– Miałem nadzieję, że nie wrócisz.
– Ale zdobyłeś dla mnie księgę? – Wychyliła się ku niemu nad stołem, zaniepokojona, że jej wysiłek poszedł na darmo.
Wydało się jej, że po obliczu Tuillia przeniknął cień.
– Tak, mam księgę. – Podniósł się powoli. – Chodź za mną.
Serce zaczęło jej szybciej bić. Pospiesznie dopiła resztkę wina, jakby trunek mógł jej dodać odwagi.
Wciąż ściskając pod pachą sakwę z płaszczem, lichwiarz otworzył szafę i wyjął ostrożnie wielki manuskrypt, kryty brunatną skórą. Części okuć brakowało, inne były wygięte i poczerniałe od starości.
– Człowiek, od którego dostałem tę księgę, zaklinał się, że to legendarny kodeks Ugona di Monteverde, twórcy mostu nad Abisso delle Ondine. Kolejni właściciele dodawali na marginesach własne zaklęcia, a także te wykradzione z cudzych pracowni lub kupione ukradkiem od kopistów. Podobno są tutaj nawet fragmenty z atlasu nieba, który niegdyś należał do Duilia. Czy twój kochanek będzie wreszcie zadowolony?
– Tak – wyciągnęła dłonie po księgę. – Bardzo zadowolony.
Kiedy wychodziła, wydało się jej, że pomieszczenie pojaśniało nagle. Odwróciła się. Lichwiarz rozprostował na łóżku płaszcz i purpurowy miecz w ręku demona zdawał się płonąć prawdziwym ogniem.
Lichwiarz nie kłamał. Arachne nie miała wprawdzie pewności, czy Ugo di Monteverde kiedykolwiek oglądał tę księgę, ale zaklęcia były prawdziwe. W każdym razie tak jej się wydawało. Przyglądała się im ze strachem. Przewracała kilka kart i odkładała księgę, bojąc się głośno wypowiedzieć inkantację. Odważyła się dopiero w nocy. Wyszła do wirydarza. Przymrozek zwarzył resztki kwiatów na grządkach, nieplewionych od śmierci Despiny. Stanęła w kręgu pożółkłej, przegniłej trawy. Wicher pędził po niebie ciężkie chmury, raz po raz przesłaniając księżyc w pełni.
Przełknęła ślinę. Wargi miała suche i spękane.
Otwarła kodeks.
– Zaklinam cię, demonie, który jesteś zapisany na tej karcie – rozpoczęła inkantację. – Przyzywam, przywołuję i rozkazuję poprzez potęgę bożej mocy, poprzez Trony i Władztwa, poprzez Księstwa i Moce, a także poprzez potęgę tej księgi i moje pragnienie. Przybądź na wezwanie! – dokończyła, niemal krzycząc.
Chmury zbiegły się, a potem rozdarły z hukiem. Ostatnim, co zobaczyła, była błyskawica pełznąca po nocnym niebie prosto do niej.
Gorąca kropla ściekła jej z ust, potoczyła się po brodzie. Jęknęła, próbując otworzyć oczy.
– Spokojnie. – Poczuła na czole czyjąś chłodną, szorstką dłoń. – Śpij teraz. Odpoczywaj.
Usłuchała. We śnie demony w ognistych płaszczach nadleciały z wysoka, sponad księżyca, i przysiadły na krawędziach jej łóżka, strasząc pióra jak żar-ptaki.
Obudził ją szczęk garnków i przyciszone sarknięcia. Z wysiłkiem uniosła się na łokciu. Przy kuchni krzątała się stara Gallinetta. Zamieszała drewnianą kopystką w kociołku, zacmokała z aprobatą i odwróciła się ku dziewczynie.
– Obudziłaś się – powiedziała. – To dobrze. Czas po temu najwyższy.
Podeszła do posłania z miską dymiącej zupy.
– Co to?
– Wywar z sadła ropuchy i żmijowego jadu – syknęła przez zęby strega.
Arachne wzdrygnęła się, niemal wytrącając starej z rąk naczynie.
– Leż spokojnie – napomniała ją Gallinetta. – Żartowałam przecież. To rosół z gawronów, na wzmocnienie. Najwyższy świadkiem, że go potrzebujesz.
– Jak…? – wyszeptała Arachne.
– Jak długo? – Strega wykrzywiła się drwiąco i ostrożnie zaczęła ją karmić. – Cztery dni. Wystarczy.
Rosół był tłusty, sycący, choć smakował dziwnie. Zapewne strega dodała do niego jakichś ziół, lecz Arachne nie ośmieliła się o nie spytać.
