Выбрать главу

Projektor ponownie wyświetlił pierwsze momenty starcia na Vandalu. Tym razem jednak

atak zespołu uderzeniowego wyglądał inaczej. Niszczyciele znajdowały się w drugiej linii,

zgrupowane za pancernikiem i krążownikami, aby Obcy nie mogli ich ostrzeliwać

bezpośrednio. Ten manewr dał ich załogom czas na odpalenie kilkuset dodatkowych rdzeni

kinetycznych. Liniowce musiały przekierować większą ilość energii do stanowisk obronnych,

by skoncentrować ogień na lawinie nadlatujących pocisków, dzięki czemu wielkie okręty

wojenne przetrwały niemal nietknięte do momentu, w którym same mogły otworzyć ogień.

Rutta sprawdził pośpiesznie odczyty.

– Zwiększyłeś skuteczność ataku do dziewięćdziesięciu czterech procent – zauważył, nie

kryjąc zadowolenia.

– A teraz pomyśl, co moglibyśmy uzyskać, gdyby naprzeciw tych czterech liniowców

postawić dwa moje zespoły uderzeniowe – emocjonował się wielki admirał. – I odpalić dwie

setki torped z głowicami nuklearnymi zamiast dwudziestu – dodał, wprowadzając nowe dane.

Kolejna symulacja, pokazująca hipotetyczne starcie czterech pancerników najnowszej

generacji i trzydziestu sześciu krążowników wspieranych ogniowo przez pociski kinetyczne

wystrzeliwane z ponad pięciuset niszczycieli, korwet i fregat, wyglądała imponująco. Nawała

ognia rozniosła najpierw tarcze Obcych, a potem ich okręty. Tym razem bitwa zakończyła się

kompletną zagładą wroga, choć straty po stronie ludzi także były niemałe. Dwa pancerniki

wyparowały, dwa inne zostały poważnie uszkodzone. Aż siedem krążowników przeszło do

historii, a dalszych piętnaście nadawało się wyłącznie do kapitalnego remontu, lecz co

ciekawe, niemal wszystkie jednostki eskorty przetrwały.

Pułkownik, skupiając uwagę na pierwszym planie, nie zauważył masowego odwrotu

eskorty. Farland dobrze to sobie wykombinował. Niszczyciele i cała reszta drobnicy wykonały

skoki podprzestrzenne natychmiast po odpaleniu ostatnich rakiet, dzięki czemu liniowce nie

miały do czego strzelać, gdy na kolejnym etapie starcia minęły główną formację.

– Jakieś uwagi? – spytał zadowolony z siebie wielki admirał.

– Tylko jedna – odparł spokojnie Rutta. – Co zrobisz, jeśli oni nie podejmą walki?

– Dlaczego mieliby rejterować?

– Nie są głupcami, czego nieraz dowiedli.

– To prawda, ale…

– Nie ma żadnego ale, Theo. Jeśli przegrupujesz siły w taki sposób, będziesz miał dwa

rozwiązania. Albo zostawisz je w pasie minus cztery, aby reagować z opóźnieniem na kolejne

ataki… Jeśli dobrze liczę, twoje zespoły pojawią się w zaatakowanych systemach około

sześciu godzin po Obcych. Zmuszenie ich do podjęcia walki na twoich warunkach będzie więc

cholernie trudne. Jeśli zablokujesz strefę skoku, zrobią swoje na twoich oczach, a potem

znikną, uciekając w podprzestrzeń.

– Nie wiemy, czy dysponują technologią pozwalającą…

– Bracie, mówimy o istotach, które dysponują sprzętem, o jakim my możemy tylko

pomarzyć. Naprawdę uważasz, że nie odkryli tak banalnej technologii jak podróże

podprzestrzenne?

Farland zmierzył go wściekłym spojrzeniem, ale pokiwał głową.

– Masz rację – rzucił gniewnie – nie możemy wykluczać tej ewentualności, więc wybieram

opcję numer dwa. Polecimy za nimi.

– Żeby ich dopaść, będziecie musieli iść pełnym ciągiem. Od kilkunastu godzin do nawet

dwóch dni. A to odbije się negatywnie na skuteczności późniejszych działań. Stracicie około

trzydziestu procent efektywności osłon.

– To wciąż wystarczy do pokonania liniowców.

– Tak, ale za cenę ponad dwukrotnie większych strat – odparł ze spokojem Rutta,

uruchamiając odpowiednią symulację. – A na to nas po prostu nie stać.

Wielki admirał obejrzał holo spod na wpół przymkniętych powiek.

– Jeszcze jakieś uwagi? – zapytał.

