„Roślina” mówiła w bezbłędnym anglicu! Gailet zapuściła wzrok w zaokrąglone, cebulkowate listowie ozdobione srebrzystymi okruszynami, które dzwoniły delikatnie, gdy stworzenie się poruszało. Brązowy pień przechodził na dole w gruzłowate korzonki, które były ruchome, co pozwalało istocie posuwać się powolnym, niezgrabnym, powłóczystym krokiem.
To Kanten — zdała sobie sprawę. — Oczywiście, Instytut zapewnił Bibliotekarza.
Roślinorozumni Kantenowie byli starymi przyjaciółmi Ziemi. Jeden z nich pełnił funkcję doradcy Rady Terrageńskiej już od pierwszych dni po Kontakcie, pomagając ludzkim dzikusom odnajdywać drogę przez skomplikowaną, niebezpieczną dżunglę galaktycznej polityki i zdobyć od razu status opiekunów niezależnego klanu. Mimo to Gailet powściągnęła swój odruch przypływu nadziei. Przypomniała sobie, że ci, którzy wstępowali na służbę do Wielkich Instytutów Galaktycznych, powinni porzucić wszelką uprzejmą lojalność, nawet dla własnych linii, na rzecz świętszej misji. Bezstronność była najlepszą rzeczą, na którą mogła tutaj liczyć.
— Hmm, tak — odparła pamiętając, by się pokłonić. — Chcę odszukać informacje o Ceremoniach Wspomaganiowych.
Małe, przypominające dzwonki przedmioty — zapewne aparat zmysłowy stworzenia — wydały z siebie brzęk, który zdawał się niemal wyrażać rozbawienie.
— To bardzo rozległy temat, proszę pani.
Spodziewała się podobnego stwierdzenia i miała przygotowaną odpowiedź. Mimo to denerwująca była rozmowa z istotą rozumną nie mającą niczego, co choćby w przybliżeniu przypominało twarz.
— W takim razie zacznę od prostego przeglądu ogólnego, jeśli pan pozwoli.
— Bardzo proszę. Stanowisko dwudzieste drugie jest przystosowane do wykorzystania przez ludzi i neoszympansy. Proszę się tam udać i poczuć się jak u siebie w domu. Wystarczy podążyć za niebieską linią.
Gailet odwróciła się i dostrzegła, że tuż obok uformował się migotliwy hologram. Wydawało się, że błękitny szlak unosi się w przestrzeni, omijając podium i prowadząc ku odległemu narożnikowi komnaty.
— Dziękuję — powiedziała cicho Gailet.
Gdy podążyła za przewodnim szlakiem, wydało się jej, że słyszy za sobą dźwięk dzwoneczków u sań.
Stanowisko dwudzieste drugie przypominało starą, sympatyczną piosenkę. Krzesło, biurko i worek z fasolą znajdowały się naprzeciwko standardowej holokonsoli. były tu nawet dobrze znane wersje studni danych i pisaków, wszystkie zgrabnie ułożone na półce. Gailet usiadła za biurkiem, czując wdzięczność. Obawiała się, że będzie zmuszona stać jak bocian, wyciągając szyję, by skorzystać z gubryj-skiego stanowiska bibliotecznego.
I tak zresztą czuła podenerwowanie. Podskoczyła lekko, gdy ekran zapalił się z cichym „trzask”. Jego środek wypełnił anglicki tekst: PROŚBY O DOSTROJENIE MOŻNA FORMUŁOWAĆ USTNIE. ZAMÓWIONY PRZEGLĄD POMOCNICZY ROZPOCZNIE SIĘ NA PANI SYGNAŁ.
— Przegląd pomocniczy… — mruknęła Gailet. Najlepiej jednak będzie zacząć od najłatwiejszego poziomu. Nie tylko zagwarantuje to, że nie zapomni o jakimś kluczowym, fundamentalnym fakcie, lecz również powie jej, co sami Galaktowie uważają za najbardziej podstawowe.
— Proszę zacząć — powiedziała.
