Выбрать главу

kieliszek nad konsolę. Na przekazach z Vandala wyglądało to gorzej. – Gdyby te atomówki…

– Niestety – wpadł mu w słowo Rutta. – Dranie wyłuskali je bezbłędnie, zupełnie jakby się

ich bali. W krytycznym momencie skoncentrowali cały ogień zaporowy na torpedach, aby

zniszczyć je przed detonacją, i to jak najdalej od siebie. Tylko temu zawdzięczamy tak wysoki

współczynnik trafień rdzeniami kinetycznymi.

– Jakby się ich bali, powiadasz… – Wielki admirał zamyślił się głęboko.

– Tak to wygląda – dodał szybko Rutta. – Nie wiem jeszcze dlaczego, ale to może być

bardzo cenna wskazówka na przyszłość.

Farland pokiwał głową. To musiało coś znaczyć. Tylko co? Takich torped używano

zazwyczaj do rozhermetyzowywania dużych połaci poszycia. Khumalo posłał je w drugiej fali,

tuż za gradem rdzeni, licząc na to, że broń kinetyczna wsparta skoordynowaną salwą

turbolaserów zdoła przeciążyć pola siłowe liniowca, ale Obcy zaryzykowali. Byli gotowi

poświęcić tarcze, byle nie dopuścić do siebie ani jednej głowicy nuklearnej. Zaintrygowany

tym faktem wpisał do komputera kilka komend, polecając systemowi analizę danych

dotyczących odpowiedniego momentu bitwy. Wyniki były zgodne z jego oczekiwaniami.

Z taktycznego punktu widzenia Obcym bardziej się opłacało zniszczyć większą liczbę rdzeni.

Sumaryczna moc ataku kinetycznego była ponad dwukrotnie wyższa od tej, którą dysponowały

zniszczone głowice. To chyba jedyne nielogiczne zachowanie wroga, jakie zaobserwowano

podczas wszystkich ataków.

– Może ich broń nuklearna jest o wiele potężniejsza od naszej? – zastanowił się na głos.

– Wątpię – mruknął Rutta. – W tej wielkości głowicy nie upchniesz teratonowego ładunku.

– Też prawda.

Rutta pochylił się w kierunku holokamer.

– Taktyka stosowana przez Obcych wskazuje dobitnie, że oni wiele o nas wiedzą. Uderzają

precyzyjnie w najczulsze punkty naszych okrętów, nie przejmują się także bronią, która

niewiele może im zrobić, jakby z góry znali jej charakterystyki i maksymalną skuteczność. A to

znaczy, że muszą też znać moc stosowanych przez flotę głowic.

– Dlaczego więc…

– Nie wiem. Jeszcze nie wiem, ale to odkrycie może zmienić naszą sytuację. Na Vandalu

byliśmy naprawdę bliscy sukcesu…

– Sukcesu? – żachnął się wielki admirał. – Jakiego sukcesu? Na wszystkich bogów

i bożków, jakich znał ten świat! Straciliśmy ponad pięciuset ludzi i dziewiętnaście okrętów

wojennych. Ot tak, w okamgnieniu. Tylko po to, by sprawdzić wydajność generatorów

jakiegoś… jakiegoś… – Zabrakło mu słów.

– Mylisz się – zaprotestował Rutta. – Osiągnęliśmy zakładany cel. Poznaliśmy maksymalną

wydajność pól siłowych liniowca. A Khumalo wiedział, na co się pisze – dodał. – Jeśli

admiralicja nie zignoruje naszych raportów, jego poświęcenie pozwoli ocalić…

Wielki admirał uniósł rękę, jakby chciał go uciszyć.

– Zanim porozmawiamy o nowych rozkazach admiralicji, chciałbym cię o coś zapytać.

Powiedz mi, ale tak szczerze, jak przyjaciel przyjacielowi, bez owijania w bawełnę, co ty byś

zrobił w mojej sytuacji?

– Wydałbym rozkaz natychmiastowej ewakuacji zagrożonych systemów i zaczął…

– Czekaj – przerwał mu Farland. – Załóżmy, że nie ma mowy o żadnym odwrocie.

– Co znaczy: nie ma mowy? – zdziwił się pułkownik.

– Przyjmijmy, że admiralicja nie zgadza się na oddanie Obcym ani kawałka Rubieży.

– Przecież to nonsens.

– Wiem, ale chciałbym, żebyś rozważył taką właśnie opcję. Czysto hipotetycznie, rzecz

jasna.

– Hipotetycznie, akurat. Mów wprost, Xiao kazał ci…

– Nie Xiao. – Wielki admirał pokręcił z rezygnacją głową. – To bezpośredni rozkaz Rady.

