Выбрать главу

Ona jednak potrząsnęła tylko głową i uczyniła krok ku kracie zamykającej wyjście.

– Dobranoc, kochanie. Czas spać. Zrozumiał, że nadmierna ciekawość ją uraziła.

– Zostań dłużej – poprosił. – Opowiedz mi coś jeszcze.

Zawahała się.

– O czym?

Gorączkowo szukał czegoś, co jej nie rozdrażni.

– Czy była już kiedyś wojna podobna tamtej z Arimaspi?

– Nie – odpowiedziała natychmiast. – Ale będzie, kiedy powrócą synowie Sirocco.

Zmroziła go łatwość, z jaką wypowiedziała imię przeklętej stregi, ciekawość jednak wnet wyparła strach. Nigdy nie słyszał o potomkach Sirocco.

– Skąd powrócą?

– Z południa i zachodu – odparła śpiewnie – wschodu i północy. Z morza i lądu, z kamienia i ognia. A teraz śnij, kochanie. Śnij.

Powieki zaczęły mu opadać jak zaczarowane. Zanim usnął, zobaczył jeszcze, że metalowe kraty rozwiewają się przed nią jak dym.

Wbrew temu, co powiadają, Rocco nie był okrutniejszy ani bardziej krwiożerczy od innych książąt swego rodu. Zrodzony późno, w jesieni życia ojca, od pierwszych dni wydawał się wątły i chorowity. Nie poświęcano mu, więc wiele uwagi, licząc, że zemrze przedwcześnie, jak się czasami zdarzało nawet w rodach magów, jeśli żywotne siły ojca rozproszyły się pomiędzy wielu synów. Każdy z czarnoksiężników musiał, bowiem stawić czoło nierozwiązywalnemu w istocie dylematowi – czy spłodzić jednego dziedzica, przekazując mu wszelkie moce, które przypadały przyszłemu pokoleniu, czy też pozwolić żyć wielu synom, słabszym wprawdzie, lecz bezpieczniejszym na wypadek wojny czy zarazy. Lękając się, aby tron Brionii nie został bez spadkobierców i nie wpadł w ręce dalszych krewnych, ojciec Rocca wybrał tę drugą ścieżkę i jego żona wydała kolejno na świat trzech chłopców. Wszyscy wyrośli zdrowo, rokując wielkie nadzieje i ciesząc się miłością poddanych, którzy w harmonii książęcej rodziny widzieli odbicie własnego szczęścia. Potem jednak, podczas wojny z piratami z Centoccbio, dwóch książąt wpadło w zasadzkę: powieszono ich na rejach, następnie zaś strącono w morze z kamieniami uwiązanymi do piersi, aby nigdy nie wydobyli się z otchłani.

Zrozpaczony ojciec okrutnie pomścił ich śmierć, spuszczając demony na nadmorskie wioski, które od dawna sprzyjały buntownikom, nie zdołał jednak zamknąć ust tym, którzy szeptali, że oto dziedzictwo Sepera osłabło widać niezmiernie, skoro niemal wyszkoleni magowie pozwalają się pochwycić i potopić jak kocięta. Ze zranionej dumy i gniewu po stracie dzieci książę uczynił rzecz niebywałą i szaloną – stojąc tuż nad grobem i czerpiąc z resztek swojej mocy, spłodził jeszcze jednego syna, Rocca. Ów wysiłek podkopał jego siły tak dalece, że odszedł kilka miesięcy później, przed śmiercią przekazując trud rządów w ręce dworskich hierofantów, jako że nawet starszy z jego synów nie osiągnął jeszcze stosownego wieku, aby panować nad całym krajem.

Aby zrozumieć, kim był Rocco, należy nieustannie pamiętać, że dorastał w czasie zamętu, który nazwano potem l'Anni della Tristezza, Latami Smutku, kiedy na tronie Brionii nie zasiadał żaden władca, a hierofanci niczym zdziczałe psy wyrywali sobie ochłapy władzy. Krewni obu chłopców, oburzeni niezmiernie, że zmarły książę nie wezwał nikogo z nich na pomoc i nie naznaczył regentem na czas małoletniości dziedzica, odsunęli się od nich i zaczęli snuć plany, jak na własną rękę wykorzystać niespodziewaną słabość miasta, które dotychczas władało całym Półwyspem. Prowincje jedna po drugiej odmawiały płacenia trybutu i wysyłania żołnierzy do armii Brionii, naciskane zaś, groziły otwartym buntem. Skoro zabrakło księcia-maga, inni władcy nie przybywali już do cytadeli, by pokłonić się przed najwyższym panem Półwyspu i poprzysiąc mu lojalność oraz pomoc. Hierofanci spoglądali na to bezradnie; żaden z nich nie był wystarczająco silny, by narzucić swoją wolę zbuntowanym, a choćby na krótko nie potrafili zjednoczyć sił. Chcąc wywrzeć jak największy wpływ na pozostałych, toczyli w dusznych korytarzach swoje nieustanne intrygi i wojenki, zupełnie jakby poza cytadelą nie istniał żaden świat.

