Выбрать главу

Wybrano wariant jednej trzymikrosekundowej salwy, aby maksymalnie skrócić

i zintensyfikować ostrzał. Rutta i obaj admirałowie liczyli, że sześć trzylufowych,

siedmiogigawatowych baterii pancernika i drugie tyle sześciogigawatowych baterii z obu

krążowników powinno przeciążyć pole siłowe wrogiej jednostki albo choć osłabić je na tyle,

by dzieła dokończyły głowice nuklearne i poprzedzające je o ułamki sekund rdzenie kinetyczne

– a tych ostatnich poleci w kierunku wroga ośmiokrotnie więcej niż podczas starcia

z Ruthefordem.

Te kilka sekund starcia będzie decydujące – nie dla losów ludzi biorących w nim udział, bo

te były już przesądzone, ale dla reszty floty, ponieważ analiza skutków tego zmasowanego

ostrzału pozwoli najwyższemu dowództwu Federacji na opracowanie skutecznej strategii i –

być może – wygranie kolejnej bitwy.

Wydarzenia w przestrzeni wewnętrznej Vandala sztabowcy obserwowali dzięki trzydziestu

sześciu dronom, które zespół uderzeniowy wystrzelił kilkanaście minut przed rozpoczęciem

walki, tuż przed wykonaniem zwrotu w kierunku ścigającego go przeciwnika. Niewielkie

urządzenia naszpikowane dziesiątkami skanerów i sensorów transmitowały szerokopasmowy

sygnał do trzech stacji komunikacyjnych, dryfujących w bezpiecznej odległości piętnastu

sekund świetlnych od pola walki. Dzięki temu zabiegowi obraz i dane docierały do sztabu

sektora z niewielkim opóźnieniem, uniemożliwiając dowództwu ewentualną ingerencję

w przebieg starcia, ale tym nikt się teraz nie przejmował. Dzięki tak daleko posuniętym

środkom ostrożności uniknięto zagrożenia przerwania kluczowej transmisji, a to liczyło się

teraz najbardziej.

Obcy, zgodnie z przewidywaniami, zmienili formację, gdy okręty admirała Khumalo

znalazły się na ich wektorze podejścia. Nie wykonywali jednak nerwowych ruchów, wszystko

odbyło się płynnie i powoli, jakby to maszyny, a nie żywe istoty siedziały za sterami tych

okrętów. Na dwie minuty przed nawiązaniem kontaktu bojowego lecące w linii jednostki

Obcych zaczęły ostro zwalniać. Ustawione bakburtami do nieprzyjaciela okręty Federacji

utrzymywały wokół pancernika zwarty szyk, czyli tak zwaną „ścianę”. W tej pozycji wszystkie

baterie turbolaserów większych jednostek mogły otworzyć ogień równocześnie. Kuliste

niszczyciele wprowadzono natomiast w ruch wirowy, by mogły jak najszybciej wykorzystać

cały potencjał wyrzutni pocisków kinetycznych.

Zebrani w sali odpraw oficerowie wstrzymali oddech, widząc, że formacja Obcych zbliża

się do granicy, za którą zespół uderzeniowy może otworzyć skuteczny ogień. Pięć sekund przed

tym, zanim dzioby gruszkowatych okrętów minęły wykreśloną na hologramie czerwoną linię,

którą zaznaczono efektywne pole rażenia broni laserowej, tarcze jednostek Federacji

zapłonęły oślepiającą bielą. Ludzkie oko nie mogło dostrzec mikrosekundowych impulsów,

a komputery centrum dowodzenia potrzebowały dziesiątej części sekundy na namierzenie,

przetworzenie i naniesienie wszystkich wektorów ostrzału, dlatego linie łączące obie formacje

i dane o mocy impulsów pojawiły się na hologramie dopiero po tym, jak zaskoczeni ludzie

ujrzeli skutki trafień przez polaryzowane szkła okularów taktycznych.

Obcy skupili się na niszczeniu najmniejszych jednostek zespołu uderzeniowego, na razie

zostawiając pancernik i oba krążowniki w spokoju. Pola siłowe chroniące kuliste kadłuby

niszczycieli nie były w stanie zneutralizować tak potężnych dawek energii, w ścianie powstało

więc niemal natychmiast sześć wyrw. Gdy ostatni z najmniejszych okrętów zamienił się

w rozżarzoną plazmę, liniowce przeniosły ogień na krążowniki, jakby chciały zostawić sobie

pancernik na deser.

