Выбрать главу

– Zastanów się nad tym, dziewczyno. – Gallinetta roześmiała się piskliwie. – Jesteś taka mądra, nauczyłaś się zakazanych znaków czarodziejów i próbowałaś wezwać demona. Z pewnością, więc odgadniesz, dlaczego stara strega postanowiła uratować ci życie. A teraz dość gadania. Rosół cię wzmocni i zioła też. Zaśnij.

Arachne chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Gallinetta położyła palec na jej wargach i zanuciła chrapliwym głosem kilka taktów kołysanki. Dziewczyna zasnęła, lecz w tej jednej krótkiej chwili pomiędzy snem i jawą wydało się jej, że dach warsztatu rozwarł się ponad łóżkiem, odsłaniając rąbek wygwieżdżonego nieba. Gwiazdy zaczęły się sypać ku niej jak deszcz, a każda była demonem. Lecz gdy opadły już całkiem blisko, znad morza nadleciał wicher, rozpędził je na wszystkie strony i gasił kolejno niczym knoty oliwnych lampek, aż stało się zupełnie ciemno.

Kiedy się ocknęła, w warsztacie nie został ani ślad po starej stredze. Ale Arachne wiedziała już, jak spomiędzy wszystkich demonów znaleźć tego jednego, jaki pozostał wolny. On pomoże jej zabić Severa, syna Ercole, który doprowadził do zagłady Isola di Tutti Venti.

Sirocco. Demon wichru, co służył tylko jednemu panu i przybył na wezwanie Sirocco, aby ocalić najmłodszego z jej synów.

Pomyślała, że nie będzie musiała go pętać. Zresztą nie wiedziałaby nawet, jak to uczynić. Wystarczy, że odnajdzie zaklęcie i zapis pozycji na niebie. Wówczas go przywoła i wywrze zemstę na Severze, choćby cała Brionia miała zniknąć z powierzchni ziemi.

* * *

Nie mogła jednak pójść do Tuillia z pustymi rękami. Trzecia szata zajęła jej niewiele mniej czasu niż poprzednia, choć niekiedy zdawało się jej, że wzór sam wyłania się spod igły, kieruje ściegiem i każe dobierać nowe nici. Ale może po prostu nabrała wprawy.

– Więc znowu jesteś – powitał ją lichwiarz. – Czy tym razem kochanek porzucił cię na dobre i przyszłaś zastawić klejnoty, aby wykarmić czwórkę waszych nieszczęsnych dzieci?

Zignorowała kpinę.

– Mam nowy płaszcz.

– I jak poprzednio chcesz księgę, aby zadziwić swego kochanka?

– Po prostu powiedz, czy masz ją dla mnie – poprosiła ze znużeniem. – Nie chcę tracić czasu na rozmowy.

– Mam. – Lichwiarz popatrzył na nią dziwnymi oczami, podobnymi do dwóch czarnych węgli. – Ale wcześniej ty wyjaw mi jedną rzecz. Dlaczego dziewczyna taka jak ty musi kupować miłość? Każdy inny mężczyzna obsypałby cię prezentami. Dlaczego pragniesz właśnie jego?

Zacisnęła mocno dłonie na sakwie. Przez moment zapiekły ją palce i miała wrażenie, że w środku płaszcz poruszył się niespokojnie, jak żywe stworzenie. Niespodzianie pomyślała o Yannim, roześmianym i radosnym tamtego dnia, kiedy oznajmił jej, że zaciągnął się do armii Severa i wyrusza na wojnę. A także o matce w jej ciężkich, żałobnych szatach, gdy siedziała przy oknie, martwym wzrokiem wpatrując się w bruk Vicolo delle Tessitrici.

– Ponieważ nie mam nikogo prócz niego – odparła, czując, jak łzy napływają jej pod powieki.

Tuillio potrząsnął tylko głową. Ostrożnie rozwinął połę płaszcza. Nie spytał jednak, kim jest młodzieniec w purpurowym mundurze i złotym pasie, ani dlaczego jego oczy połyskują jak lapis-lazuli. Podał dziewczynie księgę i odprawił ją zdawkowym skinieniem głowy. Ale kiedy stała już w drzwiach, odezwał się raz jeszcze z głębi szopy:

– Powiedz mi, jeśli… twój kochanek szuka czegoś szczególnego. Być może będę umiał to znaleźć.

Zawahała się.

– Atlasu nieba – rzekła cicho.

* * *

– Podobnego temu, który kiedyś należał do Sirocco?

Był domyślny. Może nawet zbyt domyślny, jak na lichwiarza z Lido di Capra. Postanowiła jednak odpowiedzieć.

– Tak.

– Spróbuję go dla ciebie odszukać. Ale to może trwać lata. Postarzejesz się i zbrzydniesz, dziewczyno.

– Nauczyłam się już czekać – odparła jeszcze ciszej i zamknęła za sobą drzwi. – Będę cierpliwa.

