Выбрать главу

Proces nie wywołał zbyt wielkiego zainteresowania publiczności, sprawa bowiem była raczej błaha, mimo to jednak w sali sądowej znalazło się z pół tuzina reporterów – krążyły mętne, ale uporczywe pogłoski, jakoby nieudana afera loteryjna miała coś wspólnego z „Waletami Pikowymi”, toteż redakcje na wszelki wypadek wysłały swoich przedstawicieli.

Anisij przyszedł jeden z pierwszych i zajął miejsce jak najbliżej ławy oskarżonych. Był okropnie zdenerwowany, jako że przez ostatnie dwa miesiące bardzo często rozmyślał o wesołej Mimi i jej nieszczęsnym losie. Teraz zaś miało nastąpić rozwiązanie całej sprawy.

Tymczasem w życiu byłego żandarmskiego posłańca zaszło wiele zmian. Po tym, jak Erast Pietrowicz puścił wolno Waleta, odbyła się wysoce nieprzyjemna rozmowa u gubernatora. Książę wpadł w nieopisaną wściekłość, nie chciał słuchać żadnych wyjaśnień i nawet nawymyślał radcy dworu od „samowolnych smarkaczy”. Szef natychmiast napisał prośbę o dymisję, która wszakże została odrzucona, albowiem Władimir Andriejewicz, ochłonąwszy, zrozumiał, przed jaką kompromitacją uchroniła go dalekowzroczność urzędnika do specjalnych poruczeń. Zeznania Waleta Pikowego na temat lorda Pittsbrooke’a ukazałyby księcia w niekorzystnym świetle nie tylko oczom moskwian, ale i wyższych sfer, gdzie arogancki namiestnik miał wielu wrogów, którzy tylko czekali na jakieś jego potknięcie. A stać się pośmiewiskiem to jeszcze gorzej niż popełnić błąd, zwłaszcza jeśli człowiek ma prawie siedemdziesiąt sześć lat i jest wielu chętnych do zajęcia jego miejsca.

Krótko mówiąc, gubernator przyjechał do oficyny na Małej Nikickiej, przeprosił Erasta Pietrowicza i nawet przedstawił go do kolejnego Orderu Świętego Włodzimierza – oczywiście nie za Waleta Pikowego, tylko za „wybitne osiągnięcia w pracy i wyjątkową ofiarność”. Szeroki gest księcia objął także Anisija, który otrzymał niebagatelną premię pieniężną. Wystarczyło i na urządzenie nowego mieszkania, i na różne przyjemności dla Sońki, i na sprawienie kompletnego umundurowania. Zamiast zwyczajnego Anisija był teraz jego wielmożność registrator kolegialny Anisij Pitirimowicz Tulipanow.

I oto dziś przybył do sądu w nowiutkim, pierwszy raz włożonym letnim uniformie. Do lata było jeszcze dość daleko, ale Anisij wyglądał niezwykle efektownie w białym kitlu ze złotymi wypustkami na naszywkach.

Kiedy wprowadzono podsądną, ta od razu zwróciła uwagę na biały mundur, uśmiechnęła się smutnie jak do starego znajomego i usiadła ze spuszczoną głową. Włosy Mimoczce (tak w myślach nazywał ją Anisij) jeszcze niezupełnie odrosły i były upięte na karku w gładki koczek. Oskarżona miała na sobie prostą brązową sukienkę i wyglądała jak pensjonarka, która trafiła na surową radę pedagogiczną.

Przysięgli spoglądali na skromną panienkę ze współczuciem, co nieco podniosło Anisija na duchu. Może wyrok nie będzie zbyt surowy?

Jednak wystąpienie prokuratora przejęło go grozą. Oskarżyciel – różowolicy, ambitny, bezlitosny karierowicz – odmalował postać Mimoczki w jak najohydniejszych barwach, szczegółowo opisał cały podły cynizm „loterii dobroczynnej” i zażądał dla oskarżonej Maslennikowej trzech lat katorgi oraz pięciu lat przymusowego osiedlenia na „niezbyt oddalonych” terenach Syberii.

Zapijaczony aktorzyna, który odgrywał komisarza loterii, został zwolniony od odpowiedzialności karnej z powodu niewielkiej szkodliwości czynu i występował teraz jako świadek oskarżenia. Zanosiło się na to, że Mimoczka sama jedna odpowie za wszystkich. Oparła złotowłosą główkę na skrzyżowanych rękach i bezdźwięcznie się rozpłakała.

W tym momencie Anisij podjął decyzję. Pojedzie za nią na Syberię, znajdzie tam jakąś pracę i będzie wspierać nieszczęsną na duchu swą wiernością i miłością. Potem, kiedy zostanie przedterminowo zwolniona, pobiorą się i wtedy… I wtedy wszystko będzie dobrze.

