Выбрать главу

konstrukcję i pozbawić obrońców najpotężniejszego źródła energii. I tak już maksymalnie

obciążone reaktory pomocnicze nie mogły go zastąpić, zatem… osiemnaście sekund później po

dumie Rubieży pozostała tylko sfera błyskawicznie stygnącej plazmy i chmura szczątków.

Gdy Rutta skończył, na sali odpraw nie było nikogo, kto wątpiłby jeszcze w zagładę zespołu

uderzeniowego z Vandala.

– Jakieś sugestie? – zapytał Farland.

Duarte podniósł rękę.

– Myślę, że powinniśmy powiadomić admirała Khumalo o grożącym jego eskadrze

niebezpieczeństwie – powiedział.

– Ktoś jeszcze ma jakiś pomysł? – Pozostali oficerowie kręcili głowami, a ich ciche

pomruki wyrażały aprobatę dla pomysłu komandora. – Rozumiem. Jestem za. Łączcie ze

stanowiskiem dowodzenia na Silvanie.

Hologram okrętu Obcych zniknął, w półmroku jarzyło się przez moment logo floty, potem

obraz pojaśniał i nad stołem pojawiła się sylwetka otyłego Afrykanina o niemal okrągłej

twarzy i oczach tak wąskich, że wyglądały jak szparki.

– Witam, wielki admirale, witam, panowie. – Khumalo mówił chrapliwym głosem, jakby

miał zatkany nos.

– Musimy porozmawiać. – Farland, jak to on, od razu przeszedł do sedna. – Na osobności,

jeśli łaska.

Jego stanowisko zniknęło natychmiast pod kopułą opalizującego pola izolacyjnego.

Projektor pociemniał w tym samym momencie, a chwilę później oficerowie zauważyli, że nie

ma wśród nich awatara Rutty. On także musiał dołączyć do rozmowy admirałów.

– Kto wie, kim jest ten cały pułkownik, jak mu tam?… – zapytał Duarte, pochylając się do

siedzącej obok niego wyniosłej admirał Schwartz, pełniącej obowiązki dowódcy pionu

nawigacyjnego.

– Nie mam bladego pojęcia – odparła zwięźle. – Pierwszy raz o nim słyszę.

– Ktoś? Coś? – nie rezygnował komandor.

Odpowiedziała mu cisza i wzruszenia ramion. Dziwna sprawa – pomyślał Duarte.

W trakcie spotkania próbował sprawdzić w bazach centrum dowodzenia, kim jest człowiek,

który strzela im wykład, ale nie znalazł nic na temat ostatnich lat służby pułkownika. Numer

taktyczny, widoczny na konsoli jego stanowiska, także nie figurował w oficjalnym spisie

jednostek floty przydzielonych do tego sektora.

Rutta wrócił na ułamek sekundy przed zniknięciem pola otaczającego stanowisko wielkiego

admirała. Oficerowie nie zobaczyli jednak ponownie hologramu dowódcy zespołu

uderzeniowego trzeciej floty. Sądząc po minie wielkiego admirała, coś chyba poszło nie tak.

– Możecie się rozejść, panowie. Widzimy się dokładnie za trzy godziny, o siedemnastej

dwadzieścia sześć – obwieścił Farland, wstając z fotela, zanim ktokolwiek zdążył mu zadać

pytanie.

Widzieli, że jest wkurzony. Zebrał swoje rzeczy i opuścił salę szybkim krokiem, nie

oglądając się ani razu. Wszyscy spojrzeli więc w kierunku wciąż aktywnego awatara Rutty.

– Jeden moment, pułkowniku – odezwał się poirytowany Duarte. – Może nam pan

powiedzieć, o co chodzi?

– Nie domyśla się pan?

– W mojej pracy wolę opierać się na faktach niż domysłach – odpowiedział wymijająco

wiceadmirał.

– Khumalo odmówił wycofania okrętów – usłyszał, zanim wizerunek Rutty zniknął. – Za

trzy godziny standardowe zamierza zaatakować eskadrę nieprzyjaciela.

.

DWA

Bitwa o Vandala rozpoczęła się czterdzieści minut później, niż pierwotnie zakładano.

Admirał Khumalo, wbrew temu, co o nim mówili zebrani sztabowcy, nie był bowiem

kompletnym idiotą. Wiedział, że zadanie, którego się podejmuje, jest niemalże przesądzonym

samobójstwem, ale w jego szaleństwie kryła się metoda.

