Выбрать главу

– Przypominam sobie, że o tym czytałam. Czy to nie był wypadek? Pożar instalacji elektrycznej czy coś takiego.

– Tak sądziłem jeszcze trzy miesiące temu.

– Co się zmieniło?

– Prokuratura prowadzi sprawę niejakiego Monte Scanlona. To płatny zabójca. Zapłacono mu, żeby upozorował wypadek. Grace próbowała to ogarnąć.

– I dowiedział się pan o tym dopiero trzy miesiące temu?

– Tak.

– Sprawdził pan to?

– Wciąż to badam, ale upłynęło wiele czasu. – Teraz mówił nieco łagodniej. – Po tylu latach niewiele zostało śladów.

Grace odwróciła się.

– Dowiedziałem się, że w tamtym czasie Geri chodziła z miejscowym chłopcem, niejakim Shane'em Alworthem. Czy to nazwisko coś pani mówi?

– Nie.

– Jest pani pewna?

– Tak, całkowicie.

– Shane Alworth był notowany. Nic poważnego, ale sprawdziłem go.

– I co?

– Znikł.

– Znikł?

– Bez śladu. Nie znalazłem żadnych danych w Ministerstwie Pracy. Żaden Shane Alworth nie płaci podatków. Nie znalazłem też jego numeru ubezpieczenia.

– Jak dawno?

– Jak dawno temu znikł?

– Tak.

– Sprawdziłem ostatnich dziesięć lat. Nic. – Duncan sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął następne zdjęcie. Podał je Grace. – Poznaje go pani?

Długo przyglądała się fotografii. Nie było żadnych wątpliwości. Drugi chłopak ze zdjęcia. Pytająco spojrzała na Duncana. Skinął głową.

– Niesamowite, co?

– Skąd je pan ma?

– Od matki Shane'a Alwortha. Ona twierdzi, że jej syn mieszka w jakimś miasteczku w Meksyku. Jest misjonarzem czy kimś takim i dlatego jego nazwisko nie figuruje w spisach. Shane ma również brata, który mieszka w St. Louis. Jest psychologiem. Potwierdza to, co powiedziała matka.

– Jednak pan w to nie wierzy.

– A pani?

Grace położyła zagadkowe zdjęcie na stole.

– Tak więc wiemy już coś o trzech osobach z tej fotografii – powiedziała bardziej do siebie niż do Duncana. – Mamy pańską siostrę, która została zamordowana. Mamy jej chłopca, Shane'a Alwortha, który zaginął. I mojego męża, który znikł wkrótce po tym, jak zobaczył to zdjęcie. Zgadza się?

– Owszem.

– Co jeszcze powiedziała matka?

– Shane jest nieosiągalny. Jej zdaniem przebywa w amazońskiej dżungli.

– W amazońskiej dżungli? W Meksyku?

– Ona niezbyt dobrze zna się na geografii. Grace pokręciła głową i wskazała na zdjęcie.

– Zatem zostają nam te dwie kobiety. Domyśla się pan, kim one są?

– Nie, jeszcze nie. Teraz jednak wiemy już więcej. O tej rudej powinniśmy niebawem czegoś się dowiedzieć. Tę drugą, stojącą tyłem do obiektywu, nie wiem czy kiedykolwiek zidentyfikujemy.

– Dowiedział się pan czegoś jeszcze?

– Właściwie nie. Kazałem ekshumować ciało Geri. Załatwienie tego zajęło mi trochę czasu. Przeprowadzają pełną autopsję, szukając śladów użycia przemocy, ale to trudna sprawa. To – podniósł zdjęcie z Internatu – był pierwszy ślad, na jaki wpadłem. Nie spodobała jej się nuta nadziei w jego głosie.

– Może to zdjęcie nie ma żadnego znaczenia…

– Sama pani w to nie wierzy. Grace położyła ręce na stole.

– Sądzi pan, że mój mąż miał coś wspólnego ze śmiercią pańskiej siostry?

Duncan potarł szczękę.

– Dobre pytanie – rzekł. Czekała.

