Выбрать главу

– Kiedy Scanlon powiedział, że ten pożar nie był przypadkowy… Nie masz pojęcia, co się ze mną działo. Chcę powiedzieć, że w tamtym momencie wszystko się zmieniło. W jednej chwili… – Ze zręcznością magika pstryknął palcami. – To nie tak, że dopiero od tej chwili wszystko zaczęło wyglądać inaczej. Raczej zmienił się cały ten piętnastoletni okres od jej śmierci. Jakby ktoś cofnął się w czasie i zmienił jedno wydarzenie, w ten sposób wpływając na wszystkie inne. Już nie byłem tym samym człowiekiem. Nie byłem facetem, którego siostra zginęła w pożarze. Byłem gościem, którego siostra została zamordowana i nigdy nie pomszczona.

– Przecież już macie mordercę – przypomniała Grace. Przyznał się.

Duncan uśmiechnął się, ale bez cienia wesołości.

– Scanlon ujął to najlepiej. On był tylko bronią. Jak pistolet.

Chcę dopaść tego, kto pociągnął za spust To stało się moją obsesją. Próbowałem robić to po godzinach, no wiesz, pracować i jednocześnie szukać mordercy. Jednak zacząłem zaniedbywać inne sprawy. Dlatego moja szefowa zmusiła mnie, żebym złożył wymówienie.

Spojrzał na Grace.

– Dlaczego mi tego nie powiedziałeś?

– Nie sądziłem, żeby to był dobry początek, no wiesz, mówić ci, że zostałem zmuszony do rezygnacji. Nadal mam kontakty w biurze prokuratora i przyjaciół w organach ścigania.

Żeby jednak wszystko było jasne, zajmuję się tym całkowicie nieoficjalnie.

Popatrzyli sobie w oczy.

– W ciąż coś przede mną ukrywasz – powiedziała Grace.

Zawahał się.

– Co to takiego?

– Jedno musimy sobie wyjaśnić. – Duncan wstał, znowu przesunął dłonią po włosach i odwrócił głowę. – W tym momencie oboje usiłujemy znaleźć twojego męża. Zawarliśmy chwilowe przymierze. Jednak w rzeczywistości mamy różne cele.

Nie będę cię okłamywał. Co będzie, kiedy znajdziemy Jacka? No wiesz, czy nadal oboje będziemy chcieli poznać prawdę.

– Ja chcę tylko odzyskać męża.

Skinął głową.

– To miałem na myśli, mówiąc o różnych celach. I o naszym tymczasowym przymierzu. Ty chcesz odzyskać męża. Ja chcę dostać mordercę mojej siostry.

Dopiero teraz spojrzał jej w oczy. Zrozumiała.

– I co teraz? – zapytała.

Wyjął tajemniczą fotografię i pokazał ją Grace. Uśmiechnął się.

– No co?

– Znam nazwisko tej rudej na zdjęciu – powiedział Scott Duncan.

Czekała.

– Nazywa się Sheila Lambert. Studiowała na uniwersytecie Vermont w tym samym czasie co twój mąż… – Wskazał Jacka, a potem przesunął palec w prawo. – I Shane Alworth.

– Gdzie ona jest?

– W tym rzecz, Grace. Nikt nie wie.

Zamknęła oczy. Przeszedł ją dreszcz.

– Posłałem tę fotografię na uczelnię. Emerytowany dziekan ją rozpoznał. Rozpocząłem poszukiwania, ale nie znalazłem jej. W ciągu ostatnich dziesięciu lat Sheila Lambert nie dała żadnego znaku życia, żadnych zeznań podatkowych, numeru ubezpieczenia, niczego.

– Tak samo jak Shane Alworth.

– Dokładnie tak jak Shane.

Grace spróbowała to poskładać.

– Pięć osób z tej fotografii. Jedna, twoja siostra, została zamordowana. Dwie inne, Shane Alworth i Sheila Lambert, od lat nie dały znaku życia. Czwarta, mój mąż, uciekł za morze, a teraz zaginął. A ostatnia, no cóż, wciąż nie wiemy, kto to jest.

Duncan skinął głową.

– I co nam to daje?

– Mówiłem ci, że rozmawiałem z matką Shane'a Alwortha.

– Z tą mającą kiepskie pojęcie o geografii?