Kolonie Vandala należały do najludniejszych placówek na Rubieżach. Tamtejsze kopalnie

pierwiastków rzadkich obsługiwało ponad dwadzieścia sześć tysięcy ludzi zamieszkujących

aż trzy planety i bazę orbitalną, która była równocześnie największą i najwydajniejszą

przetwórnią helu-3 pozyskiwanego z Gammy, czyli jedynego gazowego giganta tego systemu.

Baza miała własny napęd pod- i nadprzestrzenny, ale potrzebowała czasu do jego pełnej

aktywacji.

Każda minuta zyskana na spowolnieniu wroga mogła więc ocalić nie tylko życie kolejnych

setek, a może nawet tysięcy ludzi, ale też warte wiele bilionów kredytów instalacje i surowce,

które mogą się okazać niezwykle potrzebne ludzkości na kolejnych etapach wojny z Obcymi –

albowiem co do tego, że szykuje się pełnowymiarowy konflikt, nikt już nie miał wątpliwości.

To jednak nie były wyłączne powody, dla których admirał Berkofi Khumalo postanowił

walczyć mimo tak niewielkich szans na przetrwanie jego zespołu uderzeniowego i załóg.

Innym, nie mniej istotnym czynnikiem – zwłaszcza z punktu widzenia floty – była konieczność

sprawdzenia w praktyce, jak bardzo okręty Obcych dominują nad wytworzonym przez

człowieka sprzętem. Dysponując wynikami badań zespołu Rutty i dokładnymi analizami

poprzednich starć, Khumalo podjął się przetestowania potencjału dziwnego, gruszkowatego

okrętu. Tak, okrętu, gdyż plan admirała, konsultowany na bieżąco z dowództwem sektora,

zakładał skupienie wszystkich sił na uszkodzeniu bądź zniszczeniu – o ile to będzie możliwe –

jednej z czterech jednostek, które wdarły się do systemu Vandal.

Za cenę życia pięciuset dwudziestu żołnierzy, marynarzy i oficerów ludzkość mogła zyskać

tego dnia wiedzę, która pozwoli ocalić miliony, a kto wie, czy nie miliardy kolejnych istnień.

Tak przynajmniej twierdził skośnooki Afrykanin w długiej rozmowie z Farlandem i Ruttą,

którzy ulegli w końcu jego argumentacji i zgodzili się pomóc w opracowaniu

najskuteczniejszej taktyki tego starcia. Admirał rozkazał też zmniejszyć prędkość przelotową

zespołu uderzeniowego do niezbędnego minimum, aby oszczędzić kilka procent mocy i dać

ludziom pułkownika Rutty dodatkowe pół godziny na dopracowanie planu ataku.

Bitwa w systemie Vandal rozpoczęła się dokładnie o osiemnastej sześć czasu

standardowego. Godzinę wcześniej zespół uderzeniowy wykonał ostry zwrot i przyśpieszył

maksymalnie, jakby zamierzał ominąć nadlatujące jednostki nieprzyjaciela i uciec z pola

walki. Sztuczka ta miała na celu zmuszenie Obcych do zejścia z dotychczasowego kursu,

prowadzącego najkrótszą drogą do zamieszkanych planet. Przeciwnik dał się nabrać i dokonał

podobnej korekty lotu. To ucieszyło Ruttę – dostał właśnie dowód, że wróg, choć do tej pory

niepokonany, także popełnia błędy. Bez względu na wynik bitwy załoga stacji z Gammy

zyskała właśnie dodatkowe dwie godziny na przeprowadzenie ewakuacji i wykonanie skoku

podprzestrzennego. To powinno w zupełności wystarczyć. Gorzej przedstawiała się sytuacja

z ludźmi Khumalo.

Plan był prosty. W pierwszej fazie starcia wszystkie okręty odpalają pociski kinetyczne

w kierunku jednego tylko przeciwnika. Nawet jeśli Obcy rozmieszczą swoje siły tak, by

w bitwie mogły brać udział wszystkie ich „liniowce” – na potrzeby chwili sztab sektora

przyjął taką nazwę gruszkowatych okrętów, które leciały zawsze jeden za drugim. W mrowiu

rdzeni kinetycznych miało się też kryć dwadzieścia torped z głowicami nuklearnymi.

Sztabowcy Rutty zdecydowali, że to najefektywniejszy sposób zamaskowania uderzenia

najpotężniejszą bronią, stosowaną zazwyczaj do atakowania okrętów pozbawionych już tarcz.

Tym razem miała ona posłużyć do ostatecznego przeciążenia ekranów nadwerężonych przez

lawinę pocisków kinetycznych i impulsy laserów.

Pancernik i krążowniki powinny bowiem otworzyć ogień ze wszystkich baterii

turbolaserowych w momencie, gdy przeciwnik skupi się na niszczeniu nadlatujących rdzeni.