Выбрать главу

— No… tak, w gruncie rzeczy masz rację.

— Poza tym nie masz skłonności samobójczych. Czy naprawdę chciałbyś, żeby twoja obecna osobowość nigdy nie zaistniała? Zastanów się chwilę nad tym, co to wszystko mogłoby oznaczać.

Kiedy Everard ustawił ostatni przycisk, Keith wzdrygnął się.

— Na Mitrę, masz rację! Nie mówmy już o tym!

— Więc ruszajmy.

Manse wcisnął główny guzik.

Szybowali nad otoczonym obronnymi murami miastem, które leżało pośrodku nieznanej równiny. Chociaż i ta noc była księżycowa, Everard widział tylko bezładne nagromadzenie ciemnych kształtów. Sięgnął do bagażnika.

— Włożymy te kostiumy — powiedział. — Chłopcy z biura środkowego Mohendżo-Daro[10] zrobili je na moje zamówienie. Często muszą tam używać takiego przebrania.

Pojazd ze świstem skierował się ku ziemi. Denison wskazał na majaczącą w mroku bryłę.

— To jest pałac królewski. Sypialnia znajduje się na górze, w lewym skrzydle…

Masywna budowla nie była tak elegancka jak perski pałac w Pasargade. Everard dostrzegł przelotnie parę skrzydlatych byków, których kult Medowie przejęli od Asyryjczyków, oświetlonych teraz przez księżyc. Zobaczywszy, że okna są za wąskie, zaklął i zawrócił w stronę najbliższych drzwi. Dwaj konni gwardziści krzyknęli ze strachu na widok tego, co spadało z nieba. Ich wierzchowce stanęły dęba, zrzucając jeźdźców na ziemię. Chronocykl Everarda roztrzaskał drzwi. Jeszcze jeden cud nie zmieni historii, zwłaszcza w epoce, w której wierzono w cuda z równym zapałem, jak w czasach Everarda w witaminy w tabletkach — i może nie bez racji.

Korytarz był oświetlony. Na widok „latającego wozu” gwardziści i niewolnicy wrzasnęli z przerażenia, a kiedy chronocykl dotarł do królewskich komnat, Manse uderzył rękojeścią miecza w drzwi.

— Twoja kolej, Keith — powiedział. — Znasz dobrze dialekt medyjski.

— Otwórz, Astiagesie! — ryknął Denison. — Otwórz wysłannikom Ahura-Mazdy!

Ku zdumieniu Everarda ukryty w sypialni mężczyzna posłuchał. Astiages — korpulentny, jeszcze młody jegomość o srogiej, zaciętej twarzy — był równie odważny jak większość jego poddanych, ale kiedy zobaczył dwie istoty w błyszczących tunikach, z aureolami wokół głów i pulsującymi świetlnymi skrzydłami, siedzące na żelaznym tronie, który unosił się w powietrzu, padł na twarz.

Keith zagrzmiał w najlepszym stylu pustynnych proroków, posługując się dialektem, który Manse niezbyt dobrze rozumiał:

— O nikczemne naczynie grzechu, gniew bogów wisi nad tobą! Czy wyobrażasz sobie, że twoje myśli, chociaż kryją się w mroku, który je spłodził, kiedykolwiek umknęły uwadze Oka Dnia?! Czy sadzisz, że wszechpotężny Ahura — Mazda pozwoli, żebyś dokonał czynu tak ohydnego, jaki teraz knujesz?

Everard przestał słuchać i zamyślił się. Gdzieś w tym samym mieście na pewno przebywał niewinny Harpagos, w kwiecie wieku. Nigdy nie będzie musiał dźwigać” brzemienia grzechu. Nigdy nie położy dziecka na górze i nie będzie czekał, wsparty na włóczni, aż przestanie ono krzyczeć, zacznie drżeć z zimna i wreszcie umrze. Wprawdzie w przyszłości zbuntuje się z innych pobudek i zostanie chiliarchą Cyrusa, ale nie skona w ramionach wroga w nawiedzanym przez demony lesie. Również pewien nie znany z imienia Pers nie zginie od greckiego miecza i nie zapadnie się w nicość śmierci.

„A przecież wspomnienie o ludziach, których zabiłem, wryło się w komórki mojego mózgu, na nodze mam wąską białą bliznę, a Keith Denison nauczył się myśleć jak król”.

— …Wiedz, o Astiagesie, że to dziecię, Cyrus, jest wybrańcem nieba. A niebo jest miłosierne: ostrzega cię, że jeśli splamisz swoją duszę krwią tego niewiniątka, nic nie zmaże tego grzechu. Pozwól Cyrusowi dorosnąć w Amszanie albo będziesz się smażył w wiecznym ogniu w towarzystwie Arymana. Mitra cię ostrzega!

Leżący plackiem Astiages bił głową o podłogę.

