Выбрать главу

– O czym pan mówi?

– W ciągu najbliższych sześćdziesięciu minut zakończymy ewakuację ośrodka. Gdy personel

medyczny i towarzyszący im pacjenci zostaną przetransportowani na okręt szpitalny, moi

ludzie zapakują więźniów w „trumienki” i wszyscy opuścimy ten system zgodnie

z harmonogramem ustalonym przez admiralicję.

– Nie musi mi pan tego tłumaczyć. Wiem, jakie numery porządkowe wam przydzielono.

– Proszę w takim razie zerknąć tutaj.

Wyświetlił własną skrzynkę odbiorczą, wybrał jedną z ostatnich wiadomości i otworzył ją.

To była krótka odpowiedź na jego pytanie o pomyłkę w transferze więźnia numer

siedemnaście:

„Co wy mi tu pieprzycie, Pallance? Przekazaliśmy wam szesnaście obiektów i z tyloma

macie odlecieć na Numenor”.

* * *

Pokój przesłuchań był klaustrofobicznie ciasny i sterylnie czysty. W niczym nie przypominał

szpitalnych wnętrz. Wszystkie ściany i sufit wyłożono szarym tworzywem sztucznym. Nie było

tu imitacji okien, a jedyny rozsuwany czteroczęściowy właz pozbawiono od wewnętrznej

strony panelu sterującego. Na środku pokrytej drobną kratownicą podłogi stał prosty szeroki

stół wyposażony w dwuwyświetlaczowy holoprojektor i najprostszy model konsoli

komunikatora.

Na metalowym krześle naprzeciw Henryana siedział zgarbiony szczupły młody mężczyzna

o owalnej twarzy i jasnych, bardzo krótko ściętych włosach. Wzrok miał zmącony, a jego

głęboko osadzone niebieskie oczy były nieustannie na wpół przymknięte, jakby morzył go sen.

Pallance uprzedzał, że strażnicy podali numerowi siedemnastemu środki uspokajające –

każdy więzień, który opuszczał celę, musiał być poddany podobnej procedurze. Działanie

zastrzyku powinno jednak już minąć.

– Jestem kapitan Święcki – przedstawił się Henryan, gdy powieki chłopaka powędrowały

w końcu w górę. – Jak mam się do ciebie zwracać?

– Numer siedemnaście – wychrypiał z trudem więzień.

Widać było, że ma problemy z mówieniem. Niekoniecznie spowodowane medykamentami.

– Nie masz nazwiska?

– Mam.

– Podaj mi je w takim razie. Chcę z tobą rozmawiać jak człowiek z człowiekiem.

Numer siedemnasty odkaszlnął głośno, by oczyścić krtań.

– Jakbyś tego nie wiedział… – mruknął, przełknąwszy flegmę.

– Nie jestem wubekiem – zapewnił go Święcki, choć wątpił, by więzień uwierzył mu na

słowo. – Przyszedłem tutaj, ponieważ poinformowano mnie, że możesz wiedzieć o czymś, co

bardzo mnie interesuje.

– On cię tu przysłał? – Te słowa były już wyraźniejsze.

– Nikt mnie nie przysłał. Chyba że mówimy o lekarzu nazwiskiem Pallance, szefie tej

placówki.

– Pallance? – Więzień pokręcił głową po chwili zastanowienia. – Nie znam nikogo takiego.

– Nieważne. – Święcki zaczynał się irytować, ale wiedział, że nie może tego okazać. Ta

sprawa była zbyt ważna, by ją spieprzyć. – Zacznijmy jeszcze raz. Poznałeś już moje

nazwisko, zrewanżuj mi się swoim.

Numer siedemnasty milczał, wpatrując się uważnie w twarz siedzącego naprzeciw niego

oficera.

– Po co ten cyrk? – zapytał. – Przecież powiedziałem już wszystko, co chcieliście wiedzieć.

– Wybacz, chłopcze, ale nie wiem, o czym mówisz. – Henryan postanowił ominąć

wprowadzenie i przejść od razu do sedna. – Nie mam pojęcia, kim jesteś ani za co tutaj

trafiłeś, i szczerze mówiąc, niespecjalnie mnie to interesuje. – Aktywował konsolę, włączając

wyświetlacz holoprojektora, na którym pojawiały się kolejno szkice liniowca. – Wiesz, co to

jest?

Numer siedemnasty pokręcił głową.

– Nie.

Zareagował za szybko i za nerwowo – uznał Henryan. Pallance miał rację: długie

odosobnienie miesza ludziom w głowie do tego stopnia, że nie kontrolują swoich reakcji

i emocji. Nawet ślepiec zauważyłby, że więzień kłamie.