– Zapewne miał z tym coś wspólnego. Jednak nie sądzę, żeby to on ją zabił, jeśli o to pani pyta. Dawno temu coś się wydarzyło. Nie wiem co. Moja siostra zginęła w pożarze. A pani mąż uciekł za morze. Zdaje się, że do Francji, tak?

– Tak.

– Shane Alworth też znikł. Chcę powiedzieć, że to wszystko się ze sobą łączy. Musi się jakoś łączyć.

– Moja szwagierka coś wie. Scott Duncan kiwnął głową.

– Mówiła pani, że to prawniczka?

– Tak. Pracuje w kancelarii Burton i Crimstein.

– To niedobrze. Znam Hester Crimstein. Jeśli nie zechce nam nic powiedzieć, nie będę mógł jej przycisnąć.

– Co więc pan zrobi?

– Będę nadal potrząsał klatką.

– Potrząsał klatką? Skinął głową.

– Tylko w ten sposób można do czegoś dojść.

– A więc powinniśmy najpierw potrząsnąć Joshem z Photornatu – powiedziała Grace. – To on podrzucił mi to zdjęcie.

Duncan wstał.

– To chyba dobry plan.

– Pójdzie pan tam teraz?

– Tak.

– Chcę pójść z panem.

– No to chodźmy.

– Na moje życie i oddech. Kapitan Perlmutter. Czemu zawdzięczam ten zaszczyt?

Indira Khariwalla była mała i szczupła. Jej ciemna skóra gdyż, zgodnie z tym, co sugerowało nazwisko, pochodziła z Indii, a konkretnie z Bombaju – zaczęła już twardnieć i marszczyć się. Indira nadal była atrakcyjna, lecz nie tą kusicielską egzotyczną urodą jak niegdyś.

– Minęło sporo czasu – zauważył.

– Tak. – Uśmiech, niegdyś olśniewający, teraz przychodził jej z trudem, jakby miała sztywne mięśnie twarzy. Wolałabym jednak nie wspominać przeszłości.

– Ja też.

Kiedy Perlmutter zaczął pracować w Kasselton, przydzielono mu jako partnera doświadczonego policjanta, niejakiego Steve'a Goederta, wspaniałego faceta, któremu został tylko rok do emerytury. Zaprzyjaźnili się. Goedert miał troje dorosłych dzieci i żonę imieniem Susano Perlmutter nie wiedział, jak poznał Indirę, ale miał z nią romans. Susan to odkryła.

Pomińmy przykrą historię rozwodu.

Kiedy skończyli z nim prawnicy, Goedert był spłukany.

Został prywatnym detektywem, ale szczególnego rodzaju: specjalizował się w zdradach małżeńskich. A przynajmniej tak to nazywał. Zdaniem Perlmuttera było to bagno, w dodatku najgorszego rodzaju. Wykorzystywał Indirę jako wabik. Ona uwodziła męża, a Goedert robił zdjęcia. Perlmutter powiedział mu, żeby z tym skończył. Wierność to nie żarty. To nie w porządku, wystawiać ludzi na takie pokusy.

Goedert pewnie wiedział, że źle postępuje Zaczął pić i nie potrafił przestać. On, też miał w domu broń i w końcu on również nie użył jej, by powstrzymać włamywacza. Po jego śmierci Indira się usamodzielniła. Przejęła agencję, zostawiając nazwisko Goederta na drzwiach.

– Dawne dzieje – powiedziała cicho.

– Kochałaś go?

– Nie twój interes.

– Zrujnowałaś mu życie.

– Naprawdę sądzisz, że miałam nad nim taką władzę? Wyprostowała się. – Co mogę dla pana zrobić, kapitanie Perlmutter?

– Zatrudniasz niejakiego Rocky'ego Conwella.

Nie odpowiedziała.

– Wiem, że pracuje na czarno. To mnie nie interesuje.

Wciąż nic. Z trzaskiem rzucił na stół zrobioną polaroidem fotografię zamordowanego Conwella. Indira zerknęła na nią, zamierzając zaprzeczyć, ale nie mogła oderwać od niej wzroku.

– Dobry Boże…

Perlmutter czekał, ale Indira nie powiedziała nic więcej.