Выбрать главу

Potem insurekcja wśród neoszympansów ułatwiła armii wysunięcie się na plan pierwszy. Teraz Suzeren Wiązki i Szponu zmierzał szybko, w niepowstrzymany sposób, ku prymatowi.

Zbliżające się pierzenie napełniało Suzerena Poprawności złymi przeczuciami. Podobne wydarzenia powinny być triumfalne i nieprześcignione, nawet dla pokonanych. Pierzenia były momentami odnowy oraz seksualnego spełnienia gatunku. Miały też reprezentować krystalizację linii politycznej — consensus odnośnie do prawidłowego kierunku akcji.

Tym razem jednak consensusu było niewiele bądź też nie było go wcale. Coś w tym pierzeniu doprawdy było bardzo nie w porządku.

Jedyną rzeczą, co do której wszyscy trzej suzerenowie zgadzali się ze sobą, było to, że bocznika hiperprzestrzennego trzeba użyć dla jakiegoś rodzaju wspomaganiowej ceremonii. Gdyby w tym momencie postąpili inaczej, równałoby się to samobójstwu. Poza tym punktem jednak ich drogi rozchodziły się. Ich nieustanne spory zaczęły wpływać na całą ekspedycję. Co bardziej religijni spośród żołnierzy Szponu wszczynali sprzeczki ze swymi towarzyszami. Biurokraci, którzy byli żołnierzami w stanie spoczynku, brali stronę swych dawnych kolegów w sporach o wydatki logistyczne lub popadali w przygnębienie, gdy szef zmieniał ich decyzje. Nawet pomiędzy kapłanami często dochodziło do sporów, choć powinna wśród nich panować jednomyślność.

Kapłan dopiero niedawno odkrył, do czego może doprowadzić rozbicie na frakcje. Podziały posunęły się już tak daleko, że doprowadziły do zdrady! Cóż innego mogłoby wytłumaczyć fakt kradzieży jednego z gatunkowych przywódców szympansów?

Teraz Suzeren Kosztów i Rozwagi nalegał, by przyznano mu prawo współdecydowania o wyborze nowego samca. Niewątpliwie to biurokrata był odpowiedzialny za „ucieczkę” owego Fibena Bolgera! Cóż to było za obiecujące stworzenie! Teraz z pewnością zamieniono je już w parę i popioły.

Nie było rzecz jasna sposobu na to, by mógł udowodnić winę w tej sprawie któremuś z konkurencyjnych suzerenów.

Przyboczny Kwackoo podszedł do niego i przyklęknął. W wyciągniętym dziobie trzymał sześcian danych. Po otrzymaniu zezwolenia wcisnął nagranie do odtwarzacza.

W pomieszczeniu zrobiło się ciemniej. Suzeren Poprawności wpatrzył się w zarejestrowany przez kamerę obraz ukazujący lejący deszcz i ciemność. Zadrżał mimo woli. Nie podobało mu się brzydkie, wilgotne i obskurne miasto dzikusów.

Obraz przesunął się nad zabłoconym obszarem ciemnego zaułka… ukazała się rozbita buda z drutu i drewna, w której trzymano terrańskie ptaki domowe… stos mokrego ubrania leżący przy nieczynnej fabryce… ślady stóp prowadzące do zdeptanego obszaru błota w pobliżu poobijanego i wykrzywionego płotu… dalsze ślady niknące w zamazanym pustkowiu…

Wnioski były dla suzerena oczywiste, zanim raport badaczy dobiegł końca.

Samiec neoszympansa dostrzegł zastawioną na niego pułapkę! Wyglądało na to, że ucieczka mu się powiodła!

Suzeren odtańczył na swej grzędzie serię drobiących kroczków o starożytnym pochodzeniu.

— Szkoda, uszczerbek, straty jakie poniósł nasz program są poważne. Nie są jednak, mogą nie być nie do naprawienia!

Na jego gest świta Kwackoo podążyła za nim. Pierwszy rozkaz suzerena był niedwuznaczny.

— Musimy zwiększyć, wzmocnić, poprawić nasze zaangażowanie, nasze bodźce. Powiedzcie samicy, że się zgadzamy, wyrażamy zgodę, przychylamy do jej prośby.
— Może się udać do Biblioteki.

