Выбрать главу

Khoggo dobrze wiedział, że Ffang próbuje go zirytować i w ten sposób sprowokować do mówienia; nie miał zresztą zamiaru odmówić mu tej przyjemności. Rozmowy mieszkańców śmietnika rzadko zawierały wiele istotnych informacji: z przyczyn językowych i ze względu na głębokie różnice strukturalne niemal zawsze ograniczały się do spraw, które były przedmiotem bezpośrednich zainteresowań rozmawiających. Najczęściej była to wymiana cytatów z przeczytanych gazet, oczywiście jeżeli pominąć zwyczajne plotki towarzyskie. Te ostatnie były uważnie podsłuchiwane i szczególnie urozmaicały życie na śmietniku.

— Zawsze myślałem, że śmietniki stanowią ognisko cywilizacji — powiedział sentencjonalnie Khoggo. — Teraz też tak uważam. Nie ma produktu cywilizacji, którego droga nie prowadziłaby na śmietnik. Tu gromadzą się przedmioty używane, ze śladami, które wskazują, w jaki sposób ich używano, i nigdzie szczegóły technologii nie wychodzą na jaw łatwiej niż w warunkach śmietnika. Wreszcie tu gromadzi się informacja odrzucana przez cywilizację; moim zdaniem więcej można z niej uzyskać niż z tej informacji, którą cywilizacja przyjmuje. To są zasady, na których opiera się moja misja na Ziemi, i ja z nimi zupełnie się zgadzam. Oczywiście nie mogę wiedzieć, co myśli się na Arkturze.

Ffang nic nie odpowiedział. Wiercił się w miejscu, zostawiając czerwony ślad na puszce. Khoggo starał się nie patrzeć w jego stronę. Ponieważ sam nie lubił poruszać się bez potrzeby, nadmierną ruchliwość innych uważał prawie za osobistą obrazę. Przejawiał się w tym atawizm; współcześnie w ojczyźnie Khogga nikt nawet nie próbowałby zarzucić mu lenistwa. Po chwili Khoggo podjął swoje wywody:

— Cywilizacja jest Strefą Podwyższonej Organizacji. Wiadomo, że dookoła takiej strefy powstaje zawsze Obszar Podwyższonej Dezorganizacji, zgodnie z bardzo ogólnym prawem natury. Dotyczy to w równym stopniu kultury materialnej, jak i umysłowej. Porządek tworzy nieporządek; jest to słuszne w każdym punkcie Wszechświata. Jednak jako nie tylko Prawo, ale i Paradoks natury, prawda ta nie od razu daje się powszechnie zrozumieć. Wypowiadane są więc i odmienne poglądy. Na przykład takie, o których wspomniałeś. Oczywiście ani trochę nie podważa to prawdziwych zasad: przeciwnie, jeszcze raz je potwierdza. Tyle chciałem powiedzieć, Ffang.

Jednocześnie Khoggo zogniskował swoje receptory na Ffangu; ale Ffang wcale nie wydawał się speszony.

— Temu nie przeczę, Khoggo — powiedział. — Miałem na myśli zmiany przejściowe. Wiesz doskonale, że możliwe są różne odchylenia. Przypomnij sobie o tym, co działo się na Procjonie, albo o stagnacji i upadku Haddamarów. Profesor William Harrows z Uniwersytetu Kalifornijskiego nie zamierza ukrywać niebezpieczeństw, związanych z dalszym wzrostem gospodarczym. Cierpimy na nadmiar dóbr materialnych powodujących nadmierną konsumpcję. Człowiek utracił kontakt z naturą — mówi profesor Konrad Lorenz. Jakie alternatywy pan proponuje dla… — widzisz, Khoggo? Takie rzeczy znajduję niemal na każdej kartce papieru.

— Ale zapominasz o imponderabiliach — przerwał mu Khoggo, niezadowolony z takiego obrotu rozmowy. — „Stare śmieci” to przecież zwrot o wyraźnie dodatnim zabarwieniu; to coś, do czego się wraca. O Nowym Jorku czytałem, że powoli zamienia się w wielki śmietnik; ale na tej samej stronie było napisane, że jest on miastem o niepowtarzalnym charakterze. Dyskusje toczą się zawsze, ale zwycięża pogląd, który ma większe podstawy w praktyce. Tradycja i obiektywne prawa rozwoju wspierają się nawzajem, bo w wyniku działania tych praw powstaje tradycja.

(Wbrew pozorom Khoggo wcale nie był taki pewny siebie. Szczególnie argument o Nowym Jorku wydawał mu się mało przekonywający. Ale, jak już zostało powiedziane, działał tu atawizm.)