Nic, więc dziwnego, że nikt nie zadbał o edukację chłopca, którego powszechnie uważano za słabeusza niezdatnego do magii i panowania. Jego brata natomiast nieustannie otaczano przepychem, który w istocie był tylko zasłoną, mającą ukryć nadzór i ubezwłasnowolnienie. Czujnie dobierano mu towarzyszy, najczęściej spomiędzy szarych mnichów, którzy wyrzekają się wszelkiej magii i nie uczestniczą w sprawach czarodziejów, nie mogą, więc okazać się lojalnymi sprzymierzeńcami. Ponieważ pod ich wpływem książę zwrócił się ku sprawom duchowym, nie tylko nie karcono go za owo niecodzienne zainteresowanie, ale wręcz podsycano w nim pobożność stosowną bardziej u mnicha niźli księcia-maga. Zamiast szkolić go w sztuce czarodziejów, zachęcano młodego władcę, by spędzał długie godziny w świątyni, rozmyślając o bogobojnych sprawach, podczas gdy hierofanci rządzili krajem, dzieląc go i łupiąc wedle własnego uznania. Na koniec zaś wybrano mu małżonkę z odległego Orvieto. Wprawdzie pochodziła z rodu o nieposzlakowanej opinii, bogatego w magię, lecz była zbyt młoda i przerażona zaszczytem, który na nią spadł, aby mogła mu naprawdę posłużyć pomocą.

Rocca wszakże pozostawiono samemu sobie. Pozwalano, by włóczył się bezczynnie po korytarzach, zaglądał do pracowni magów, nasłuchiwał ich mamrotań nad wnętrznościami koźlęcia i pomniejszych zaklęć, aż przestraszony chłopiec zmienił się w chudego wyrostka, który trzymał się blisko ścian i nigdy nie podnosił oczu. Zagadnięty, starał się prosto unosić głowę, która zwykle opadała mu na ramię – pozostałość po nieostrożnej piastunce, która upuściła niemowlę na kamienną posadzkę, przez co wątłe kości uległy zniekształceniu na zawsze – i wygłaszał bełkotliwą, niezrozumiałą odpowiedź. Każdej zimy zapadał na zdrowiu i aż do wiosny zanosił się kaszlem, który zdawał się rozrywać jego wynędzniałą postać. Każdej też jesieni hierofanci oczekiwali, że kolejna choroba go zabije. I właśnie, dlatego litościwie pozwolono mu żyć, nie chcąc wyręczać natury w tym, co nieuniknione.

Skoro jednak wkroczył w wiek męski i bez uszczerbku na honorze rodu nie dało się go dłużej pozostawiać bez małżonki, hierofanci wyszukali mu oblubienicę, czyniąc to w sposób pełen zarazem kpiny i okrucieństwa. Benedetta była córką jednego z górskich magów, usadowionego w swej wieży z szarego granitu tuż poniżej Passo dei Lupi. Prócz długich, pszennozłotych warkoczy nie wniosła mężowi w posagu nic, ani bogactwa, ani wiedzy, ani cennych sojuszy. Przybyła do Brionii z dwoma kuframi, w których mieścił się cały jej dobytek, i księgą przestarzałych zaklęć, którą wręczył jej przejęty wspaniałą parantelą ojciec. Ściskała ów kodeks w rękach przez całą długą drogę – stanowił całe jej dziedzictwo – lecz hierofanci zabrali go pierwszego dnia, a potem zaśmiewali się na weselnej uczcie, odczytując zaklęcia i nieuczone zapiski jej ojca, który na darmo usiłował przywoływać wymienione w księdze demony.

Kiedy uczta dobiegła kresu, wśród toastów i sprośnych żartów poprowadzono przelęknionych młodych ku alkowie. Zwykle czynił to ojciec oblubieńca, lecz skoro jego zabrakło, wszyscy hierofanci czuli się w obowiązku sprawdzić, czy właściwie rozścielono loże i czy poduszki są dość miękkie, by nie urazić delikatnej skóry księżniczki. Z kielichami wina w ręku zachęcali Rocca, by się dobrze sprawił w łożnicy, i głośno wychwalali urodę panny młodej, kiedy się w końcu przed nimi obnażyła. Nie odstąpili też od loża, gdy Rocco spełniał swój mężowski obowiązek, głośno komentując jego poczynania i zachęcając do wzmożenia wysiłków. Właśnie tamtej nocy, nie panując zupełnie nad swym nasieniem, Rocco spłodził jedynego syna i dziedzica, nieświadomie i bez rozmysłu wlewając w niego całą moc, jaka na ten cel została przeznaczona.