— Chodźmy stąd — powiedział po angielsku Denison.

W mgnieniu oka znaleźli się trzydzieści sześć lat później. Światło księżyca spływało na wielkie cedry, na drogę i na strumień. Było zimno i niewidoczny wilk zawył przeciągle.

Everard posadził pojazd na zmarzniętej ziemi, zsiadł z niego i zaczął ściągać przebranie. Twarz Keitha wyłoniła się spod maski; malowało się na niej wielkie zdziwienie. Kiedy się odezwał, jego głos zdawał się ginąć w głębokiej ciszy zalegającej w górach:

— Zastanawiam się, czy nie przesadziliśmy, strasząc Astiagesa. Historia mówi, że przez trzy lata walczył ze zbuntowanymi Persami.

— Zawsze możemy wrócić do początku tej wojny i zesłać mu widzenie, które zachęci go do oporu — odparł Everard, starając się myśleć praktycznie, gdyż otaczały go widma przeszłości. — Nie sądzę jednak, żeby było to konieczne. Nie tknie małego księcia, ale kiedy jego wasale się zbuntują, będzie tak wściekły, że nie weźmie pod uwagę widzenia, które uzna za sen. Poza tym dostojnicy z jego dworu związani ze sprawą medyjską nie pozwolą mu skapitulować. Zresztą łatwo to sprawdzić. Czy król nie przewodzi rytualnej procesji po ceremonii związanej z zimowym zrównaniem dnia i nocy?

— Tak. Jedźmy tam prędko.

I nagle zobaczyli zalane słońcem Pasargade. Ukryli chronocykl i wmieszali się w tłum pielgrzymów przybyłych świętować dzień narodzin Mitry. Po drodze, udając podróżnych, którzy długo przebywali na obczyźnie, zapytali, co się wydarzyło podczas ich nieobecności. Otrzymane odpowiedzi zadowoliły ich. Zgadzały się nawet w drobnych szczegółach z tym, co Denison zachował w pamięci, a pominęły kroniki.

Wreszcie stanęli pod bladym niebem w wielotysięcznym tłumie i padli na ziemię, kiedy minął ich wielki Cyrus jadący na wspaniałym rumaku, a potem jego mistrz ceremonii, mag Kobad, Krezus, Harpagos i kwiat duchowieństwa Pasargade.

— Jest młodszy ode mnie — szepnął Denison — ale to chyba normalne. I trochę niższy… wcale nie jest do mnie podobny, prawda? Na pewno da sobie radę.

— Może chciałbyś zostać, żeby się o tym przekonać? Denison owinął się szczelnie płaszczem. Mróz był siarczysty.

— Nie — odparł. — Wracajmy. To trwało tak długo… nawet jeśli nic się nie wydarzyło.

— Właśnie — zawtórował mu Everard. — Teraz nic z tego nigdy się nie wydarzyło. — W jego głosie było więcej smutku niż zadowolenia z udanej misji ratunkowej.

10

Keith wyszedł z windy w pewnym budynku w Nowym Jorku. Z pewnym zaskoczeniem stwierdził, jak mgliste są jego wspomnienia o tym mieście. Zapomniał nawet swojego adresu i musiał sprawdzić w książce telefonicznej. Szczegóły. Tyle szczegółów. Nie może tak drżeć.

Nie zdążył zadzwonić: Cynthia już otworzyła drzwi.

— Keith — powiedziała prawie z zaskoczeniem.

— Manse uprzedził cię o moim powrocie, prawda? Obiecał to zrobić. — Nie miał nic więcej do powiedzenia.

— Tak. Nie o to chodzi. Nie przypuszczałam, że aż tak bardzo się zmieniłeś. Ale to nieważne. Mój kochany, och, mój kochany!

Wprowadziła go do środka, zamknęła drzwi i rzuciła mu się na szyję.

Keith rozejrzał się po pokoju. Zapomniał, że był taki zagracony. Chociaż zawsze uważał, że Cynthia urządziła ich mieszkanie bez gustu, nigdy jej tego nie powiedział.

Będzie musiał znów nauczyć się ulegać kobiecie, a nawet pytać ją o zdanie. Nie przyjdzie mu to łatwo!

Nadstawiła zapłakaną twarz, czekając na pocałunek. Więc tak wygląda? Zapomniał o niej. Zupełnie. Pamiętał tylko, że była mała i miała jasne włosy. Przeżył z nią zaledwie kilka miesięcy, podczas gdy z Kassadane… Kassadane nazywała go gwiazdą poranną, urodziła mu troje dzieci i przez czternaście lat żyła u jego boku, wypełniając jego wolę i odgadując życzenia.

вернуться

10

Mohendżo-Daro — starożytne miasto leżące na terytorium dzisiejszego Pakistanu. (Przyp. tłum.)