– Kiedy odwiedziłem ją pierwszy raz, nic nie wiedziałem o tym zdjęciu, o twoim mężu i innych sprawach. Teraz zamierzam pokazać jej tę fotografię. Chcę zobaczyć, jak zareaguje.

I chcę, żebyś przy tym była.

– Dlaczego?

– Mam przeczucie, nic więcej. Evelyn Alworth jest starą kobietą. Jest pobudliwa i myślę, że przestraszona. Po raz pierwszy byłem tam jako śledczy. Może… sam nie wiem, ale może jeśli pojawisz się tam jako zatroskana matka, to zmieni jej nastawienie.

Grace zawahała się.

– Gdzie ona mieszka?

– Ma mieszkanie własnościowe w Bedminster. Powinniśmy tam dojechać w niecałe pół godziny.

Cram znów pojawił się w polu widzenia. Scott Duncan wskazał go ruchem głowy.

– A co z tym strasznym facetem? – zapytał.

– Teraz nie mogę z tobą jechać.

– Dlaczego?

– Mam dzieci. Nie mogę ich tak zostawić.

– Zabierz je ze sobą. Tam jest plac zabaw. Nie zabawimy długo.

Cram stanął w drzwiach. Skinął na Grace. Przeprosiła i podeszła do niego. Scott Duncan został na fotelu.

– O co chodzi? – zapytała Crama.

– Emma. Jest na górze i płacze.

Grace znalazła córkę w klasycznej pozie: na brzuchu, z głową nakrytą poduszką. Spod poduszki słychać było stłumione łkanie.

Emma już od dawna tak nie płakała. Grace usiadła na brzegu łóżka. Wiedziała, o co chodzi. W końcu Emma uspokoiła się na tyle, żeby zapytać, gdzie jest tatuś. Grace powiedziała jej, że wyjechał w interesach. Emma na to, że jej nie wierzy, że to kłamstwo, chce dowiedzieć się prawdy. Grace powtórzyła, że Jack wyjechał służbowo. Wszystko jest w porządku. Emma naciskała. Gdzie jest tatuś? Dlaczego nie dzwoni? Kiedy wróci do domu? Grace udzielała odpowiedzi, które wydawały jej się bardzo wiarygodne: jest bardzo zajęty, podróżuje po Europie, teraz jest w Londynie, nie wiadomo, jak długo tam zostanie, dzwonił, kiedy Emma spała, pamiętaj, że Londyn leży w innej strefie czasowej.

Czy Emma w to uwierzyła? Kto wie?

Specjaliści od wychowywania dzieci – ci występujący w kablowej telewizji wymuskani, gadający jak po lobotomii faceci z doktorskimi dyplomami – zapewne cmokaliby z ubolewaniem, ale Grace nie należała do tych rodziców, którzy mówią swoim dzieciom wszystko. Matka przede wszystkim powinna chronić swoje dzieci. Emma nie była jeszcze na tyle duża, żeby uporać się z prawdą. Krótko mówiąc, oszustwo jest niezbędnym elementem wychowania. Oczywiście Grace mogła się mylić i zdawała sobie z tego sprawę, ale w tym starym powiedzeniu jest wiele prawdy: do dzieci nie ma instrukcji. Wszyscy popełniamy błędy. Wychowywanie dzieci to czysta improwizacja.

Kilka minut później kazała Maxowi i Emmie szykować się do wyjścia. Pojadą na wycieczkę. Dzieci złapały GameBoye i rozsiadły się na tylnym siedzeniu auta. Scott Duncan zamierzał usiąść obok kierowcy. Cram zastąpił mu drogę.

– Jakiś problem? – zapytał Duncan.

– Zanim odjedziecie, chcę porozmawiać z panią Lawson.

Zostań pan tutaj.

Duncan zasalutował. Cram obrzucił go spojrzeniem, które mogłoby zamrozić wodę w rurach. Poszedł z Grace do pokoju na tyłach domu. Zamknął drzwi.

– Nie powinna pani z nim jechać.

– Być może. Jednak muszę.

Cram przygryzł dolną wargę. Nie podobało mu się to, ale rozumiał.

– Nosi pani torebkę?

– Tak.

– Chcę ją zobaczyć.

Pokazała mu ją. Cram wyjął zza pasa pistolet. Broń była mała jak zabawka.