Выбрать главу

.

INWAZJA

.

JEDEN

System Anzio, Sektor Zebra,

21.09.2354

Wielki admirał Farland opadł wolno na oparcie wielkiego fotela ustawionego za jedynym

podwyższeniem owalnego stołu konferencyjnego. Z pozostałych dwunastu miejsc tylko jedno

było wciąż wolne. Za pozostałymi konsolami widział podświetlone twarze wyższych oficerów

sztabu sektora. Dziewięciu było obecnych ciałem i duchem, dwóch uczestniczyło w tej

naradzie za pomocą łączy kwantowych. Ich nieruchome hologramy połyskiwały mocno

w półmroku, jaki panował pod kopułowatym sklepieniem sali odpraw.

Farland nie krył zdenerwowania. Jego szczęka poruszała się miarowo, jakby miażdżył nią

słowa, których nie mógł jeszcze wypowiedzieć. Na nieco obwisłych, nalanych policzkach

widać było mgławice czerwonych i sinych żyłek. Oczy miotały błyskawice. Gdyby wzrok

mógł zabijać…

Wielki admirał drgnął, ale nie odwrócił głowy, gdy za jego plecami rozległ się cichy syk

rozsuwanych drzwi. Pozostali oficerowie wzięli z niego przykład i także udali, że ignorują

przybysza. Tylko ci siedzący bokiem albo twarzą do wejścia zerkali ciekawie w kierunku

idącego szybkim krokiem wysokiego mężczyzny o posturze atlety. W blasku przygaszonych

lamp trudno było zauważyć więcej szczegółów, ale zebrani w sali odpraw dowódcy znali go

wystarczająco dobrze, by poczuć żal z powodu tego, co zaraz się stanie. Farland namierzył już

ofiarę wzrokiem, jego szczęka przestała pracować, teraz zaciskał zęby z taką siłą, że mięśnie

drgały mu na skroniach. Gdy otworzy usta… a stanie się to lada moment… wiceadmirał

Duarte pożałuje wszystkiego, nawet tego, że przyszedł na świat.

Wielki admirał zamierzał rozegrać to na zimno; odczekał, aż spóźniony oficer zajmie

miejsce i włączy konsolę terminala. To miała być nauczka nie tylko dla niego. Gdy szef pionu

wywiadu znalazł się w kręgu przyćmionego światła bijącego z ożywających wyświetlaczy,

z ust dowódcy sektora nie wylało się jednak spodziewane tsunami inwektyw. Podwładny

uprzedził go o ułamki sekundy, rzucając do interkomu jedno krótkie zdanie:

– Panowie, właśnie otrzymałem raport o kolejnym ataku.

Wszyscy poruszyli się nerwowo. Zaskoczony takim obrotem sprawy Farland został

zmuszony do przełknięcia inwektyw, co, sądząc po kolorze twarzy, przyszło mu z ogromnym

trudem. Ale że nie należał do mięczaków, szybko wziął się w garść.

– Referujcie, komandorze! – rzucił, zanim ucichły najgłośniejsze szmery.

– Tak jest! – Duarte pochylił się nad wirtualną klawiaturą. Moment później ożył projektor

umieszczony za elipsowatym blatem. Zebrani ujrzeli przed sobą holograficzną mapę sektora,

na której górnym krańcu widać było już nie dwie, a trzy migające szybko czerwone ikonki. –

System Vandal, pas minus jeden, oddalony od granicy Federacji o trzy lata świetlne – zaczął

komandor, na co aparatura zareagowała kolejnymi zbliżeniami, ograniczając pole widzenia do

wybranego segmentu przestrzeni, a potem wymienionego systemu gwiezdnego, by skupić się

w końcu na jego trzech gwiazdach centralnych i strefie skoku ulokowanej niemal

w płaszczyźnie ekliptyki układu planetarnego. – Dwadzieścia trzy minuty standardowe temu

pojawiły się tam cztery jednostki nieprzyjaciela. Skanowanie potwierdza, że jedna z nich

najprawdopodobniej brała udział w ataku na Valkirię 7…

– Najprawdopodobniej? – przerwał mu wielki admirał.

– Nie możemy mieć całkowitej pewności, czy to ta sama czy niemal taka sama jednostka,

ale rozmieszczenie kopuł i kształt poszycia pasują w ponad dziewięćdziesięciu dziewięciu

procentach do zapisów otrzymanych z Valkirii 7.

– Rozumiem. Kontynuujcie.

Duarte odkaszlnął, zanim podjął przemowę. Jego także zżerały nerwy.

