Выбрать главу

Do tego nie miałam na sobie koszulki. Ani nic innego, przynajmniej powyżej talii. Moje dżinsy znajdowały się na swoim miejscu, choć były niemiłosiernie brudne.

– Twoja bluzka była w takim stanie, że musieliśmy ją zedrzeć – wyjaśniła Pam, śmiejąc się. – Na zmianę trzymaliśmy cię na kolanach. Wszyscy cię podziwiali. A Bill był wściekły.

– Idź do diabła. – Nic innego nie byłam w stanie wykrztusić.

– Cóż, jeśli o to chodzi, kto wie? – Pam wzruszyła ramionami. – Chciałam ci tylko powiedzieć komplement. Musisz być nowoczesną kobietą.

Podniosła się i otworzyła szafę, w której wisiały koszule; uznałam, że należały do Erica. Pam zdjęła jedną z wieszaka i rzuciła w moim kierunku. Wychyliłam się, żeby ją złapać i muszę przyznać, że przyszło mi to dość łatwo.

– Pam, czy tu jest jakiś prysznic?

Nie chciałam zakładać czystej koszuli na brudne ciało.

– Tak, w magazynie. Koło łazienki dla personelu.

Łazienka była wyposażona standardowo, ale znajdowało się tam wszystko, czego potrzebowałam – mydło i ręcznik. Wychodziło się z niej prosto do magazynu, co wampirom mogło wydawać się w porządku, w końcu skromność nie jest dla nich specjalnie ważną cechą.

Kiedy Pam zaoferowała, że popilnuje drzwi, poprosiłam ją o pomoc przy zdejmowaniu dżinsów, butów i skarpetek. Trochę za bardzo jej się to podobało.

To był najlepszy prysznic, jaki kiedykolwiek brałam.

Musiałam poruszać się wolno i ostrożnie. Odkryłam, że ciężko mi utrzymać równowagę – czułam się, jakbym przeszła poważną chorobę, jak zapalenie płuc albo grypa z powikłaniami. Cóż, w sumie to było coś podobnego.

Pam uchyliła lekko drzwi i podała mi jakąś bieliznę, co było miłą niespodzianką, przynajmniej tak sądziłam, póki się nie wytarłam i nie zobaczyłam, co właściwie mi dała. Majtki były tak małe i koronkowe, że raczej nie powinno się ich w ogóle nazywać majtkami. Ale przynajmniej były białe. Wiedziałam, że czułabym się lepiej, gdybym mogła się przejrzeć w lustrze. Nie byłam w stanie założyć na siebie nic poza majtkami i białą koszulą. Bosa, wyszłam spod prysznica i odkryłam, że Pam schowała moje dżinsy i resztę brudnych rzeczy do plastikowej torby, żebym mogła je zabrać do domu i uprać. Moja opalenizna wyglądała jeszcze ciemnej w kontraście z bielą koszuli.

Powoli wróciłam do gabinetu Erica, znalazłam swoją torebkę i zaczęłam szukać w niej szczotki do włosów. Kiedy próbowałam rozczesać splątane pasma, wszedł Bill i wyjął mi szczotkę z ręki.

– Kochanie, pozwól, że ja to zrobię – powiedział łagodnie. – Jak się czujesz? Zdejmij koszulę z ramion, żebym mógł sprawdzić, jak ci się goją plecy.

Tak też zrobiłam, mając nadzieję, że w gabinecie nie ma zamontowanych kamer, chociaż, biorąc pod uwagę to, co powiedziała mi Pam, nie musiałam się tym przejmować.

– Jak to wygląda? – zapytałam, próbując patrzeć ponad ramieniem.

– Będą blizny – odpowiedział krótko.

– Domyślam się.

Zawsze lepiej z tyłu niż z przodu. A posiadanie blizn jest lepsze od bycia martwą.

Założyłam znów koszulę, a Bill zaczął czesać moje włosy, co było jego ulubioną czynnością. Szybko poczułam się słaba i musiałam usiąść na krześle Erica, podczas gdy Bill cały czas stał za mną.

– Czemu menada wybrała akurat mnie?

– Podejrzewamy, że czekała na pierwszego wampira, który przetnie jej drogą. Kiedy odkryła, że jesteś tam ze mną, o ileż łatwiejsza do skrzywdzenia, uznała, że to świetna okazja.

– To przez nią się pokłóciliśmy?

– Nie, myślę, że to był przypadek. Nadal nie rozumiem, czemu się tak zdenerwowałaś.

– Jestem zbyt zmęczona, żeby teraz o tym mówić. Wrócimy do tematu jutro, dobrze?