Pułkownik przytaknął.

– Skuteczniej byłoby rozmieścić te zgrupowania w najcenniejszych z zagrożonych systemów

i zaczekać w nich na wroga, ale to z kolei rodzi inne zagrożenia. Obcy mogą zignorować

bronione przez trzecią flotę systemy i wedrzeć się bez przeszkód w głąb naszej przestrzeni.

– Zaczynam rozumieć, dlaczego sztab Terytoriów Wewnętrznych tak chętnie przystał na

moją propozycję wypożyczenia ich najlepszego analityka – mruknął wielki admirał, sięgając

po kieliszek.

– Mogę ci przytakiwać, jeśli wolisz, ale…

– Nie, przyjacielu. To nie manewry, tylko prawdziwa wojna. Konsekwencje moich błędów

mogą być katastrofalne. Dlatego proszę o pomoc ciebie, a nie klakierów. Wal prosto z mostu,

a mną się nie przejmuj. Wprawdzie nikt nie lubi być krytykowany, zwłaszcza jeśli robi się

z niego durnia, ale jakoś to wytrzymam. – Nalał sobie kolejny kieliszek. – A jak nie

wytrzymam, nawet mimo wspomagania, to też się nie obawiaj. Każę cię zrehabilitować

pośmiertnie, jak wszystkich poprzednich upierdliwych doradców. – Zaśmiali się obaj z tego

żartu. – Co jeszcze może pójść nie tak?

Tym razem Rutta od razu wprowadził dane do symulatora. Na hologramie naprzeciw

zespołów uderzeniowych Farlanda pojawiły się nie cztery, a dziesięć gruszkowatych okrętów.

Wielki admirał błyskawicznie spoważniał. Dwadzieścia sekund później, gdy projekcja

dobiegła końca, a po jego zespołach nie zostało nic prócz morza szczątków, zaczął z furią

wprowadzać nowe dane. Dodawał zespół po zespole i uruchamiał kolejne symulacje do

momentu, aż rzucił do boju niemal wszystkie siły, jakimi dysponował, i uzyskał w końcu

pożądany rezultat. Cena tego sukcesu była jednak ogromna.

– Ta jedna bitwa pozbawi cię wszystkich pancerników i niemal trzech czwartych

krążowników – podsumował Rutta, gdy komputery podały przybliżone szacunki. – Nie możesz

pozwolić sobie na tak wysokie straty.

– Nawet jeśli to pyrrusowe zwycięstwo zakończy inwazję? – zdziwił się wielki admirał.

Pułkownik spojrzał na niego z politowaniem.

– Ty naprawdę wierzysz, że te dziesięć liniowców to wszystko, co przeciw nam rzucą?

Farland pokręcił głową wolno, jakby z lekkim niedowierzaniem.

– To tylko harcownicy? – wycharczał przez zaciśniętą krtań, przypominając sobie raporty

o stracie kolejnych stacji monitorowania, a tych było coraz więcej. – Zwiad bojem?

– Tak, przyjacielu. Moim zdaniem prawdziwa flota inwazyjna dopiero nadciąga.

– Co więc radzisz?

– To samo co przedtem.

– Wycofując się z Rubieży, przeniesiemy tę wojnę aż na Terytoria Wewnętrzne –

wymamrotał Farland.

– Tak – przyznał Rutta – ale wdrażając mój plan, zyskamy na czasie. Admiralicja będzie

mogła spokojnie relokować pozostałe floty. Może też w końcu zabierze się do produkcji

okrętów piątej generacji, o których tyle się mówi od kilku lat.

– A co z rozkazem Rady? – zapytał wielki admirał.

To był największy problem. Admiralicję dałoby się przekonać do pomysłu Rutty, i to raczej

prędzej niż później, ale z politykami nie da się rozmawiać jak z żołnierzami – pozostaną głusi

na najsensowniejsze nawet argumenty. Dla nich okręty i ludzie to tylko kolejne pozycje i liczby

w statystykach. Jedynym wyjątkiem był okres wyborczy, lecz od najbliższego błagania

obywateli o głosy dzieliło ich jeszcze szesnaście lat.

– Przeczytaj dokumenty, które ci zaraz prześlę… – pułkownik spojrzał w oczy przyjaciela –

i zwołaj kolejną odprawę na siódmą zero zero. Do tej pory powinienem być już na stacji.

.

CZTERY

Tym razem wokół elipsowatego blatu zebrało się dziesięć osób. Sami dowódcy pionów

sektora i zaproszony do tego grona Rutta. Prócz niego i Farlanda w głębokich fotelach zasiedli