Выбрать главу

Poza tym, Consu wcale nie ukrywali się za swoją tarczą osłonową. Po prostu mieli do odprawienia tyle przedbitewnych rytuałów, że nie chcieli, żeby przeszkadzały im w tym tak niewygodne zjawiska jak pociski, wiązki jakiś cząstek czy ładunki wybuchowe. Tak naprawdę nic tak nie cieszyło Consu jak stoczenie dobrej walki. Nie mieli nic przeciwko takim pomysłom jak wylądowanie na jakiejś planecie, osiedlenie się tam, i prowokowanie tubylców do walki, mającej na celu wypędzenie Consu.

Tak było i tym razem. Consu w żadnym razie nie byli zainteresowani skolonizowaniem tej planety. Rozwalili w kawałki założoną przez ludzi kolonię tylko po to, żeby dać w ten sposób KSO do zrozumienia coś w rodzaju — jesteśmy w okolicy i szukamy jakiejś akcji. Consu nie można było zignorować, po prostu zabijali kolonistów, dopóki nie pojawił się ktoś, z kim mogliby walczyć w sposób sformalizowany. Nigdy nie wiadomo, kiedy uznają wyzwanie za wystarczające z przyczyn formalnych. Po prostu posyła się partiami coraz więcej żołnierzy aż do momentu, kiedy posłaniec Consu wyjdzie poza tarczę i zapowie bitwę.

Poza ich potężną, nieprzenikalną tarczą osłonową, technika wojenna Consu była na podobnym poziomie, co nasza. Nie było to tak zachęcające, jak możecie sobie pomyśleć. Z wszelkich doniesień o bitwach, które Consu toczyli z przedstawicielami innych ras wynikało, że Consu zawsze dysponowali podobnej klasy uzbrojeniem jak ich przeciwnicy. Prawdopodobnie Consu nie uprawiali wcale sztuki wojennej, tylko rodzaj sportu. Trochę podobnego do gry w piłkę, z tym że zamiast stadionu pełnego widzów, tutaj jedyną widownią były stosy zarżniętych kolonistów.

Nie można było rozpocząć ataku na Consu. Cały zajęty przez nich teren chroniony był tarczą osłonową. Energii dla tej osłony dostarczał towarzyszący macierzystemu słońcu Consu biały karzeł, który został w całości zamknięty w pewnego rodzaju mechanizmie zbierającym energię, dzięki czemu cała energia białego karła generowała pole osłonowe. Realistycznie rzecz ujmując, nie pogrywa się z kimś, kto potrafi zrobić takie rzeczy. Ale kodeks honorowy Consu był dość dziwaczny; jeśli wygra się z nimi bitwę, to opuszczają planetę i nigdy więcej na nią nie wracają. Tak, jakby bitwa była szczepionką, a my lekami przeciwwirusowymi.

Wszystkie te informacje zawierała baza danych naszej misji. Nasz dowódca, porucznik Keyes, przed bitwą kazał nam do niej wejść i poczytać na ten temat. Fakt, że Watson nie wiedział nic o Consu świadczył o tym, że nie przeczytał żadnego z raportów. Nie zaskoczyło mnie to zupełnie, ponieważ od pierwszej chwili sprawił na mnie wrażenie pewnego siebie ignoranta, zarozumiałego sukinsyna, który może doprowadzić do śmierci swojej lub swoich współtowarzyszy z oddziału. Moim problemem było to, że byłem jego współtowarzyszem z oddziału.

Consu rozłożył swoje tnące ramiona — najprawdopodobniej wyspecjalizowane w pewnym momencie ewolucji do rozprawiania się z jakimś niewyobrażalnie przerażającym stworzeniem z ich macierzystej planety — a spod nich wyciągnął ku niebu bardziej przypominające ludzkie ręce przednie kończyny.

— Zaczyna — powiedziała Viveros.

— Mógłbym go teraz bardzo łatwo zdjąć — westchnął Watson.

— Zrób to, a sama cię zastrzelę — powiedziała Viveros.

Przez niebo przetoczył się potężny, przeciągły grzmot, jakby sam Bóg Ojciec wystrzelił ze swojego karabinu; po którym rozległ się dźwięk przywodzący na myśl piłę łańcuchową rozcinającą zrobiony z blachy dach. Consu śpiewał. Za pomocą Dupka przetłumaczyłem jego pieśń od samego początku:

Spójrzcie, przeciwnicy, którzy dostąpiliście honoru Jesteśmy instrumentami waszej radosnej śmierci. Na swoje sposoby pobłogosławiliśmy was, Duch najlepszych spośród nas uświęcił naszą bitwę. Będziemy was chwalić przechodząc pośród was I opiewać wasze dusze, zbawione, dla ich nagrody. Nie jest waszym losem urodzić się pośród Ludu, Więc nakierujemy was na ścieżkę, która prowadzi do odkupienia. Bądźcie dzielni i walczcie zaciekle, Żebyście mogli odrodzić się w naszej owczarni Błogosławiona bitwa uświęca tę ziemię I wszyscy którzy tu umierają i rodzą się są od tej pory wybawieni.

