Выбрать главу

Kosztowne stroje. Podróże z Hartford aż do Nowego Jorku tylko po to, żeby pójść do teatru. Normalna sekretarka pracująca w gabinecie lekarskim nie mogłaby sobie pozwolić na takie wydatki.

Tom wzruszył ramionami i sięgnął po słuchawkę telefonu. Poddał się. Nurtujące go pytania świadczyły o tym, jak bardzo zainteresowała go ta dziewczyna; nie potrafił przestać o niej myśleć. Postanowił zadzwonić do Alicji i spytać, czy miałaby ochotę zjeść z nim kolację. Chciał się z nią zobaczyć. Wykręcił jej numer i czekał. Po czwartym sygnale uruchomiła się automatyczna sekretarka. Miły, ciepły głos Alicji powiedział: „Tu numer 555-1247. Proszę zostawić wiadomość. Oddzwonię później”.

Tom wahał się chwilę, ale w końcu odłożył słuchawkę. Zadzwoni później. Poczuł się trochę nieswojo, kiedy sobie uświadomił, że jest bardzo rozczarowany tym, iż nie zastał Alicji.

26

W poniedziałek rano Sandy Savarano leciał linią Northwest, rejsem numer 1703, z lotniska La Guardia w Nowym Jorku na lotnisko międzynarodowe Minneapolis-St. Paul. Miał miejsce w pierwszej klasie, tak samo jak podczas lotu z Kostaryki, gdzie zamieszkał dwa lata temu. Sąsiedzi znali go jako Karola Austina, zamożnego przedsiębiorcę z USA, który sprzedał swoje przedsiębiorstwo i postanowił spędzić resztę życia w tropikalnym kraju.

Dwudziestoczteroletnia żona odwiozła Sandy’ego na lotnisko i kazała mu obiecać, że jego nieobecność nie potrwa długo.

– Podobno jesteś na emeryturze – powiedziała nadąsana, zanim go ucałowała na pożegnanie.

– To jeszcze nie znaczy, że nie wezmę pieniędzy, które mi wpadają w ręce – odparł.

To samo mówił jej w wypadku kilku innych zleceń, które przyjął podczas ostatnich dwóch lat, po swojej pozorowanej śmierci.

– Piękny mamy dzień – zagadnęła siedząca obok młoda kobieta. Przypominała trochę Lacey Farrell. Nic dziwnego, skoro Sandy myśli o niej bez przerwy. Z jej powodu leci do Minneapolis. Jest jedyną osobą na całym świecie, która może mnie wskazać jako zabójcę – myślał. – Nie zasługuje na to, żeby żyć. Toteż długo nie pożyje.

– Rzeczywiście – odpowiedział kobiecie.

Dostrzegł zainteresowanie w jej oczach; ubawiło go to. Podobał się kobietom. Doktor Iwan Jenkel, rosyjski emigrant, który przed dwoma laty dał mu nową twarz, był prawdziwym geniuszem. Nowy nos Sandy’ego stał się węższy i znikł z niego garb – ślad po złamaniu w czasach szkolnych. Wydatna szczęka została starannie wymodelowana; uszy miał teraz mniejsze i przylegające do czaszki. Brwi, niegdyś grube i gęste, były cieńsze i szerzej rozstawione. Wygładzono mu fałdy na górnej powiece i usunięto worki pod oczami.

Jego ciemne włosy były teraz barwy piasku. Miał kaprys zmienić je w hołdzie dla swojego imienia – Sandy [1].

Transformacji dopełniały jasnoniebieskie soczewki kontaktowe.

– Wyglądasz wspaniale, Sandy – przechwalał się Jenkel po zdjęciu bandaży. – Nikt cię nie pozna.

– Nikt! Nigdy!

Na wspomnienie zdumienia malującego się w oczach umierającego Jenkela Sandy jeszcze dziś odczuwał podniecenie.

Nie zamierzam znów przez to przechodzić – pomyślał Sandy i posławszy sąsiadce uśmiech, ostentacyjnie sięgnął po gazeto.

Udając, że czyta, rozmyślał nad swoim planem. W hotelu „Radisson Plaża” zarezerwował na dwa tygodnie pokój na nazwisko Jamesa Burgessa. Jeśli w tym czasie nie znajdzie Farrell, przeniesie się do innego hotelu. Nie chce wzbudzać zainteresowania, zostając zbyt długo w jednym miejscu.

Dostarczono mu pewnych wskazówek co do miejsc, w których powinien jej szukać. W Nowym Jorku regularnie chodziła do klubu odnowy biologicznej. Należy się spodziewać, że w Minneapolis zechce robić to samo, dlatego będzie chciał sprawdzić tamtejsze kluby. Ludzie nie zmieniają swoich przyzwyczajeń.

