— Więc u was w samej rzeczy gwoździe są inteligentne? l kamienie, i woda, i piasek, i powietrze?
— Nie. Tak nie należy mówić. Inteligencja zakłada wszechstronność i zdolność zmiany programów działania, a bystry tego nie mogą. Są one raczej czymś na kształt wprawionych otoczeniu, nader subtelnych, bacznych i nieustannie czujnych instynktów. W zwykłym układzie bystrowym nie ma więcej rozumowania niż, powiedzmy, w żuwaczce czy nodze owada.
— Dobrze — powiedziałem — ale wróćmy jeszcze raz do etykosfery… zgoda? Nie wiem, jak można uprząść tkaninę ze zbystrowanych włókien, ale powiedzmy, że wiem. Co dalej? Można uszyć z tego materiału ubranie: zgoda. Ale jak to jest, że tkwiąc w tym ubraniu, nie można dać bliźniemu po gębie?
Podniósł brwi.
— Pana to trochę irytuje, nieprawdaż? Opory, a nawet szok, zrozumiały przy wetknięciu z technologią innej fazy cywilizacyjnej. Nie, proszę pana, to nie o bystry we włóknach materiału idzie. Pana odzież nie była pierwotnie zbystrowana — bystry osiadły na niej, to trwa jakiś czas, i dlatego właśnie wydał się pan potencjalnym łupem, nęcącą ofiarą tym tam — tak zwanym ekstremistom naszym… Gdyż, rzecz jasna, liznęli po wierzchu nieco wiadomości cywilizacyjnych, choćby w szkole. Każda żywa istota przyciąga niejako bystry. Tworzą wokół niej niewidzialny obłok. On w niczym nie zakłóca normalnych czynności. Jest całkiem niewyczuwalny. Obłok ten uczy się typowych reakcji tej osoby, a to ponieważ stan agresywnego pogotowia nie przejawia się u wszystkich w stu procentach tak samo. Cóż dopiero u przedstawiciela innego rozumnego gatunku, jak człowiek! Nasze bystry nie orientowały się początkowo, co i jak panu zagraża. Gdyby na pana miejscu znalazł się zwykły Luzanin, ani dałoby się go wziąć na łańcuch, gdyby on sam sobie tego nie życzył. Jednym słowem etykosfera nie jest niezawodna w każdym poszczególnym przypadku momentalnie — lecz staje się taka z czasem. Ponadto bystry są wyspecjalizowane rozmaicie — jak… powiedzmy, jak wirusy, ale to są wirusy dobra. Gdyby podano panu jakąś niezwykle rzadką truciznę, której pana osobiste bystry nie zdołałyby w porę rozpoznać, pierwsze objawy zatrucia spowodowałyby alarm. Pan niczego by nie dostrzegł, lecz w każdym takim przypadku lotne zgrupowania bystrów łączą się w całości większe, i to z szybkością światła — bo rozchodzenia się fal radiowych — i na pomoc zastają wezwane bystry, zdolne działać jako antidotum. One wcale nie muszą przy tym dotrzeć do pana materialnie. One przekazują tylko zdalnie rozkazy właściwego postępowania innym bystrom pańskiego pobliża, i te już pod taką batutą wezmą się do rzeczy, aby, dajmy na to, odblokować w ciągu kilku sekund pańskie enzymy oddechowe, zatrute w tkankach. Straci pan na krótką chwilę przytomność i powróci do niej odrobinę osłabiony. To wszystko. Jak się pan już pewno domyśla z moich słów, w zasadzie nie znamy medycyny interwencyjnej, jaką macie wciąż jeszcze na Ziemi, lecz kontynualną, skoro każdy organizm znajduje się pod nieustającą opieką…
— Bystry zajmują się profilaktyką?
— Oczywiście.
— Więc znają się na całej medycynie? Ale to zakłada jednak wysoką uniweriainość…
— Nie. Proszę wybaczyć: pan wciąż rozumuje kategoriami swego czasu, swojej wiedzy, ale to daremne. Nie aby pana urazić, lecz tylko by przybliżyć sfens rzeczy, zapytam: czy najmędrszy Ziemianin starożytności ^pojąłby, w jaki sposób działa radio lub komputer grający w szachy? Toż zrozumienie zakłada wstępną wiedzę o takich zjawiskach, jak elektryczność, fale, ich modulacja, entropia, informacja…
— A jednak tamte utensylia są zawodne — upierałem się. — Coście więc zrobili, by dorównać Panu Bogu…?
Uśmiechnął się.
— Pan Bóg nie stworzył świata aż tak niezawodnego, jak się niegdyś zdawało. Materię można unicestwić. Materia, byle stłoczona dość potężnie, okazuje się zawodna, bo znika — choćby w grawitacyjnym uścisku zapadłej w siebie gwiazdy — j nie zostaje z niej wtedy nad czarną jamą nic oprócz ciążenia, nieprawdaż? Tam, w tych gwiazdach, gdzie materia oddaje grawitacyjnego ducha Bogu, jest granica jej niezawodności. A zarazem wszelkich technologii, rzecz jasna. Ale na co dzień nie są nasze atomy gorsze od Bożych. Podpatrzyliśmy Naturę na właściwym poziomie jej trwania. To wszystko. Atom wodoru nie może popsuć się tak, aby nie mógł się złączyć z atomami tlenu w H2O. l tak samo nie „psują się” bystry.