A Sońka? – spytało sumienie. Oddasz do przytułku rodzoną siostrę, nikomu niepotrzebną kalekę?

Nie – odpowiedział sumieniu Anisij. Padnę do nóg Erastowi Pietrowiczowi, to szlachetny człowiek, on zrozumie.

Z Sońką zresztą było teraz całkiem dobrze. Nowa pokojówka Fandorina, piersista Płasza, przylgnęła sercem do biednej niedojdy. Opiekowała się nią, doglądała, zaplatała jej warkocze. Sońka nawet zaczęła wymawiać słowa „wstążka” i „grzebień”. Szef z pewnością nie opuści sieroty, a później Anisij, jak się już urządzi, zabierze ją do siebie.

Sędzia udzielił głosu obrońcy i Tulipanow, porzuciwszy na razie desperackie myśli, wpatrzył się z nadzieją w adwokata.

Ten, szczerze mówiąc, nie wyglądał zbyt imponująco. Czarniawy, z długim nosem, którym nieustannie pociągał, przygarbiony. Mówiono, że został wynajęty przez anonimową osobę w znanej petersburskiej kancelarii „Rubinstein i Rubinstein” i że podobno słynie jako specjalista od spraw karnych. Mimo to powierzchowność obrońcy nie budziła sympatii. Kiedy wysunął się naprzód, głośno kichnął w różową chusteczkę i w dodatku czknął, Anisija ogarnęły złe przeczucia. Och, poskąpił podły Momus na dobrego adwokata, przysłał jakiegoś mizeraka i w dodatku gudłaja. O, jak się od razu nadęli antysemici przysięgli, w żadne jego słowo nie uwierzą.

Siedzący po lewej stronie Tulipanowa brodaty jegomość o kałmuckich rysach, z krzaczastą brodą i w złotych binoklach, obejrzawszy adwokata, pokiwał głową i konfidencjonalnie szepnął do Anisija:

– Zawali sprawę, sam pan zobaczysz.

Obrońca stanął twarzą do przysięgłych, wziął się pod boki i przemówił z charakterystycznym akcentem:

– Aj, panie sędzio i panowie przysięgli, czy wy mnie możecie wyjaśnić, o czym tu mówił przez bitą godzinę ten oto człowiek? – Pogardliwie wskazał kciukiem w stronę prokuratora. – Ja się interesuję dowiedzieć, czego on robi taki gwałt? Na co idą pieniądze uczciwych podatników, takich jak panowie i ja?

„Uczciwi podatnicy” patrzyli na bezczelnego gadułę z wyraźnym wstrętem, ale obrońca w ogóle się tym nie przejął.

– Co ma oskarżenie? – zainteresował się sceptycznie. – Jakiś oszukaniec, którego, mówiąc pomiędzy nami, nasza dzielna policja nie umiała złapać, zrobił szwindel. On wynajął taką miłą, skromną panienkę rozdawać bilety, powiedział, że pieniądz pójdzie się wpłacić na szlachetny cel. Wy się popatrzcie na to dziewczęcie, panowie przysięgli. Ja was błagam, ja się zapytuję, czy można podejrzewać taką niewinną istotę o przestępstwo?

Przysięgli popatrzyli na oskarżoną. Anisij także – i westchnął. Wyglądało na to, że sprawa jest przegrana. Może komuś innemu udałoby się rozczulić sędziów, ale nie temu nosatemu.

– W żadnym wypadku. – Adwokat machnął ręką. – Ona padła taką samą ofiarą jak wszyscy inni. Nawet większą niż inni, bo kasa tak zwanej loterii została zarekwirowana i wszyscy, co oni przedstawili bilety dostali zwrot pieniędzy. Nie łamcie życia tej młodej istocie, panowie przysięgli, nie skazujcie jej na życie pomiędzy przestępcami.

Adwokat znowu kichnął i wyciągnął z teczki plik jakichś papierów.

– Słabiuteńko – skomentował z zimną krwią brodaty sąsiad Anisija. – Skażą dziewczyninę. Założysz się pan? – I mrugnął spod binokli.

Też sobie znalazł zabawę! Anisij odwrócił się z gniewem, przygotowując się na najgorsze.

Ale adwokat jeszcze nie skończył. Pociągnął się za kozią bródkę a la hrabia Beaconsfield i dobrodusznie położył dłoń na niezbyt czystej koszuli:

– Mniej więcej taką mowę ja mógłbym do was powiedzieć, panowie przysięgli, gdyby tu w ogóle było o czym mówić. Ale mówić nie ma o czym, bo ja mam tutaj przy sobie oświadczenia od wszystkich powodów. To oni cofają swoje oskarżenia. Panie sędzio, pan możesz zamykać sprawę. Tu nie ma za co sądzić.