– Jak się tu znalazłaś?
– A o co pytasz, dziewczyno? – odrzekła szorstko. – Czy przyleciałam na skrzydłach demonów czarnych jak smoła? Nie, weszłam przez furtkę od sąsiada. Benetto powinien lepiej pilnować swojego ogrodu. Jakim sposobem wiedziałam, że leżysz prawie martwa w wirydarzu? Bo nie, co dzień się zdarza, żeby w spokojną noc piorun uderzył w sam środek miasta i spopielił do gołej ziemi cztery ulice. Właśnie tak – dodała, widząc, że Arachne poszarzała na twarzy. – I wiem, dlaczego.
– Czy inni… też odgadli? – spytała z trudem.
– A skąd? – ofuknęła ją strega. – Ledwie zgliszcza przestygły trochę i przestały dymić, jęły baby u studni rozprawiać, jak to Severo głuchą nocką drażnił demona księcia Benedetta di Raperonzola, aż ten zniecierpliwił się wreszcie i smagnął ognistym biczem Brionię.
– Przecież to bzdura – zaprotestowała słabo dziewczyna.
– Czyżby? – Strega odsłoniła w uśmiechu pożółkłe zęby. – Od trzech dni Severo ściąga ludzi i gromadzi w porcie okręty. Ponoć jeszcze przed zimą uderzy na Raperonzolę.
Arachne skuliła się na łóżku.
– Nie wiedziałaś, że nie można przywołać demona, który jest we władaniu innego maga? – spytała po chwili Gallinetta.
– A skąd mogłam wiedzieć?
– Wystarczy posłuchać bardów w gospodzie! – żachnęła się strega. – No, ale ciebie matka nigdy nie posyłała do gospody. Po co miałaś sobie zaprzątać głowę naszymi bajędami? Nie można pochwycić demona, jeśli należy do innego maga. Wszyscy o tym wiedzą.
– Ale nie ja.
– Och, ani twoja matka, ani ty nigdy nie zadałyście sobie trudu, aby poznać nasze zwyczaje. Tyle lat przeżyłyście obok, nic o nas nie wiedząc, a teraz postanowiłaś przywołać i zakląć demona. -Potrząsnęła głową. – Mogłaś zginąć. Mogłaś zabić nas wszystkich. Czy wyciągnęłaś z tego naukę?
Arachne zacisnęła wargi.
– Tak sądziłam – prychnęła strega. – Młodzi nie uczą się szybko. Ale kiedy zechcesz znów spróbować, pamiętaj, że można przyzwać tylko wolnego demona, jednego z tych, co krążą pomiędzy gwiazdami. Jeśli zostanie spętany wcześniej, nie usłucha twojego wezwania, ale jego pan łatwo wyczuje podstęp. Następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia.
Dziewczyna podniosła głowę, tknięta nagłą myślą.
– Skąd w takim razie magowie wiedzą, które z demonów pozostały swobodne?
– Po prostu wiedzą. To sprawy czarodziejów – dodała ostrzej Galinetta. – Ja ci w nich nie pomogę. Mają wielkie spisy wszystkich duchów, jakie kiedykolwiek widziano na Półwyspie. Tych, które po wypełnieniu trzech życzeń uwolniły się spod władzy czarnoksiężnika i uleciały ponad księżyc, oraz tych, które są w służbie magów, uwięzione i związane z materią. Kiedy jeden z książąt wypowiada trzecie życzenie, po jego spełnianiu demon wyrywa się na swobodę. Wtedy inni magowie gromadzą się wokół jak sępy, aby wypróbować własne zaklęcia, bowiem przez moment wiadomo, gdzie dokładnie się demon znajduje, i można go łatwo okiełznać. Są ogromne biblioteki, pełne ksiąg z inkantacjami i wyliczeniami pozycji demonów na niebie. Mnisi z książęcych klasztorów zgłębiają je przez całe życie, aby odkryć duchy, które można przywołać i zakląć. Każdy nowo odkryty demon oznacza sławę i władzę dla swego pana.
– Jak wiele ich jest?
– Tyle, co gwiazd na niebie. Jeszcze więcej może. Dosyć, abyś całe życie wertowała księgi i zaklęcia. Jeśli nie dopisze ci szczęście, nigdy nie odszukasz swobodnego demona. – Położyła na ziemi pustą miskę i splotła ręce na podołku. – Nie zabijesz Severa. Tylko zmarnujesz sobie życie.
– Dlaczego się o to troszczysz?