Выбрать главу

– Silenzio! – ryknął Włoch, siadając prosto na kanapie.

– Nie mam najmniejszej ochoty wdawać się w szczegóły, choć jednocześnie nie wydaje mi się, żeby w Cosa Nostra homoseksualiści cieszyli się jakimiś specjalnymi względami.

– Ty sukinsynu!

– Wiesz, kiedy byłem w Sajgonie jako młody wojskowy prawnik, broniłem pewnego kapitana, którego przyłapano flagrante delicto z wietnamskim chłopcem. Dzięki różnym sztuczkom udało mi się uchronić go przed degradacją, ale było jasne, że musi zrezygnować ze służby. Niestety, niewiele zdążył osiągnąć w życiu jako cywil, bo zastrzelił się w dwie godziny po ogłoszeniu wyroku. Był kimś, a nagle stał się całkowitym pariasem i nie mógł sobie poradzić z tym ciężarem.

– Mów, o co ci chodzi – odparł capo supremo głosem przesyconym nienawiścią.

– Dziękuję… Po pierwsze, na stoliku w przedpokoju zostawiłem kopertę. Jest w niej zapłata za doprowadzenie do tragicznych zgonów Armbrustera w Georgetown i Teagartena w Brukseli.

– Według tego żydowskiego doktorka są jeszcze dwaj, o których wiedzą: ambasador w Londynie i admirał w Kolegium Szefów Sztabu. Chcesz dorzucić nową premię?

– Może później, ale na pewno nie teraz. Obaj w ogóle wiedzą bardzo mało, a właściwie nic na temat operacji finansowych. Burton uważa nas za ultrakonserwatywną organizację weteranów rozpamiętujących bez końca hańbę, jaką zakończył się dla nas Wietnam. Można go zrozumieć, bo zawsze był oddanym patriotą. Atkinson to bogaty dyletant. Robi to, co mu każą, i nie ma o niczym najmniejszego pojęcia. Zrobiłby i robi wszystko, żeby tylko utrzymać się na stanowisku, a kontaktował się jedynie z Teagartenem… Conklin trafił w dziesiątkę, jeśli chodzi o Swayne'a, Armbrustera, Teagartena i oczywiście DeSole'a, ale tamci dwaj to tylko kukły. Zastanawiam się, jak to było możliwe…

– Kiedy się o tym dowiem, a na pewno się dowiem, powiem ci. Całkiem gratis.

Prawnik uniósł wysoko brwi.

– Jak mam to rozumieć?

– Dojdziemy do tego. Masz coś jeszcze?

– Dwie rzeczy, obie bardzo ważne, a pierwsza to prezent ode mnie. Pozbądź się swojego młodego przyjaciela. Bywa tam, gdzie nie powinien, i szasta pieniędzmi na lewo i prawo. Doszły do nas słuchy, że chwali się swoimi znajomościami. Nie wiemy, co jeszcze rozpowiada ani co wie i w jaki sposób to sobie poskładał, ale bardzo nas to martwi. Wydaje mi się, że ciebie także powinno to martwić.

– Il prostituto! – ryknął Louis, uderzając pięścią w wyściełaną poręcz kanapy. – Il pinguino! Jest już martwy!

– Rozumiem, że to miało być podziękowanie. Druga sprawa jest znacznie bardziej ważna, szczególnie dla nas. Chodzi o dom Swayne'a w Manassas. Prawnik Swayne'a, a jednocześnie nasz prawnik, nie mógł nigdzie znaleźć jego osobistego notatnika. Stał na półce, oprawiony tak samo jak książki. Ten, kto go zabrał, musiał dokładnie wiedzieć, czego szuka.

– Jaki to ma związek ze mną?

– Ogrodnik był waszym człowiekiem. Umieszczono go tam, żeby wykonał swoje zadanie. Jedyny numer telefonu, jaki mu podano, to był numer DeSole'a.

– I co z tego?

– Po to, by osiągnąć cel, to znaczy upozorować w sposób przekonujący samobójstwo Swayne'a, musiał przez dłuższy czas śledzić każdy jego ruch. Sam mi to tłumaczyłeś aż do znudzenia, wyjaśniając, dlaczego zażądaliście tak potwornych pieniędzy. Nietrudno wyobrazić go sobie zaglądającego przez okno do gabinetu Swayne'a, gdzie miało nastąpić samobójstwo. Prędzej czy później wasz człowiek musiał zauważyć, że generał zdejmuje z półki tę samą książkę, zapisuje coś w niej, po czym odstawia na miejsce. Na pewno zaintrygowało go to i doszedł do wniosku, że ta książka przedstawia wielką wartość. Tak samo pomyślałbyś ty i pomyślałbym ja. A więc, gdzie ona jest?

Mafioso podniósł się powoli z kanapy.

– Posłuchaj, avvocato, znasz masę gładkich słów, które wpychasz mi jako dowody, ale my nie mamy żadnej takiej książki, a w dodatku ja mogę ci to udowodnić! Gdybym ją miał i gdyby było w niej coś, co mogłoby przypiec ci dupę, trzymałbym ją teraz o tu, w tej ręce, i podtykał ci pod nos, capisce?