– To twoje rysunki.

– I co z tego? – Numer siedemnasty wzruszyłby ramionami, gdyby pozwalały na to

elektromagnetyczne więzy. – Nie pamiętam, żebym coś takiego nabazgrał.

– Myślę, że doskonale wiesz, o czym mówię – oświadczył Święcki, włączając drugi

wyświetlacz, tym razem po lewej. Na nim obaj mogli zobaczyć moment starcia eskadry

Khumalo z liniowcami. Nie okrojony materiał, ale pełne nagranie, którym dysponował tylko

sztab metasektora.

Chłopak zareagował dokładnie tak, jak spodziewał się tego Henryan. Zbladł, na jego czole

i ciemieniu pojawił się perlisty pot. Gapił się w nagranie z otwartymi ustami, jakby nie

wierzył własnym oczom. Gdy Święcki nacisnął klawisz i eksplodujące okręty zastygły nad

matowym blatem, jego rozmówca nawet nie drgnął.

– Co to jest? – zapytał drżącym głosem dopiero po dłuższej chwili. – Co to za nagranie?

– Sądząc po tych szkicach, wiesz więcej ode mnie, chłopcze – warknął Henryan, wskazując

na drugi wyświetlacz. Nauczył się od brata, jak przyciskać ludzi, i postanowił zrobić teraz

z tej wiedzy użytek. – Ale zacznijmy od początku. Jak się nazywasz?

Więzień spojrzał na niego z wyrzutem.

– Stachursky. Nike Stachursky.

– Nike? – zdziwił się Święcki. – Pochodzisz z Ziemi?

– Nie. To wbrew pozorom normalny dwumian. Nik-Ike…

Święcki wpisał jego dane do komunikatora połączonego z bazami danych ośrodka, a więc

i admiralicji. Na niewielkim monitorze, którego jego rozmówca nie mógł widzieć, zobaczył

folder z aktami. Rysy twarzy zgadzały się, aczkolwiek chłopak na zdjęciu ważył pewnie

z dziesięć kilogramów więcej i był uśmiechnięty. Wiek dwadzieścia siedem lat. Trzeci wynik

na roku, przydział do Korpusu Utylizacyjnego. Od kiedy to akademia oddelegowuje prymusów

do zbierania śmieci?… Ta myśl wydała mu się niepokojąca, ale na razie odsunął ją od siebie.

Praktyka na FSS Nomada, pierwsza misja w systemie New Rouen, w Sektorze Victor. I na tym

kończyła się kartoteka. Ostatnie słowa były raczej kategoryczne. Poległ w czasie służby. Link

prowadził do raportu, w którym oficer nazwiskiem Morrisey opisał ze szczegółami przebieg

feralnego wypadku. Stachursky, Bourne i dwaj kadeci trenowali awaryjne odpalanie kapsuł

ratunkowych. Któryś z nich, zapewne omyłkowo, wprowadził prawdziwą sekwencję startową

i odpalił urządzenie prosto w skupisko wraków. Kapitan i dwaj inni członkowie załogi

potwierdzili, że lecąca z dużą prędkością kapsuła zderzyła się wielokrotnie z wrakami, po

czym najprawdopodobniej eksplodowała. Stachursky zginął na miejscu; Bourne, który zdążył

się katapultować, wciąż nieprzytomny przebywa w szpitalu na Kassel 6. Na kolapsarowcach

takie wypadki nie należały do rzadkości – zwłaszcza wśród praktykantów, którzy zazwyczaj

nie należeli do najbystrzejszych.

Henryan przeniósł wzrok na chłopaka: ten wciąż wlepiał oczy w zatrzymany obraz, na

którym liniowiec Obcych wylatywał zza kuli plazmy, w jaką zamieniał się zniszczony

pancernik. Miał przed sobą człowieka, który bez cienia wątpliwości został wykreślony

z rejestru floty jako kolejna ofiara dawno zakończonej wojny.

– Dobrze, Nike… A teraz powiedz mi, co wiesz o okrętach, które tak udatnie

naszkicowałeś.

Więzień przełknął głośno ślinę. W jego oczach widać było już tylko strach.

– I tak mi pan nie uwierzy – powiedział, po tym jak już zebrał myśli.

– Chcesz się założyć? Odpowiadaj!

– W czasie misji oczyszczania Bety New Rouen zauważyłem drugie skupisko, w dołku

Lagrange’a nad Thetą. Polecieliśmy to sprawdzić… – Przerwał, na jego czole pojawiła się

druga fala potu. Wspomnienia nie należały do najweselszych. – Znaleźliśmy tam taki okręt.