Mamy powstrzymać wroga bez względu na straty. Ani kroku w tył, tak dokładnie wyraziła się

pani kanclerz.

Rutta zamilkł na dłuższą chwilę. Sprawdzał coś na wyświetlaczach swojej konsoli,

wpisywał kolejne komendy i znów studiował napływające dane. W końcu podniósł głowę.

– Przykro mi – powiedział – ale nie widzę innego sensownego rozwiązania.

Wielki admirał skwitował tę odpowiedź krzywym uśmieszkiem.

– Dobrze, spróbujmy podejść do problemu inaczej – zaproponował, aktywując

holoprojektor. Między nimi pojawiła się wielka mapa Rubieży. – Ja przedstawię ci pewien

plan, a ty powiesz mi, co ci w nim nie pasuje.

– Nie ma sprawy.

– Zacznijmy od generaliów. – Wystarczyło kilka ruchów dłoni, by wokół niektórych gwiazd

pojawiły się ikony. Najpierw zielone, potem niebieskie, a na sam koniec najliczniejsze

czerwone. – To nasze kolonie, instalacje przemysłowe i okręty, którymi dysponuje sztab

metasektora. Mamy pieczę nad stu trzydziestoma sześcioma skolonizowanymi systemami

i prawie dwoma tysiącami takich, których nie było sensu eksploatować. Reasumując:

chronimy nadal sto osiemdziesiąt… – odliczył w pamięci utracone placówki – …jeden kolonii

planetarnych i trzysta dwadzieścia sześć instalacji orbitalnych, z których dwieście

dziewięćdziesiąt jeden nie dysponuje własnym napędem pozwalającym na wykonanie skoku.

Według najnowszego wypisu z rejestrów nasz sektor zamieszkuje… sześć miliardów sto

piętnaście milionów trzysta sześćdziesiąt pięć tysięcy ośmiuset szesnastu cywilów. Nie licząc

ludzi z już utraconych kolonii. Terytoriów tych ma bronić osiemnaście pancerników, z czego

ponad połowa należy do poprzednich generacji, i sto siedemdziesiąt pięć krążowników, przy

czym w tej klasie proporcje jednostek starych do nowych są bardzo podobne. Dysponujemy

także ponad trzema tysiącami niszczycieli, fregat i korwet. Pozostałej drobnicy nawet nie

liczę, bo to głównie desantowce i patrolowce, które nie przydadzą się w starciach

przestrzennych z Obcymi.

– Znam te dane – zapewnił go Rutta tonem ponaglenia.

Wielki admirał milczał, ale tylko przez chwilę.

– Mój plan zakłada stworzenie dziewięciu zespołów uderzeniowych o podobnej sile ognia.

W skład każdego wejdą dwa pancerniki, osiemnaście krążowników oraz dwieście do trzystu

mniejszych okrętów bojowych, w zależności od klasy i uzbrojenia. Zamierzam podzielić je na

trzy zgrupowania i rozmieścić w następujący sposób… – Wielki admirał dotknął kolejnego

wirtualnego klawisza i czerwone ikonki zaczęły się skupiać w pasie minus cztery.

– Dlaczego nie podciągniesz ich bliżej? – zapytał Rutta.

– Przegrupowanie tak dużych sił wraz z zapleczem logistyczno-taktycznym zajmie nam

około trzech tygodni standardowych. W tym czasie, bądźmy szczerzy, utracimy pozostałe

zamieszkane systemy z pierwszego pasa i mniej więcej jedną trzecią minus dwójki.

– Rozumiem.

– Jeśli przesłane przez ciebie obliczenia są dokładne, a nie mam powodu w to wątpić, dwa

takie zespoły uderzeniowe powinny dać sobie radę z czterema jednostkami Obcych. Do

zdjęcia tarcz liniowca potrzebowałbym skoordynowanego ataku pancernika, czterech

krążowników i około stu, stu pięćdziesięciu niszczycieli, ale nie zamierzam ryzykować.

Dlatego każde zgrupowanie będzie się składać z trzech zespołów. Dwa staną do walki

z Obcymi, trzeci zatrzymam w odwodzie na wypadek, gdyby coś poszło nie tak.

– Oceniłeś efektywność według współczynników z Vandala? – zapytał Rutta, któremu coś

się nie zgadzało w tych wyliczeniach.

– Nie. – Wielki admirał uśmiechnął się tryumfalnie.

– Nie?

– Ja także nie próżnowałem, przyjacielu. Przeanalizowałem bardzo starannie sposób, w jaki

Khumalo chciał przełamać obronę tych skurwyklonów, i chyba znalazłem jeden, ale za to

spory błąd w jego taktyce. Spójrz.