Chwilę potem do gabinetu wszedł Eric, a wraz z nim jakiś wampir, który, jak odgadłam, musiał być Chowem. Od razu zrozumiałam, czemu Chow miał przyciągać klientów. Był pierwszym wampirem-Azjatą, którego widziałam i z całą pewnością był przystojny. Był też cały (przynajmniej w miejscach, które widziałam) pokryty zawiłymi tatuażami, w których – jak słyszałam – lubują się członkowie Yakuzy. Niezależnie od tego, czy Chow za życia był gangsterem, czy nie – teraz wyglądał złowieszczo.

Tuż za nimi weszła Pam, mówiąc:

– Wszystko pozamykane, doktor Ludwig też już poszła.

A więc Fangtasia była już zamknięta. To musiało znaczyć, że zbliża się świt. Bill dalej szczotkował moje włosy, a ja siedziałam na krześle, z rękoma na udach, dotkliwie świadoma mojego niepełnego stroju. Chociaż, gdyby się nad tym zastanowić, Eric był tak wysoki, że jego koszula zasłaniała więcej niż bluzka i szorty. Prawdopodobnie to te majtki sprawiały, że czułam się zawstydzona.

A do tego brak stanika. Bóg był na tyle łaskawy, że nieźle mnie wyposażył, więc nie dawało się ukryć, kiedy nie miałam na sobie stanika.

Jednak niezależnie od tego, że moje ubrania odkrywały więcej niżbym chciała, i od tego, że ludzie w tym pokoju widzieli większą powierzchnię moich piersi, niż mogliby zobaczyć teraz – musiałam pamiętać o manierach.

– Dziękuję wam za uratowanie mi życia – powiedziałam. Nie udało mi się brzmieć ciepło, ale miałam nadzieję, że wiedzą, jak bardzo jestem im wdzięczna.

– To była czysta przyjemność – odpowiedział Chow, a w głosie zabrzmiała pożądliwa nuta. Dawało się wyczuć obcy akcent, ale nie znam się na różnych azjatyckich językach, więc nie umiałam stwierdzić, skąd mógł pochodzić. Byłam jednak pewna, że „Chow” nie było jego prawdziwym imieniem, ale inne wampiry się tak do niego zwracały. – Byłoby idealnie, gdyby nie ta trucizna.

Poczułam, że stojący za mną Bill zaczął się denerwować. Położył dłonie na moich ramionach, a ja spróbowałam spleść swoje palce z jego palcami.

– Warto było przyjąć tę truciznę – dodał Eric. Przyłożył palce do ust i je pocałował, jakby wspominając bukiet smakowy mojej krwi. Upiorne.

– Do usług, Sookie – zaśmiała się Pam.

Och, fantastycznie.

– Dziękuję i tobie, Bill – powiedziałam, odwracając głowę w jego stronę.

– To był mój przywilej – odpowiedział, z trudem kontrolując złość.

– Kłóciliście się, zanim Sookie została zaatakowana przez menadę? – zapytał Eric. – Wydawało mi się, że Sookie o tym wspominała.

– To nasza sprawa – warknęłam, a trójka wampirów uśmiechnęła się do siebie. Nie podobało mi się to ani trochę. – Przy okazji, po co nas tu w ogóle wezwałeś? – zapytałam, mając nadzieję, że zmienię temat.

– Pamiętasz, co mi obiecałaś, Sookie? Że będziesz używać swojego daru, żeby mi pomóc, o ile pozwolę ludziom zamieszanym w moje sprawy żyć?

– Oczywiście, że pamiętam.

Nie jestem typem człowieka, który zapomina o złożonych obietnicach. Zwłaszcza o tych złożonych wampirom.

– Odkąd Bill został śledczym Obszaru Piątego, nie mamy już specjalnie dużo niewyjaśnionych spraw. Co innego Obszar Szósty w Texasie, tam byś się przydała. Więc postanowiliśmy, że zostaniesz tam wysłana.

Zorientowałam się, że zostałam wypożyczona – jak jakaś bransoletka. Albo koparka. Zastanawiałam się, co wampiry z Dallas musiały dać jako zaliczkę rekompensaty na wypadek, gdyby coś mi się stało.

– Nie pojadę bez Billa.

Spojrzałam Ericowi prosto w oczy. Palce Billa zacisnęły się na moich na znak, że powiedziałam właściwą rzecz.

– Będzie tam. Stawaliśmy twarde warunki – wyjaśnił Eric, szeroko się uśmiechając. Efekt był przerażający, bo choć z czegoś się cieszył, jego kły były wysunięte. – Obawialiśmy się, że mogliby chcieć cię zatrzymać lub zabić, więc od samego początku negocjacji żądaliśmy eskorty. A kto byłby lepszy od Billa? Gdyby jednak stało się coś, co uniemożliwi Billowi czuwanie nad tobą, od razu wyślemy kogoś innego. Do tego wampiry z Dallas zgodziły się zapewnić ci samochód z kierowcą, kwatery i posiłki… I oczywiście niezłą zapłatę. Bill też coś z tego będzie miał.