— Dobrze — powiedziałem, czując, że dokonuję odwrotowego kroku — ale proszę mi powiedzieć, czy moje ubranie czuwa nade mną? Czy rękawy obserwują swego właściciela?
— Wie pan — odparł Tahalat — nie zdając sobie z tego sprawy, powtarza pan argumenty naszej opozycji. Podglądające krawaty, agenturalne koszule, rękawy — szpicle. Mój Boże, represyjne kalesony! Zapewniam pana, że nic podobnego. Ziarno zakiełkuje w wilgotnej glebie. Czy ono śledzi temperaturę? Czy podejrzliwie rozważa perspektywy wzrostu? Czy namyśla się nad pogodą, nim poweźmie ważką decyzję zakiełkowania? Bystry zachowują się tak samo. Prawa Natury są przede wszystkim zakazami: że nie można dobyć energii z niczego, że nie można przekroczyć szybkości światła i tak dalej. Wprawiliśmy otaczającej nas Naturze jeszcze jeden zakaz — chroniący życie. Nie więcej. Reszta to paranoiczne urojenia, omamy prześladowcze, zrozumiałe o tyle, że w przedbystrowym czasie przypisywało się inteligencję temu, co choć pod jednym jakimś względem zachowywało się jak Ktoś inteligentny. Stąd było też tyle pomieszania pojęć i strachów wokół prakomputerów. Że mogą się zbuntować i powstać przeciw społeczeństwu. Bajędy! lecz tu — zatoczył krąg rękami — nie ma nigdzie osobowej inteligencji. To tylko nabystrzone okna, meble, stropy, zasłony, powietrze, owszem, doskonalsze od pożarowych czujników, lecz tak samo zogniskowane na określonym zadaniu.
— Ale jak one odróżniają zabawę od walki? Przyjazny uścisk od dławiącego? Ot, chociażby w sporcie. Czy nie znacie już sportu?
— Ależ tak. Pan chce wiedzieć, na czym polega różnicowe działanie bystrów? Powiem najpierw, czemu jest nieodzowne. Każda społeczność, zawłaszczająca siły Natury, podlega dramatycznym wstrząsom. Pożądany dobrobyt przynosi niepożądane skutki. Gwałt i przemoc zdobywają • w nowych technikach nowe postaci i wzmocnienia. Wydaje się wówczas, że im większa władza nad Naturą, tym większa deprawacja społeczna i tak jest rzeczywiście — do pewnej granicy. Wynika to z samej kolejności odkryć, czyli stąd, że łatwiej jest przejąć od Natury jej niszczycielstwo aniżeli jej przychylność, l właśnie ów potencjał destrukcji staje się wartością do zdobycia. To jest nowe historyczne zagrożenie. Ponadto skutki technik rujnują ich podstawy: znacie to już jako agonię biologicznego środowiska. Potem, tego nie wiecie jeszcze, pojawia się ekorak. Coś w rodzaju zwyrodnień w obrębie wielkich zautomatyzowanych i skomputeryzowanych systemów. Nowy wspaniały cel — jako ciągły wzrost opanowania świata — zdaje się ulegać diabolicznej przemianie. Stare źródła dóbr wysychają szybciej, niż odmykają się następne i dalszy postęp zawisa nad przepaścią. Techniczny ład rodzi więcej chaosu, niż może go strawić! Ażeby zwalczyć te wszystkie przeciwieństwa, idące od zawodnych technik i od ludzkiej natury, też zawodzącej, bo ukształtowanej innymi warunkami, innego świata, należy wznieść się na następny szczebel technoewolucji, kradnąc u Natury jej skarb, najtrudniejszy do przejęcia — ukryty w zjawiskach podatomowych. U nas to przede wszystkim synteza nowych ciał stałych i nowe typy ich nadzoru, czyli bystry. To dwa filary naszej cywilizacji. Nazywamy ich ożenek etykosferą. Lawiny zdobywanej wiedzy zdają się gruchotać naukę w miazgę specjalizacyjną — ten stan, ujmowany przez aforyzm, że przyszły ekspert będzie wiedział wszystko o niczym! Tak być nie może. Ratowniczy zwrot stanowi utworzenie globalnego systemu wiedzy wszechdostępnej, ale już nie żywym istotom, bo żadna z nich nie podźwignie tego ogromu. I żaden z wziętych z osobna pyłków, jakimi są bystry, nie jest ani trochę uniwersalny, lecz uniwersalne są wszystkie wzięte razem. Ten ich uniwersalizm jest każdemu dostępny, gdy zjawi się; taka potrzeba, jak starałem się pokazać panu na przykładzie osobliwego zatrucia. Proszę zważyć, że niewidzialna chmurka bystrów, opiekująca się panem, może sama niewiele — i zarazem wszystko, na co stać całą naszą etykosferę, skoro potrafi w sekundach dotrzeć do każdej wiadomości, zmagazynowanej przez układ jako całość. Te moce można przyzwać w każdej chwili, jak dżina z baśni. Ale nikt nie może tego uczynić wprost ani sam — to wolno tylko jego bystrom! Dzięki temu nikt nie może posłużyć się tym niewidzialnym kolosem przeciw komukolwiek…