Przepadała za teatrem. Dobrze. W „Orpheum” w Minneapolis co tydzień grają przyjezdne zespoły. Trzeba będzie zajrzeć również do teatru Tyrone’a Guthrie.

Od kiedy skończyła szkołę, stale zajmowała się handlem nieruchomościami. Jeśli w Minneapolis podjęła pracę, najprawdopodobniej szukała jej w tej właśnie branży.

Savarano w przeszłości zlokalizował i wyeliminował dwie osoby objęte rządowym programem ochrony świadków. Wiedział, że rząd nie daje im fałszywych referencji. Większość z nich znajdowała pracę poprzez znajomych, w niewielkich przedsiębiorstwach, gdzie przyjmowano ich na wiarę.

Z zadumy wyrwał go głos pilota:

– Schodzimy do lądowania w Bliźniaczych Miastach… Proszę o zajęcie miejsc i ustawienie foteli w pozycji pionowej… Proszę zapiąć pasy…

Sandy Savarano wyobraził sobie wyraz twarzy Lacey Farrell, kiedy będzie do niej strzelał.

27

Royce – Nieruchomości mieściły się u zbiegu ulicy Pięćdziesiątej i Południowej Alei Francuskiej w Edinie. Przed wyjściem z domu Lacey oglądała mapę, szukając najlepszej drogi. Matka zastanawiała się kiedyś, jak to możliwe, że Lacey, osoba niezwykle praktyczna, tak łatwo się gubi. Chyba miała rację, rzeczywiście łatwo się gubię – myślała Lacey, kręcąc głową. Nowy Jork to bułka z masłem. Gdy Lacey chciała pokazać klientowi mieszkanie, wzywała taksówkę i po prostu wieziono ją na miejsce. Ale miasto tak rozległe jak Minneapolis, z porozrzucanymi w różnych miejscach osiedlami domków jednorodzinnych, to co innego. Jak ja będę pokazywała ludziom domy, skoro sama ciągle się gubię? – zastanawiała się.

Trzymając się mapy, udało się jej jednak dojechać do biura; tylko raz skręciła w niewłaściwą ulicę. Zaparkowała samochód i przez chwilę przyglądała się wejściu do agencji. Przez duże, szklane drzwi widziała niewielkie, ale przyjemne biuro. Pokój przyjęć interesantów był wyłożony dębową boazerią, na ścianach wisiały zdjęcia domów, na podłodze leżał wesoły dywan w czerwono-niebieską kra teczkę. Na umeblowanie składało się biurko i skórzane krzesła, sprawiające wrażenie wygodnych. Wąski korytarz, zakończony otwartymi drzwiami, prowadził z frontowego pokoju do dalszych pomieszczeń. W głębi siedziała jakaś kobieta, zajęta pracą.

Wóz albo przewóz – pomyślała Lacey, nabierając powietrza w płuca. – Jeśli dobrze to odegram, będę mogła debiutować na Broadwayu. Pod warunkiem że będzie mi wolno wrócić do Nowego Jorku.

Kiedy otworzyła drzwi agencji, jej wejście obwieścił dzwonek. Kobieta podniosła wzrok i podeszła przywitać się z Lacey.

– Jestem Millicent Royce – powiedziała, wyciągając dłoń. – Pani z pewnością jest Alicją Carroll.

Lacey polubiła ją od pierwszej chwili. Millicent Royce była postawną, korpulentną kobietą koło siedemdziesiątki, ubraną w doskonale leżącą garsonkę z dzianiny; cerę miała gładką, bez makijażu. Lśniące, siwe włosy zawiązywała w kok; podobną fryzurę nosiła babka Lacey.

Miała przyjazny uśmiech, ale kiedy Lacey usiadła, zauważyła, że przenikliwe, niebieskie oczy Millicent bacznie się jej przyglądają. Lacey była zadowolona, że włożyła na siebie kasztanowy żakiet i szare spodnie. Strój był konserwatywny, ale przyjemny; poważny, ale nie pozbawiony stylu. Poza tym Lacey wierzyła, że to ubranie przynosi jej szczęście w kontaktach z klientami. Może teraz pomoże jej dostać pracę?

Millicent usiadła naprzeciwko Lacey.

– Okazało się, że jednak mam dzisiaj dużo pracy – powiedziała z żalem w głosie – więc nie mogę pani poświęcić wiele czasu. Proszę mi coś o sobie powiedzieć, Alicjo.

Lacey czuła się jak na przesłuchaniu. Millicent Royce ani na chwilę nie oderwała wzroku od jej twarzy.

– Cóż… Skończyłam trzydzieści lat. Jestem zdrowa. W ciągu minionego roku w moim życiu zaszło wiele zmian.

вернуться

[1] Sandy – ang. piaszczysty.