Выбрать главу

Na szczęście wieśniacy spali, znużeni świętowaniem, więc nikt jej nie zatrzymał. Kiedy skradała się obok szopki, w której uwięziono syrenę, posłyszała słaby, niemal niedosłyszalny dźwięk. Kwilenie albo chlupot – nie umiała rozstrzygnąć. Zawahała się. Potem zaś, doskonale rozumiejąc, że nie powinna tego robić, odemknęła skobel.

Przy drzwiach zawieszono oliwny kaganek, widać w obawie, że mrok wzmocni magiczne moce potwora, więc Sancha mogła się dobrze przyjrzeć zdobyczy. Syrena leżała w wielkiej balii, do połowy wypełnionej wodą. Ręce miała skrępowane w nadgarstkach, wykręcone za głowę i solidną, konopną liną przywiązane do haków w ścianie. Nie walczyła już, wyprężone ciało spoczywało nieruchomo na wodzie. Na dźwięk kroków Sanchy nie uniosła nawet głowy. Oddychała tylko ciężko spoza zasłony poszarpanych, skołtunionych włosów. W usta wepchnięto jej zwitek szmat, aby śpiewem nie przywołała huraganu ani nie sprowadziła na wioskę morskich monstrów.

Sancha nie była jednak pewna, czy syrena zdołałaby w ogóle wydać głos. Srebrzystozłota łuska jej ogona poszarzała i wyblakła, skórę pokrywały krwawe wybroczyny, ślady razów i rany po haczykach. Ogon drgał spazmatycznie, a woda w balii była różowa od posoki. Kiedy dziewczynka podeszła całkiem blisko, zobaczyła, że bladoszara skóra na brzuchu potwora porusza się i faluje nieustannie.

Odskoczyła, przestraszona, że na jej oczach syrena przemieni się w inne monstrum i zerwie więzy. Ale kiedy tamta wygięła się w łuk i wydała kolejne, bolesne stęknięcie, dziewczynka zrozumiała, co się dzieje. Całkiem niedawno słyszała te same dźwięki w chacie Niny.

Syrena rodziła.

Zafascynowana, Sancha przyglądała się, jak ciałem monstrum targają kolejne skurcze. Krew rozchodziła się w wodzie ciemnymi kłębami, ogon z pluskiem uderzał o powierzchnię. Wreszcie przykucnięta obok balii dziewczynka zobaczyła główkę dziecka. Syrena odrzuciła głowę do tyłu. Twarz miała czerwoną z wysiłku, w oczach – błaganie tak intensywne, że Sancha aż się cofnęła. Małe syreny wyślizgnęło się do wody, wciąż połączone z matką czerwoną nicią pępowiny. Było brzydkie, umazane śluzem i krwią. Zamachało ogonem, rozpaczliwie usiłując wydobyć się na powierzchnię i zaczerpnąć oddechu. Sancha z wahaniem podtrzymała jego główkę. Zakwiliło słabo, zupełnie jak ludzki noworodek. Głowa syreny opadła na bok, pod wodę, i znieruchomiała. Długie włosy rozsypały się na powierzchni. Nie żyła. Dziecko płakało coraz głośniej.

– Cicho. – Niezdarnie zaczęła je kołysać.

Nie miała nic, aby przeciąć pępowinę, więc przegryzła ją, a potem, jak we śnie, przeszła przez próg. Nie trudziła się zamykaniem skobla. Tak czy inaczej, syrena zdołała wymknąć się z uwięzi. Wyszła na pustą plażę. Morze ciepłą falą omyło jej stopy. Dziecko syreny oddychało spokojnie w jej ramionach. Nie wiedziała, co dalej uczynić. Czy może wystarczy, że położy noworodka na powierzchni, a woda uniesie go dalej, do swoich? Czy też powinna znaleźć sposób, aby przywołać syreny i oddać im dziecko? Czy może ukryć gdzieś na brzegu, aby potwory odnalazły je o poranku? Na niebie słabo połyskiwały gwiazdy. Stała z dzieckiem w ramionach, czekając na przypływ.