— Cholera, ale głośno — powiedział Watson, wciskając do lewego ucha palec i przekręcając go. Raczej wątpliwe było, że chciało mu się włączyć translatora.

— Chryste to nie jest wojna, ani mecz piłki nożnej — powiedziałem do Viveros. — To jest chrzest.

Viveros wzruszyła ramionami.

— KSO myśli inaczej. Oni zaczynają w ten sposób każdą bitwę. Zdaniem KSO to odpowiednik hymnu narodowego. Taki rodzaj rytuału. Patrzcie, wyłączają tarczę osłonową. — Wskazała na tarczę, która właśnie zaczęła migotać na całej swojej długości.

— W samą, kurwa, porę — powiedział Watson. — Właśnie miałem zamiar się zdrzemnąć.

— Posłuchajcie mnie obaj — powiedziała Viveros. — Zachowajcie spokój, nie rozpraszajcie się, i trzymajcie swoje dupy przy ziemi. Mamy tutaj dogodną pozycję. Porucznik chce, żebyśmy stąd wystrzelali tych drani, kiedy będą schodzić w dół. Nic szczególnie błyskotliwego — po prostu trzeba strzelać im w tułów. Tam są ich mózgi. Jeśli uda nam się jak najwięcej ich zlikwidować na początku, tym mniej będziemy mieli zmartwień później. Używamy tylko nabojów karabinowych, żeby starczyło nam amunicji na jak najdłużej. I żadnego gadania, porozumiewamy się tylko za pomocą MózGościów. Wszystko jasne?

— Jasne — powiedziałem.

— Jasne jak kurwa Supernowa — powiedział Watson.

— Świetnie — powiedziała Viveros. Tarcza w końcu została ostatecznie wyłączona. Przestrzeń oddzielająca ludzi i Consu natychmiast zapełniła się dymnymi śladami silników pocisków rakietowych, które od wielu godzin czekały wycelowane w stanie gotowości. Po wstrząsających hukach ich eksplozji natychmiast rozległy się ludzkie krzyki i metaliczne ryki Consu. Przez kilka sekund była tylko cisza i dym; potem ciszę rozdarł długi, wysoki dźwięk, wydany przez Consu, którzy ruszyli w kierunku pozycji zajmowanych przez ludzi. Ludzie z kolei, ze swoich pozycji starali się wystrzelać jak najwięcej Consu, zanim fronty obu wrogich formacji zderzą się ze sobą.

— No to zaczynamy — powiedziała Viveros. Po czym podniosła swój Wuzet, wycelowała go w jednego z widocznych w oddali Consu, i zaczęła strzelać. Za jej przykładem cała reszta oddziału otworzyła ogień.

* * *

Jak przygotować się do bitwy.

Najpierw należy dokonać sprawdzenia systemów swojego karabinu piechoty WZ-35. To najłatwiejsza część przygotowań; WZ-35 ma zdolności dokonywania samodiagnozy i samonaprawy, w razie potrzeby może użyć materiału z bloku amunicyjnego do wykonania koniecznych części zamiennych. Jedynym sposobem zniszczenia WZ-35 jest umieszczenie go w strumieniu wylotowym silników rakietowych manewrującego statku kosmicznego. Zresztą, gdyby w takiej sytuacji było się dołączonym do swojego karabinu, miałoby się na głowie inne problemy niż utrata broni.

Potem trzeba ubrać swój kostium bojowy. Jednoczęściowy, samouszczelniający się kostium bojowy zakrywa całe ciało oprócz twarzy. Został stworzony po to, żebyś na czas trwania bitwy mógł zapomnieć o swoim ciele. Jego stworzona z mikrorobotów „tkanina” przepuszcza światło, by umożliwić skórze fotosyntezę i reguluje bilans cieplny organizmu; na arktycznym lodowcu i na piachach Sahary twoje ciało czuje się tak samo, zmienia się tylko sceneria wokół niego. Jeśli jednak w jakiś sposób uda ci się spocić, twój kostium wchłonie pot, przefiltruje go i przechowa wodę do momentu, kiedy będziesz mógł przelać ją do manierki. W ten sam sposób można postępować z moczem. Defekacja w kostiumie bojowym jest, oględnie rzecz ujmując, niewskazana.