Nie była to jednak prawda. Kiedy się okazało, że w nowym kodeksie nie ma ani wzmianki o sirocco, Arachne rozpłakała się jak dziecko. Czekały ją długie miesiące pracy, a mimo wszelkich zapewnień nie była cierpliwa. Pory roku przepływały wokół, nie dotykając jej, jakby nie mogły przestąpić progu warsztatu hafciarki. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio patrzyła, jak smuga ciemności nadciąga nad Brionię, od Porta dei Leoni w dół po zboczu góry. Co gorsza, nie umiała sobie wyobrazić, co się stanie z miastem, gdy wreszcie przywoła demona wichru i skłoni go, aby zabił maga, który zamknął Brionię w kopule mroku. Ale nie miało to żadnego znaczenia.

Haftowała, myśląc o wszystkich miejscach, których nigdy nie widziała i zapewne nie zdoła zobaczyć. W snach zwidywała się jej wielka pustynia i czerwonawe skały. Wiedziała, że z tamtej strony nadeszli mnisi w wielbłądzich skórach, aby zabić jej ojca i wypędzić matkę z wysp po drugiej stronie morza. Ale na lnianym płótnie miała na swoje usługi demona o ciele lamparta i mieczu ostrzejszym od ofiarnych noży. I mogła przegnać ich precz.

Skończyła ostatni ścieg w nocy. Przegryzła nitkę i starannie wygładziła płaszcz, ale nie chciała czekać do ranka. Znów była wiosna, czwarta od śmierci Despiny. Fasady gospód i lupanarów jasno oświetlono lampionami w kloszach z pergaminu nasączonego oliwą. Młodzi śmiali się donośnie na placu przy studni. Arachne ominęła ich z daleka, choć jakiś chłopak kiwał do niej, pokrzykując, że ma bukłak pełen słodkiego wina, którym nie pogardziłaby nawet księżniczka.

Nocne powietrze było rozgrzane, przesycone wonią mirtu i lawendy. Arachne nie miała ochoty odpowiadać na zaczepki, skręciła więc w stronę cmentarnego muru. Mieszkańcy Brionii obawiali się zmarłych i po zmroku woleli nie zbliżać się do ich ziemi, ale jej było wszystko jedno.

Podskoczyła, kiedy ktoś pochwycił ją znienacka za połę opończy. Gallinetta siedziała na kamieniu, pod starym cisem.

– Dlaczego jesteś taka uparta? – zapytała strega ze złością. – Tracisz tylko czas. Mogę ci pomóc, jeśli koniecznie chcesz go zabić. Są skuteczniejsze sposoby.

Arachne nic nie odpowiedziała. Nie miała ochoty urazić starej.

– Brzydzą cię moje napary, tak? – Gallinetta zaniosła się przyciszonym rechotem. – Nie chcesz, aby umierał od trucizny? Aby się zadusił własnym językiem, czarnym i opuchniętym od jadu? Kiedy wszystko się skończy, dziewczyno, każdy rodzaj śmierci jest równie dobry. Z serca radzę, chodź ze mną. Pokażę ci zioła rosnące na cmentarzu. Są tak mocne, że nawet Severo się im nie oprze. Trupie ziele, tojad, lulek, czarny mech. I cis, który otwiera ścieżkę zmarłych.

Dziewczyna tylko pokręciła głową.

– Och, są jeszcze inne metody – powiedziała starucha. – Jeśli wolisz demony, mogę je dla ciebie przywabić. Wystarczy utoczyć kilka kropel krwi i zaprosić je w gościnę. Przecież jesteś piękną dziewczyną, świeżą i niewinną. Na pewno jakiś się skusi. Może nawet zabije dla ciebie Severa. Demony nie kochają magów.

– Możesz przywołać dla mnie demona?

– Zaprosić, nie przywołać! – Strega parsknęła ze złością. – Ale demony nie przyjdą, jak długo będziesz na nie czekała z księgami pełnymi magicznych znaków, które mogą je spętać i pozbawić mocy. Jeśli mam ci pomóc, musisz najpierw wrzucić księgi w ogień i zapomnieć o tych mrzonkach. Jesteś kobietą, nie magiem. Powinnaś się trzymać kobiecych sposobów.

Nieopodal jakaś dziewczyna zaśmiała się chrapliwie. W letnie noce cmentarz stawał się miejscem schadzek, choć mnisi srodze piętnowali z ambon ten bezbożny zwyczaj.

– Nie będziesz drugą Sirocco, dziewczyno – powiedziała cicho Gallinetta. – Co roku rzucamy na wodę białe róże, przeklinając jej imię, aby nigdy więcej nie urodziła się strega, która będzie rozkazywała demonom. Severo nie dopuści, abyś wyrosła mu pod samym bokiem. W mieście stworzonym przez jego ojca na znak zwycięstwa nad Duiliem i Sirocco. Prędzej cię zabije. I uczyni to na sposób czarodziejów. Okrutniej, niż umiesz sobie wyobrazić.