Harpagos zamknął oczy.
— Więc zostaw mnie! — powiedział głosem, w którym pobrzmiewało tylko echo dawnego władczego tonu.
Amerykanin położył go na ziemi i oddalił się kulejąc. Dwaj Persowie uklękli obok swojego pana, żeby odprawić konieczne obrządki. Konający znów zajął się kontemplacją nieba.
Manse usiadł pod drzewem, oderwał od płaszcza pas materiału i zabandażował nim rany. Niepokoiła go zraniona noga. Powinien jak najszybciej dotrzeć do chronocykla, a na pewno nie będzie to przyjemny spacer. Za kilka godzin poczuje się jak nowo narodzony, gdyż lekarz Patrolu zastosuje nieznaną w XX wieku terapię. Uda się do biura w dość odległym środowisku, ponieważ w macierzystej epoce musiałby odpowiedzieć na zbyt wiele pytań. Nie mógł sobie na to pozwolić. Gdyby szefowie poznali jego zamiary, prawdopodobnie postawiliby veto.
Znalazł rozwiązanie. Nie nastąpiło to dzięki niespodziewanemu olśnieniu, lecz w wyniku żmudnego odsłonięcia wiedzy, która być może od dawna znajdowała się pod powierzchnią jego świadomości. Oparł się o pień, usiłując złapać oddech.
Przyszli pozostali żołnierze Harpagosa i dowiedzieli się, co zaszło. Udawali, że nie dostrzegają Everarda, ale obrzucali go ukradkowymi spojrzeniami, w których przerażenie mieszało się z dumą, i dyskretnie kreślili znaki chroniące przed złem. Zanieśli do lasu ciało swojego pana i konającego towarzysza. Mrok zgęstniał. Gdzieś w oddali zahukała sowa.
9
Wielki Król usiadł na łożu. Za zasłonami rozległ się jakiś dźwięk. Królowa Kassadane poruszyła się w mroku; smukła dłoń dotknęła jego twarzy.
— Co się dzieje, słońce mojego nieba? — zapytała.
— Nie wiem — odparł król. Namacał miecz, który zawsze trzymał pod poduszką. — Nic.
Niewidoczna ręka przesunęła się na pierś monarchy.
— Tak, coś jest — szepnęła nagle wstrząśnięta Kassadane. — Coś poważnego. Twoje serce wali jak młot.
— Zostań tutaj.
Cyrus prześliznął się między zasłonami. Księżycowa poświata wpadała przez łukowate okno do wnętrza komnaty. Prawie oślepiała, odbijając się w brązowym zwierciadle. Zimne nocne powietrze owiało nagie ciało monarchy.
Dostrzegł w mroku na tle granatowego nieba cień, unoszący się w powietrzu spory przedmiot, który po chwili bezszelestnie wylądował na trawniku przed pałacem. Chronocyklista przestał manipulować regulatorami i guzikami na tablicy rozdzielczej i zeskoczył na ziemię. Był to muskularny mężczyzna w greckiej tunice i błyszczącym hełmie.
— Keith! — szepnął przybysz.
— Manse! — Denison zrobił krok do przodu i stanął w świetle księżyca. — Wróciłeś!
— Nie masz mi nic więcej do powiedzenia? — prychnął ironicznie Everard. — Czy ktoś nas usłyszy? Nie sądzę, żeby mnie zauważono. Zmaterializowałem się tuż nad dachem i powoli poszybowałem w dół.
— Za drzwiami są gwardziści — odrzekł Denison. — Ale nie wejdą, chyba że uderzę w ten gong albo zawołam.
— Doskonale. Ubierz się.
Denison upuścił miecz i stał przez chwilę w osłupieniu. Wreszcie szepnął z niedowierzaniem:
— Znalazłeś wyjście?
— Być może… — Everard odwrócił wzrok i zabębnił palcami na tablicy rozdzielczej chronocykla. — Być może… Posłuchaj, Keith — powiedział w końcu. — Mam pewien plan, który może się udać albo nie. Potrzebuję twojej pomocy i lojalnej współpracy. Jeśli się nam powiedzie, biuro zaakceptuje fakt dokonany i nie zareaguje na złamanie przepisów. Jeśli jednak ten pomysł nie wypali, będziesz musiał wrócić do tej samej nocy i przeżyć resztę życia jako Cyrus. Czy czujesz się na siłach?
Denison zadrżał, nie tylko od nocnego chłodu.
— Sądzę, że tak — odrzekł bardzo cicho.
