Выбрать главу

poczuł ukłucie niepewności. W tym samym momencie dotarło do niego, że ludzie łamiący

blokadę nie musieli wracać na terytorium Federacji przez zamieszkany system. Mogli bez

problemu prześlizgnąć się przez któryś z sąsiednich, martwych i niepilnowanych układów

planetarnych, gdzie zniknęliby naprawdę bez śladu. Dlaczego więc wybrali miejsce, w którym

prócz sporej kolonii górniczej znajdowała się także duża baza korpusu?…

– Dziesięć sekund do skoku – zameldował Honved, wyrywając komandora z zamyślenia.

Attanasio wprowadził ostatni kod aktywujący broń, zanim rozpoczęło się ostateczne

odliczanie. – Trzy, dwie, jedna…

Wbrew pokutującym opiniom wyjście z nadprzestrzeni nie jest widowiskowym zjawiskiem.

Spoglądasz w bezdenną ciemność pustki i nagle widzisz na tle odległych gwiazd lecący

spokojnie obiekt. Tam, gdzie przed milionową, a nawet miliardową częścią sekundy nie było

nic, przestrzeń „puchła” – tak to właśnie wyglądało, choć ludzkie oko nie było w stanie tego

zobaczyć – a gdy bąbel „pękał”, czemu nie towarzyszyły żadne błyski, eksplozje ani

wyładowania, na jego miejscu pojawiał się wychodzący z nadprzestrzeni okręt. Tylko

najszybsze sensory były w stanie uchwycić ten proces, ale nagrane za ich pomocą holo nie

porywało widza. Na jednej klatce była pustka, na drugiej wybrzuszenie, na trzeciej przybysz

w pełnej krasie. Oprócz takich obrazów rejestrowano tylko drgania grawitacji, które

rozchodziły się wokół punktu skoku jak fale po wodzie. Ich natężenie zależało od masy obiektu

wypluwanego do trójwymiarowej przestrzeni, lecz nawet najsilniejsze z nich można było

zmierzyć wyłącznie miernikami van Vogta.

I tak to właśnie wyglądało teraz. Jednakże Zachs, Attanasio i cała reszta wachtowych

wstrzymali oddech, gdy na ekranach taktycznych pojawił się… dziwaczny obiekt

nieprzypominający żadnego wyprodukowanego w stoczniach Federacji statku kosmicznego.

Dzięki rozmieszczonym wokół strefy skoku dronom komandor mógł zobaczyć na otaczających

go wyświetlaczach kilka rzutów tej niesamowitej jednostki. Na pierwszy rzut oka okręt ten

przypominał planetoidę, do której ktoś dołączył hipernapęd. Kadłub miał gruszkowaty kształt,

jego w miarę gładkie, choć pofałdowane nierównomiernie poszycie pokrywały w strefie

czołowej dwa rzędy koncentrycznie rozmieszczonych niemal identycznych płaskich kopuł

i mnóstwo mniejszych bąbli. Z węższego końca wyrastała – inaczej nie można tego określić –

ażurowa konstrukcja zwieńczona regularnym sześcianem i kilkoma dyszami. Drugi i trzeci

obiekt – jednostki pojawiły się w równych, sekundowych odstępach – wyglądały niemal

identycznie. Komputery wykryły tylko niewielkie różnice w pofałdowaniu matowego poszycia

i rozmieszczeniu kopuł.

– Obcy? – wyszeptane przez Zachsa słowo padło w tym samym momencie z wielu ust.

Oniemiały komandor przeniósł wzrok na kapitana. Dowódca pionu wojskowego siedział

z szeroko otwartymi ustami, trzymając palec nad połyskującym blado czerwonym klawiszem

wirtualnej klawiatury.

– Czek… – zaczął Zachs, ale nie zdążył dokończyć.

Czołowa jednostka Obcych otworzyła ogień.

Nawet ślepiec trafiłby z tej odległości w nieruchomy cel wielkości federacyjnego

krążownika. Ustawiony burtą do wylotów studni okręt wojenny chroniły pola siłowe i tylko

one uratowały go przed natychmiastowym zniszczeniem. Ale to był dopiero początek starcia.

Druga jednostka Obcych wychodziła już na pozycję ogniową, a trzecia rozpoczynała zwrot.

Attanasio wybudził się z letargu, zanim komputery przyciemniły wszystkie ekrany, by ludzie

na mostku nie oślepli od blasku, jakim rozjarzyły się smagane laserowymi promieniami tarcze.

Jego palce opadły na czerwony klawisz. FSS Walternest Rutheford nie miał zamiaru poddać

się bez walki.