Khumalo nie mógł słyszeć pokrzykiwań sztabowców, oszczędzał każdy wat energii i jego

komunikator kwantowy także był wyłączony, ale gdyby nawet miał ich obok siebie, nie dałby

się pewnie przekonać do przyśpieszenia akcji. Wyczekał kolejne kilka długich jak wieczność

sekund, zanim wydał własnym jednostkom rozkaz wykonania ostatniego zwrotu i otwarcia

ognia. Rutta zrobił głęboki wydech, gdy zobaczył mrowie czerwonych ikonek i zastępujących

je linii wektorowych, które sunęły zakosami w kierunku wybranego liniowca. Na

wyświetlaczach przed nim pojawiły się gęste ciągi danych. Nie oderwał jednak wzroku od

gigantycznego hologramu, na którym bitwa zbliżała się do decydującego momentu.

Pancernik i krążowniki posłały w przestrzeń salwę rakiet po salwie. W kierunku celu

mknęło już ponad siedemset rdzeni kinetycznych i wszystkie torpedy z głowicami nuklearnymi,

a kolejne trzysta rakiet opuści wyrzutnie, zanim do akcji wejdą turbolasery. Co nastąpi już za

trzy sekundy, za dwie, za jedną – pomyślał Rutta, odliczając bezgłośnie. Zanim skończył,

potężne baterie ożyły. Nie mógł zobaczyć emitowanych z nich promieni, czas trwania

impulsów był bowiem niewyobrażalnie krótki. W ciągu trzech mikrosekund światło

pokonywało tylko – albo aż – dziewięćset kilometrów, a obie formacje dzieliła w tym

momencie sto razy większa odległość. Osiem sekund lotu, jeśli zliczyć składową prędkość

okrętów obu stron.

Obcy nie wykonali żadnych manewrów unikowych, jakby nie dbali o to, że lecą prosto na

tysiące rakiet. Jakby byli pewni, że poradzą sobie z nimi bez najmniejszego problemu. Ich

systemy obronne, podobnie jak na Valis 11, rozpoczęły eliminację celów z ogromną precyzją

i efektywnością, choć na miejsce każdego zniszczonego rdzenia nadlatywały trzy nowe.

Khumalo miał w rękawie jeszcze jednego asa, czyli głowice wielordzeniowe, których użył

najlepiej jak umiał. Skurwyklon zgrał atak idealnie. Pierwsza fala klasycznych, pojedynczych

rdzeni wyparowała w tym samym momencie, w którym wydarzyły się dwie rzeczy: promienie

laserów wpiły się w czołowe osłony wybranego liniowca, a nadlatujące w drugiej fali rakiety

odpaliły swoje ładunki, zwiększając liczbę nadlatujących celów dziesięciokrotnie. Dzięki

temu sprytnemu posunięciu ukryte w ogromnej masie rdzeni torpedy zyskały dodatkowe szanse

na przebicie się przez ogień zaporowy wroga.

Takiego gradu pocisków kinetycznych systemy obrony Obcych nie były w stanie zniszczyć,

mimo że do walki włączyły się trzy z czterech liniowców. Rakiety wielordzeniowe przenosiły

po dziesięć, ale za to tylko kilogramowych prętów wolframu, co dawało ponad czterokrotny

przyrost masy podczas impaktu. A w cel trafiło w ciągu następnej pół sekundy ponad trzysta

pocisków.

Nadwerężone ostrzałem laserowym pola siłowe zapłonęły bielą plazmy. Gdyby nie

ograniczniki pasma, patrzący na hologram ludzie mogliby oślepnąć od nagłej eksplozji

światła. Jednakże nawet najlepsze polaryzatory nie były tak szybkie jak skutki ostrzału. Zanim

Rutta odzyskał ostrość spojrzenia, minęły co najmniej trzy sekundy.

Któryś z otaczających go oficerów musiał mieć lepszy wzrok albo eksplozja zaskoczyła go

w chwili, gdy nie spoglądał bezpośrednio na hologram. Pułkownik nie dbał o to, dlaczego

jego sąsiad ujrzał wcześniej to, co on dopiero miał zobaczyć. Wystarczył mu jęk zawodu, jaki

wyrwał się z piersi smagłego generała sił specjalnych. Żadna z głowic nuklearnych nie

uderzyła w cel. O tym, dlaczego tak się stało, Rutta dowiedział się później, studiując raporty.

W tym momencie nie miał czasu na analizowanie szczegółów. Szybkie zmrużenie powiek

pozwoliło mu przenieść wzrok na wirtualne pole bitwy. Obcy przedarli się przez ścianę

zespołu uderzeniowego, zamieniając w obłok szczątków jeden z krążowników. Wektory obu

lecących teraz równolegle formacji przypominały wizualizację łańcucha DNA. Wymiana ognia

trwała, ale była już bardzo jednostronna. Lasery z czterech okrętów Obcych skupiły się

właśnie na drugim krążowniku, który wytrzymał może sekundę, nie więcej, zanim zamienił się