– To nawet dość logiczne – przyznał starannie ubrany adwokat. Kipiący wściekłością capo wrócił na swoje poprzednie miejsce na kanapie. – Flannagan… – dodał w zamyśleniu. – Oczywiście, to musiał być Flannagan. On i ta jego cholerna fryzjerka załatwili sobie polisę ubezpieczeniową, niewykluczone, że za pomocą małego szantażu. Szczerze mówiąc, od razu się uspokoiłem. Nigdy nie będą mogli z tego skorzystać, bo natychmiast zwróciliby na siebie uwagę. Przyjmij moje przeprosiny, Louis.

– Skończyłeś już?

– Chyba tak.

– W takim razie zajmijmy się tym Żydkiem.

– O co chodzi?

– Jak ci powiedziałem, to żyła złota.

– Bez jego kartoteki daleko mu do dwudziestu czterech karatów.

– Mylisz się. – Louis pokręcił głową. – Wspomniałem już Armbrusterowi, zanim stał się dla was niewygodny, że my też mamy lekarzy, i to specjalistów w każdej dziedzinie, łącznie z tym, co nazywają "reakcjami motorycznymi" i, uważaj, "wymuszonym uruchamianiem procesów przypominania w warunkach ścisłej zewnętrznej kontroli"… Dokładnie to sobie zapamiętałem. To tak samo, jakby ci przystawili pistolet do głowy, tylko że nawet gdy by coś się stało, to nie ma ani kropli krwi.

– Przypuszczam, że opowiadasz mi o tym w jakimś konkretnym celu?

– Możesz na to postawić swoją kartę członka klubu golfowego. Właśnie przenosimy doktorka do specjalnego domu opieki w Pensylwanii, gdzie trafiają tylko najbogatsi starcy, żeby w spokoju wyciągnąć nogi.

– Zapewne jest tam doskonałe wyposażenie, świetnie wyszkolony personel, a teren patrolują uzbrojeni strażnicy…

– Jasne. Sporo ludzi z waszej sfery decyduje się…

– Lepiej przejdź od razu do rzeczy – przerwał mu adwokat, spoglądając na złotego roleksa. – Mam niedużo czasu.

– Znajdź go trochę, bo warto. Według tego, co mówią moi specjaliści – zwracam ci uwagę, że specjalnie użyłem słowa "moi" – nasz pacjent jest co czwarty lub piąty dzień "wystrzeliwany na Księżyc" – Bóg mi świadkiem, że to ich określenie, nie moje. W przerwach opiekują się nim najlepiej, jak tylko można, karmią, pozwalają się wysypiać, badają i w ogóle… Musimy bardzo dbać o nasze ciała, czyż nie tak, avvocato?

– Niektórzy grywają w tym celu w squash [3].

– Proszę mi wybaczyć, panie Park Avenue, ale ja nie gram w dynię, tylko ją jadam.

– Te różnice kulturowe i językowe… Wciąż dają się we znaki, prawda?

– Owszem, ale to nie pańska wina, consigliere.

– Istotnie. Zwykle ludzie tytułują mnie adwokatem.

– Daj mi trochę czasu. U nas byłbyś consigliere.

– Zostało nam zbyt mało życia, Louis. Powiesz, o co ci chodzi, czy mam iść?

– Powiem, panie adwokacie… A więc, za każdym razem, kiedy Żydek "leci na Księżyc", jak mówią moi specjaliści, jest w nie najgorszej formie, zgadza się?

– Przypuszczam, że to raczej periodyczne nawroty pozorów normalności, ale nie jestem lekarzem.

– Nie mam najmniejszego pojęcia, o czym pieprzysz, ale ja też nie jestem lekarzem, więc zdam się na moich specjalistów. Otóż za każdym razem, kiedy go szprycują, podsuwają mu jedno nazwisko za drugim. Większość nic dla niego nie znaczy, ale wreszcie trafia się jedno, potem drugie i trzecie. Robią wtedy coś, co nazywają sondą – wyciągają z niego po kawałeczku informacje na temat tego faceta, żeby mieć coś, czym można by go nastraszyć, gdyby zaszła taka konieczność. Nie zapominaj, że żyjemy w nerwowych czasach, a doktorek leczy najgrubsze ryby w Waszyngtonie, wszystko jedno, z rządu czy nie. I co pan o tym myśli, panie adwokacie?

– To rzeczywiście niezwykłe – wycedził gość, nie spuszczając oka z capo supremo. – Mimo wszystko znacznie lepsza byłaby jego kartoteka.

– Jak już wspomniałem, pracujemy nad tym, ale będziemy jeszcze potrzebować trochę czasu, a to jest teraz, immediato. Powinien dotrzeć do Pensylwanii za kilka godzin. Chcesz ubić interes? Tylko ty i ja, nikt więcej.

– O co chodzi? O coś, czego nie masz i być może nigdy nie będziesz miał?

– Daj spokój! Za kogo mnie uważasz?

– Jestem pewien, że nie chciałbyś wiedzieć…

– Przestań chrzanić. Powiedzmy, że spotkamy się za dzień lub dwa, a może za tydzień, i wtedy dostarczę ci listę ludzi, którzy mogliby cię interesować, a o których będę miał informacje… takie, jakich nie dałoby się uzyskać w żaden tradycyjny sposób. Wybierzesz jednego lub dwóch, albo żadnego, więc niczym nie ryzykujesz. Umowa jest tylko między nami dwoma. Oprócz nas sprawę będą znać tylko mój główny specjalista i asystent. Oni nie znają ciebie, a ty ich.

вернуться

[3] Squash – wyraz ten oznacza m.in. dynię i rodzaj gry dla dwóch osób (przyp. tłum.).