– Wróg pojawił się pięćdziesiąt jeden godzin po zniszczeniu tamtejszej stacji

monitorowania. Stacjonujący na Vandalu zespół uderzeniowy trzeciej floty wyruszył

w kierunku strefy skoku zaraz po pierwszym incydencie, ale leci tam na minimalnym ciągu,

zgodnie z wytycznymi sztabu sektora. W chwili obecnej znajduje się… – komandor sprawdził

odczyty – około trzydziestu pięciu minut świetlnych od jednostek wroga.

Projektor pokazał szerszy plan. System podwójnych gwiazd, przy którym znajdowała się

strefa skoku, oddalił się, podobnie jak gruszkowate okręty Obcych, za to oficerowie zobaczyli

formację bojową składającą się z przypominającego kształtem sterowiec pancernika trzeciej

generacji, dwóch wyglądających jak jego miniatury krążowników i szesnastu kulistych

niszczycieli klasy Sword.

– Tym razem skurwyklony wdepnęły w supernową – rzucił któryś z zebranych, co pozostali

skwitowali pomrukami aprobaty, a nawet stłumionymi śmiechami.

– Nie byłbym tego taki pewien.

Radosna wrzawa umilkła jak nożem ucięta, gdy padły te słowa. Wszystkie oczy zwróciły się

w kierunku hologramu niemłodego już mężczyzny w mundurze sił specjalnych, o płaskiej,

pozbawionej wyrazu twarzy.

– Co pan chce przez to powiedzieć, pułkowniku Rutta? – zapytał wielki admirał.

– Tylko tyle, że po gruntownej analizie nagrań z poprzednich starć byłbym ostrożny przy

wygłaszaniu podobnych opinii.

– Może pan wyrażać się konkretniej, pułkowniku?

Zebranych zdziwił brak jadu w głosie dowódcy sektora. Farland nie patyczkował się

zazwyczaj z podwładnymi, traktował ich brutalnie albo protekcjonalnie, często przekraczając

uprawnienia i nadużywając władzy. Zwłaszcza gdy sytuacja robiła się nerwowa. Nic więc

dziwnego, że całkowity brak agresji i lekceważenia wobec oficera niskiego stopnia wydał im

się co najmniej zaskakujący. Wszyscy spojrzeli z większą uwagą na nieznanego im bliżej

pułkownika, który jeśli wierzyć komputerom, znajdował się teraz trzynaście lat świetlnych od

Anzio, na pokładzie jednostki oznaczonej tylko numerem taktycznym. To ostatnie także wydało

się wszystkim bardzo dziwne.

– Oczywiście, wielki admirale – odparł niespeszony Rutta. – Nie znacie mnie jeszcze,

panowie, zacznę więc od paru słów wprowadzenia. Ostatnie kilka lat poświęciłem – zawahał

się – badaniu problemu, z którym… choć tylko pośrednio… mamy teraz do czynienia. Z tego

też powodu wielki admirał Farland zlecił mojemu zespołowi szczegółowe analizy przekazów

z Valis 11 i Valkirii 7. W obu tych przypadkach mieliśmy do czynienia z atakiem eskadr

liczących po trzy jednostki nieznanej klasy. Wielkością odpowiadają one naszym krążownikom

drugiej generacji, ale pod względem uzbrojenia i osłon nie ustępują najnowocześniejszym

pancernikom, a nawet je przewyższają… – Zamilkł, słysząc wrzawę, z jaką pozostali przyjęli

jego słowa.

– Mordy w czarną dziurę! – wydarł się natychmiast wielki admirał. Nie musiał powtarzać.

Pod kopułą z plastali zapanowała natychmiast grobowa cisza. – Proszę kontynuować.

– Dziękuję, admirale. Czy mogę prosić o włączenie nagrania ze starcia Rutheforda przy

strefie skoku? – Ta prośba została skierowana do wiceadmirała Duarte.

– Oczywiście.

Wyświetlany hologram zniknął, zastąpił go podobny obraz, na którym zebrani oficerowie

zobaczyli znajomy widok. Walcowaty krążownik, za nim fragment tarczy gwiazdy i lecące

jeden za drugim gruszkowate okręty. Rutta przejął zdalnie kontrolę nad urządzeniami, dokonał

kilku korekt, po których nad stołem pozostały tylko jednostki biorące udział w starciu.

Nagranie zostało przyśpieszone, zatrzymano je dopiero w momencie, w którym padły pierwsze

strzały.

– Zanim przejdziemy do konkretów, chciałbym zaznaczyć jedno. Wiem, że część z was także