— Jestem od ciebie silniejszy — ciągnął szorstko Everard — i tylko ja będę miał broń. Jeśli będzie trzeba, przyprowadzę cię tu siłą. Nie zmuszaj mnie do tego.
Keith głęboko westchnął.
— Nie będę.
— Miejmy nadzieję, że norny[9] będą nam pomagać. Włóż coś na siebie. Wytłumaczę ci wszystko po drodze. Pożegnaj się z tą epoką, bo jeśli wcielimy plan w życie, ani ty, ani nikt inny więcej jej nie zobaczy.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytał.
— Spróbujemy na nowo napisać historię — odparł Manse. — A może odtworzyć ją taką, jaką była na początku? Dokładnie nie wiem. No, pospiesz się!
— Ale…
— Szybko, stary, szybko… Czy zdajesz sobie sprawę, że wróciłem do tego samego dnia, w którym cię opuściłem, że właśnie w tej chwili wlokę się przez góry z otwartą raną na nodze tylko dlatego, żebyś miał dodatkowy czas? Ruszaj się!
Denison podjął jakąś decyzję. Jego twarz była niewidoczna w mroku, lecz powiedział bardzo cicho i wyraźnie:
— Muszę się z kimś pożegnać.
— Co takiego?
— Chcę się pożegnać z Kassadane. Na Boga, przecież była tutaj moją żoną przez czternaście lat! Urodziła mi troje dzieci, dwukrotnie wyleczyła z gorączki i ponad sto razy dodawała mi otuchy, gdy wpadałem w rozpacz. Pewnego dnia, kiedy Medowie podeszli pod nasze mury, stanęła na czele kobiet Pasargade, które się do nas przyłączyły, i zwyciężyliśmy… Daj mi pięć minut, Manse.
— No dobrze… dobrze… rób, co chcesz, ale upłynie ponad pięć minut, zanim eunuch odnajdzie ją w haremie i…
— Ona jest tutaj.
Denison zniknął za zasłonami łoża.
Everard osłupiał. „Spodziewałeś się, że przybędę dziś w nocy — pomyślał — i miałeś nadzieję, że będę mógł cię zabrać do Cynthii. Dlatego posłałeś po Kassadane?”
Zacisnął palce na rękojeści miecza tak mocno, że go zabolały, i zbeształ siebie w duchu: „Och, zamknij się, ty nędzny purytaninie”.
Denison wkrótce wrócił. Bez słowa ubrał się i zajął miejsce na tylnym siodełku chronocykla. Everard usiadł przed tablicą rozdzielczą. W jednej chwili komnata zniknęła i dwaj mężczyźni znaleźli się wysoko w górze, ponad zalanymi księżycowym blaskiem wzgórzami. Odnalazł ich tam zimny porywisty wiatr.
— Teraz do Ekbatany — oświadczył Everard.
Zapalił małą lampkę na tablicy rozdzielczej i zaczął manipulować guzikami zgodnie z zapisanymi w notesie współrzędnymi.
— Ek… och! Chcesz powiedzieć do Hammatanu, dawnej stolicy Medii? — powiedział zdziwiony — Denison. — Przecież teraz to tylko letnia rezydencja.
— Mówię o Ekbatanie sprzed trzydziestu sześciu lat — wyjaśnił Manse.
— Co?
— Wszyscy historycy są przekonani, że opowieść o dzieciństwie Cyrusa przekazana przez Herodota i zachowana w tradycji perskiej, to tylko legenda. Może od początku mieli rację? Może twoje przygody wynikły za sprawą jednego z niewielkich zaburzeń w czasoprzestrzeni, które Patrol stara się wyeliminować?
— Rozumiem — powiedział powoli Denison.
— Przypuszczam, że jako wasal Astiagesa często bywałeś na jego dworze. Będziesz przewodnikiem. Chcę osobiście spotkać się z tą starą kanalią, najchętniej w nocy i bez świadków.
— Szesnaście lat to bardzo dużo — odparł Denison.
— I co z tego?
— Jeśli chcesz zmienić historię, dlaczego interweniujesz właśnie wtedy? Lepiej zabierz mnie do drugiego roku moich rządów, kiedy dobrze znałem Ekbatanę…
— Przykro mi, ale nie. Nie odważę się tego zrobić. Jeden Bóg wie, jakie mogłyby być konsekwencje pętli wtórnej w liniach wszechświata! Nawet gdybyśmy się z tego wyplątali, Patrol wysłałby nas obu na planetę kamą, żeby nas oduczyć takiego ryzykanctwa.