Przyboczny pokłonił się, a pozostali Kwackoo zanucili:

— Zuuum!

69. Rząd na wygnaniu

Obraz w holozbiorniku zniknął, gdy międzygwiezdny przekaz dobiegł końca. Światła zapaliły się i członkowie Rady popatrzyli na siebie zakłopotani.

— Co… co to oznacza? — zapytał pułkownik Maiven.

— Nie jestem pewien — odparł komandor Kylie. — Jest jednak jasne, że Gubru coś knują.

Administrator kryjówki Mu Chen zabębniła palcami po stole.

— To najwyraźniej byli urzędnicy Instytutu Wspomagania. Wygląda na to, że najeźdźcy planują jakiś rodzaj wspomaganiowej ceremonii i zaprosili świadków.

Tyle przynajmniej jest oczywiste — pomyślała Megan.

— Czy sądzicie, że ma to coś wspólnego z tą tajemniczą konstrukcją na południe od Port Helenia? — zapytała. Obiekt ten był ostatnio przedmiotem wielu dyskusji.

Pułkownik Maiven skinął głową.

— Przedtem nie byłem skłonny przyznać, że to możliwe, teraz jednak muszę powiedzieć „tak”. Odezwał się szymski członek Rady.

— Dlaczego mieliby urządzać ceremonię wspomaganiową dla Kwackoo tutaj, na Garthu? To nie ma sensu. Czy wzmocniłoby to uzasadnienie ich pretensji do naszej dzierżawy?

— Wątpię w to — odparła Megan. — Może… może ta ceremonia wcale nie jest dla Kwackoo.

— W takim razie dla kogo? Megan wzruszyła ramionami.

— Wygląda na to, że przedstawiciele Instytutu Wspomagania również nic nie wiedzą — zauważył Kylie. Zapadła długa cisza. Ponownie przerwał ją Kylie.

— Jak sądzicie, jakie znaczenie ma fakt, że rzecznikiem był człowiek? Megan uśmiechnęła się.

— Najwyraźniej miało to być prztyczkiem dla Gubru. Mógł on być jedynie uczniem szkolącym się na młodszego urzędnika w lokalnej filii Instytutu Wspomagania, lecz fakt, że wysunięto go przed Pilanina, Z’Tanga i Serentinkę oznacza, że z Ziemią jeszcze nie koniec i że pewne siły pragną przypomnieć o tym Gubru.

— Hm. Pilanin. To twardzi goście. Członkowie sorańskiego klanu. Fakt, że człowiek jest rzecznikiem, może być obelgą dla Gubru, nie stanowi jednak gwarancji, że z Ziemią wszystko w porządku.

Megan zrozumiała, co miał na myśli Kylie. Jeśli Soranie zdobyli teraz dominację nad ziemskim obszarem przestrzeni, nadciągały ciężkie czasy.

Ponownie zapadła przeciągająca się cisza. Wreszcie odezwał się pułkownik Maiven.

— Wspominali o boczniku hiperprzestrzennym. To kosztowne urządzenie. Gubru muszą przywiązywać do tej ceremonii wielką wagę.

To fakt — pomyślała Megan, zdając sobie sprawę, że Radzie przedstawiono wniosek. Tym razem — zrozumiała — trudno będzie usprawiedliwić trzymanie się zdania Uthacalthinga.

— Czy proponuje pan cel, pułkowniku?

— Z pewnością tak, pani koordynator — Maiven wyprostował się i spojrzał jej w oczy. — Uważam, że to jest okazja, na którą czekaliśmy.

Wszyscy za stołem skinęli głową na znak zgody.

Głosują pod wpływem nudy, frustracji i czystej klaustrofobii — zdała sobie sprawę Megan. — Mimo to, czy faktycznie nie jest to cudowna okazja, którą należy wykorzystać, by jej nie utracić na zawsze?

— Nie będziemy mogli zaatakować, gdy przybędą już emisariusze z Instytutu Wspomagania — podkreśliła. Dostrzegła, że wszyscy rozumieją, jak bardzo jest to ważne. — Niemniej zgadzam się, że może istnieć okres szansy, podczas którego można będzie dokonać uderzenia.