czas, aby zakończyć tę sprawę.
Sekcja.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to protokół obdukcji, kiedy go przeczytała i zrozumiała, znowu wstrząsnął posadami jej świata. Wcale nie. Sekcja tylko potwierdziła to, co Grace już wiedziała. Jack był jej mężem. Kochała go. Byli razem przez trzynaście lat. Mieli dwoje dzieci. I chociaż on najwidoczniej miał przed nią tajemnice, pewnych rzeczy mężczyzna nie może ukryć.
Niektóre zawsze wyjdą na jaw.
Dlatego Grace wiedziała.
Znała jego ciało. Jego skórę. Znała każdy mięsień na jego plecach. Tak więc nie potrzebowała autopsji. Nie musiała czytać protokołu z sekcji zwłok, żeby dowiedzieć się tego, co dla niej było oczywiste.
Jack nie miał żadnych blizn.
A to oznaczało, pomimo tego, co powiedział Jimmy X, wbrew temu, co Gordon Mackenzie mówił do Wade'a Larue, że Jacka nikt nigdy nie postrzelił.
Grace najpierw odwiedziła Photomat i odnalazła Josha Kozią Bródkę. Następnie pojechała z powrotem do Bedminster, do apartamentowca, w którym mieszkała matka Shane'a Alwortha. Potem przebrnęła przez dokumenty dotyczące funduszu powierniczego Jacka. Znała prawnika z Livingston, który teraz pracował jako agent sportowy na Manhattanie.
Zakładał wiele funduszów powierniczych dla swoich bogatych sportowców. Przejrzał papiery i wyjaśnił jej co nieco, tak że zrozumiała.
A potem, kiedy zebrała już wszystkie fakty, odwiedziła Sandrę Koval, swoją drogą szwagierkę, w jej nowojorskim biurze Burtona i Crimstein.
Tym razem Sandra Koval nie spotkała się z nią w recepcji. Grace oglądała galerię zdjęć i ponownie przystanęła przed fotografią tej zapaśniczki, Małej Pocahontas, gdy kobieta w haftowanej bluzce poprosiła ją, żeby poszła za nią. Poprowadziła Grace korytarzem do tej samej sali konferencyjnej, w której rozmawiała z Sandrą pierwszy raz – całe wieki temu.
– Pani Koval zaraz do pani przyjdzie.
– Wspaniale.
Kobieta zostawiła ją samą. Pomieszczenie wyglądało dokładnie tak samo jak poprzednio, tylko że teraz przed każdym pustym krzesłem leżał żółty notatnik i tani długopis. Grace nie miała ochoty siadać. Przechadzała się, a raczej kuśtykała, tam i z powrotem, odtwarzając w myślach fakty. Zadzwoniła jej komórka. Rzuciła kilka słów do aparatu i rozłączyła się.
Trzymała jednak telefon pod ręką. Na wszelki wypadek.
– Cześć, Grace.
Sandra Koval wpłynęła do sali niczym burzowa chmura.
Skierowała się prosto do lodówki, otworzyła ją i zajrzała do środka.
– Mogę zaproponować ci coś do picia?
– Nie.
Wciąż zaglądając do środka, zapytała:
– Jak tam dzieci?
Grace nie odpowiedziała. Sandra Koval wygrzebała wodę mineralną Perrier. Odkręciła kapsel i usiadła.
– O cóż więc chodzi?
Czy powinna ostrożnie wybadać sytuację, czy uderzyć z marszu? Grace wybrała to drugie.
– Nie podjęłaś się obrony Wade'a Larue ze względu na mnie – zaczęła bez żadnych wstępów. – Zajęłaś się nim, ponieważ chciałaś mieć go na oku.
Sandra Koval nalała wody do szklanki.
– To mogłoby, hipotetycznie, być prawdą.
– Hipotetycznie?
– Tak. Mogłam, oczywiście zupełnie hipotetycznie, reprezentować Wade'a Larue, aby chronić pewnego członka mojej rodziny. Nawet jednak gdybym to zrobiła, nadal starałabym się działać w jak najlepszym interesie mojego klienta.
– Dwa wróble w garści?
– Może…
– A ten członek rodziny… Był nim twój brat?
– Bardzo możliwe.
– Możliwe – powtórzyła Grace. – Tylko że tak nie było.
Nie zamierzałaś chronić swojego brata.
Spojrzały sobie w oczy.
– Wiem – powiedziała Grace.
– Ach tak? – Sandra upiła łyk wody. – No to może mnie oświecisz.
– Miałaś… ile? Dwadzieścia siedem lat? Dopiero co po studiach prawniczych i zatrudniona jako adwokat od spraw kryminalnych?
– Tak.
– Byłaś mężatką. Miałaś dwuletnią córkę. Przed sobą obiecującą karierę. A potem twój brat wszystko popsuł. Byłaś tamtej nocy w Boston Garden. To ty byłaś tą drugą kobietą za kulisami, nie Geri Duncan.