W kierunku wroga pomknęło mrowie rakiet, szły salwami, jedna tuż po drugiej, odpalane

automatycznie ze wszystkich rewolwerowych wyrzutni, ale baterie dział laserowych wciąż

milczały. Prawie czterdziestodwugodzinny lot na dopalaczach pochłonął znaczną część rezerw

energii, zatem odbudowanie jej zapasów, pozwalających na osiągnięcie pełnej mocy głównych

systemów uzbrojenia, wymagało czasu, a tego niestety załoga krążownika nie miała. Nie było

też szans na przekierowanie części energii z nieużywanych osłon. Tarcze na sterburcie musiały

pracować na pełnej mocy, aby powstrzymać napór morderczego promieniowania pobliskiej

gwiazdy.

Obcy zniszczyli większość pocisków manewrujących, zanim te zdołały dotrzeć do ich osłon

energetycznych, ale skupienie ognia na ponad czterystu dodatkowych celach dało chwilę

wytchnienia załodze krążownika. Zbyt krótką jednak, by współdowódcy zdążyli opracować

nową strategię.

Kilka sekund później owal dziobu atakującej jednostki pokrył się rozbłyskami licznych

eksplozji, co niestety nie przyniosło spodziewanych efektów. Chroniące Obcych pole siłowe

przejęło i wchłonęło bez najmniejszego problemu energię trzydziestu siedmiu zderzeń

z dwukilogramowymi rdzeniami kinetycznymi rozpędzonymi do jednej setnej świetlnej! Broń

skonstruowana z myślą o zdejmowaniu osłon najcięższych okrętów wojennych okazała się

całkowicie nieskuteczna w starciu z osłonami nieznanego wroga.

Deflektory dziwacznego okrętu rozjarzyły się dopiero po tym, jak turbolaserowe baterie

dziobowe krążownika otworzyły w końcu ogień. Serie niewidzialnych dla ludzkiego oka

milisekundowych promieni, z których każdy mógł przepalić kilkunastometrowy blok plastali,

nie dały jednak rady tarczom Obcych, choć po ostatniej salwie pole siłowe trafionej jednostki

migotało jeszcze przez dłuższą chwilę, co mogło znaczyć, że zaczynało szwankować.

Niestety ludzie nie zdążyli się o tym przekonać. Drugi napastnik otworzył ogień, zanim do

akcji weszły turbolasery ze śródokręcia. Rutheford zadrżał mocno, jakby uderzył

w niewidzialną przeszkodę. Na którymś ze sferycznych stanowisk po prawej zawyły alarmy,

szybko jednak umilkły zdławione dłońmi wachtowych.

– Straciliśmy tarczę Bb7! – zameldował spanikowany mat nadzorujący systemy obrony.

Sektor B7. Rufa od strony bakburty. Środkowa jej część. Dranie nie nawalali na ślepo!

Dokładnie wiedzieli, gdzie skoncentrować ogień. I osiągnęli cel. Światła i wyświetlacze

komputerów zamigotały, a potem ściemniały na mgnienie oka, gdy systemy przełączały się na

tryb awaryjny.

Zachs nie słuchał kolejnych komunikatów, które spływały teraz lawinowo. Wiedział już, że

przegrał tę bitwę, mimo że wciąż odpalali kolejne rakiety i nadal byli w stanie użyć rufowej

baterii turbolaserów. Wróg pozbawił ich właśnie napędu, odciął śródokręcie i dziób od

głównego reaktora, uniemożliwiając ewentualne manewrowanie i próbę ucieczki. Słabnące

z sekundy na sekundę tarcze zaś nie wytrzymają długo tak potężnej nawały ognia, zwłaszcza że

lada moment do walki włączy się trzeci okręt Obcych.

Kolejny wstrząs był dłuższy i silniejszy. Gdyby nie uprzęże, wachtowi powylatywaliby

z kokonów foteli.

– Straciliśmy Ba7, Bb6 i Bb2. Bb4 na piętnastu procentach mocy.

Przeciwnik nie przejmował się już tak bardzo bronią kinetyczną. Wiedział, że nawet sto

równoczesnych trafień nie zdejmie mu osłon czołowych. Skupił więc ogień na tarczach baterii

turbolaserowych i na pozbawionej osłony rufie, na której znajdowały się bliźniacze reaktory

krążownika.

– Łącz mnie z bazą! Natychmiast! – wycharczał komandor w kierunku roztrzęsionego

Honveda.

FSS Walternest Rutheford, duma korpusu dalekiego zwiadu, zamienił się w obłok

rozgrzanej do białości plazmy, zanim bosman zdążył wykonać ten rozkaz.