— W porządku — rozpoczął Ffang, ale w tej samej chwili usłyszeli pozdrowienie, i czerwony, błyszczący przedmiot znalazł się pomiędzy nimi. Była to Margały przybywająca z kolejną wizytą do Khogga. Jako jedynaczka tutejszych kolonii, Margały uważała za punkt honoru podkreślanie swojej wrażliwości estetycznej i szczególnej odrębności logiki, którą się posługiwała. W rzeczywistości kolorowe szkiełko ukrywało jednego z najbardziej wytrawnych szpiegów, jakimi dysponowała Służba Informacyjna na Altairze. Wszyscy domyślali się prawdy o Margały, ale domysły to jednak nie to samo, co pewność, tym bardziej, że każdy swoje zdanie zachowywał dla siebie. Dlatego przyjęta rola opłacała się Margały.

(To, że Natura w różnych miejscach świata wybiera takie same drogi, nie powinno się wydawać dziwne. Dwie płci stanowią najprostsze rozwiązanie, a intelekt jest znacznie bardziej uniwersalny, niż się na ogół przypuszcza. Zresztą Khoggo pochodził z gwiazdy znacznie odleglejszej od Altaira niż Ziemia, a więc to on raczej miałby prawo się dziwić.)

— Wy zawsze rozmawiacie o czymś ciekawym — powiedziała Margały do Ffanga i Khogga. — Ale za to jak nudzę się na innych wizytach! Ryyl i Ao są chyba najgorsi. Przez cały czas przerabiają zadania szachowe. „Wskazać najsilniejszą kontynuację” albo: „Mat w dwóch posunięciach”. A znów Gumm ciągle rozwiązuje krzyżówki, bo, jak mówi, umysł najlepiej odpoczywa w działaniu.

— Rozmawialiśmy o przyszłości — wyjaśnił Ffang. — Uważam, że czeka nas wędrówka, ale Khoggo nie zgadza się ze mną.

— Ach, nie? — rzekła Margały. — Sama dziś byłam na spacerze. Rano była piękna pogoda, niebo odbijało się w kałużach i osty były tak piękne! Niektóre kałuże pokrywała warstewka benzyny: jakie efekty barwne! Oczywiście mówię o kałużach w pobliżu drogi, para benzyny kondensuje się tam z powietrza. Samochody nie spalają benzyny całkowicie. Oczywiście to prawdziwe marnotrawstwo energii.

— A co ty o tym myślisz, Ffang? — zapytał złośliwie Khoggo.

Ffang poruszył się niespokojnie. Pomyłka, którą Ffang popełnił, gdy wrak starego samochodu porzuconego na śmietniku uznał, nie zadając sobie trudu obejrzenia silnika, za pojazd elektryczny i przekazał swój werdykt zaraz na Arktura, stalą się tematem jednej z najbardziej popularnych anegdot na śmietniku. Ffang nie miał sobie za złe pomyłki, ponieważ pojazd napędzany benzyną wydawał mu się nie do pogodzenia ze zdrowym rozsądkiem; ale żałował, że nie zaszyfrował przekazywanej informacji. Ponieważ wcale jej nie sprostował, śledził teraz z uwagą postępy prac nad samochodami elektrycznymi: chociaż nie obawiał się inspekcji, widmo przyszłego zmiennika trochę go niepokoiło.

— Powiedz, co o tym myślisz, Margały — powiedział pośpiesznie. — Zastanawiam się, czy wybraliśmy najwłaściwszą taktykę eksploracji. Khog — go uważa, że śmietnik jest ogniskiem, w którym skupia się cały obraz; ale jeżeli nie jest jedynym ogniskiem…

— Nie wmawiaj mi niczego — wtrącił zirytowany Khoggo.

— Sama nie wiem — powiedziała Margały. — Ale jesteśmy tu po to, żeby badać, czym ludzie różnią się od nas, a nie czym nas przypominają, prawda? Ich cywilizacja techniczna wydaje mi się bardzo nieciekawa. Nudzą mnie te szczegóły: co było najpierw, benzyna czy para? Tym, co cenię najbardziej, jest ich kultura ogólna, a szczególnie sztuka. Uważam, że mają w niej prawdziwe osiągnięcia, jak na przykład „Dover Pięć. Trup przychodzi po komisarza”. Streściłam tę książkę w moim ostatnim raporcie dla Altaira.

— Nie wiedzą nic o podprzestrzeni — rzekł Khoggo w zamyśleniu — a matematyka służy im do liczenia przedmiotów użytkowych, jak wynika z problemów opisanych w książce, którą znalazłem w zeszłym roku. Oczywiście musieli dokonać czegoś od tamtej pory; bądź co bądź ta książka znalazła się na śmietniku. Do gwiazd im jednak daleko w każdym razie. Uważam — ale oto i deszcz, Margały! Pogoda zmienia się teraz z godziny na godzinę.