Boczne ekrany rozjarzyły się obrazami przedstawiającymi twarze, twarze innych istot znajdujących się na światach odległych zarówno w przestrzeni, jak i w czasie.
— Gdy natura wydaje z siebie nowy przedrozumny gatunek, raduje się całe społeczeństwo galaktyczne, wtedy bowiem rozpoczyna się przygoda Wspomagania…
Szybko powróciły do niej stare nawyki. Z łatwością zanurzyła się w strumieniu informacji, pijąc ze źródła wiedzy. Jej studnia danych wypełniła się notatkami i odsyłaczami. Wkrótce straciła wszelkie poczucie upływu czasu.
Na blacie biurka pojawiło się jedzenie. Gailet nawet nie zauważyła, w jaki sposób przybyło. Pobliskie pomieszczenie umożliwiło jej załatwienie innych potrzeb, gdy zew natury stawał się zbyt natarczywy, by mogła go zignorować.
Podczas niektórych okresów galaktycznej historii Ceremonie Wspomaganiowe miały niemal czysto formalny charakter. Gatunki opiekunów byty odpowiedzialne za ogłaszanie, że ich podopieczni spełniają wymagania i po prostu wierzono na słowo, że tak jest w istocie. Istniały jednak inne epoki, podczas których rola Instytutu Wspomagania była znacznie większa, jak na przykład w czasach Sumubulumskiej Merytokracji, gdy cały proces we wszystkich przypadkach znajdował się pod jego bezpośrednim nadzorem.
Obecna era sytuuje się gdzieś pomiędzy tymi ekstremami. Uwypukla się odpowiedzialność opiekunów, lecz ingerencja Instytutu waha się między stopniem umiarkowanym a znacznym. Jego rola uległa zwiększeniu od czasu serii wspomaganiowych niepowodzeń czterdzieści do sześćdziesięciu tysięcy GJR temu (przypis na dole strony: GJR = Galaktyczna Jednostka Roczna — około czternastu ziemskich miesięcy), które doprowadziły do kilku poważnych i kłopotliwych katastrof ekologicznych (zob: G’Ukehesh, Bururalli, Sstienn, Muhum8). Obecnie opiekun nie może sam zaświadczyć o rozwoju swego podopiecznego, lecz musi zezwolić na ścisłą obserwację w wykonaniu Nadzorcy Stadium oraz Instytutu Wspomagania.
Ceremonie Wspomaganiowe są aktualnie czymś więcej niż tylko odbywanymi dla zachowania formy uroczystościami. Służą również dwóm innym istotnym celom. Po pierwsze, pozwalają na poddanie przedstawicieli podopiecznego gatunku testom w ściśle kontrolowanych warunkach i pod silną presją, co ma przekonać Instytut, że gatunek gotów jest do przyjęcia praw i obowiązków odpowiednich dla następnego Stadium. Ponadto ceremonia daje podopiecznym okazję do wybrania nowego nadzorcy dla kolejnego Stadium, który będzie czuwał nad przebiegiem procesu i, jeśli okaże się to konieczne, wstawiał się za nimi.
Kryteria używane podczas testów zależą od stopnia rozwoju, który osiągnął gatunek podopieczny. Wśród innych ważnych czynników znajdują się: typ żemości (np. mięsożerny, roślinożerny, samożywny czy ergogeniczny), modalność poruszania się (np. chodzący na. dwóch lub czterech nogach, ziemnowodny, toczący się lub osiadły), technika mentalna (np. skojarzeniowa, ekstrapolacyjna, intuicyjna, holograficzna albo nulutatywna)…
Gailet przebijała się powoli przez ten „pomocniczy” materiał. Była to dosyć ciężka harówka. Ta filia Biblioteki będzie potrzebowała trochę nowych programów tłumaczących, by szym z ulicy Port Helenia był w stanie skorzystać z tej rozległej skarbnicy wiedzy. Zakładając, że szare szeny i szymki kiedykolwiek otrzymają podobną szansę.
Niemniej był to wspaniały budynek — znacznie, znacznie większy niż mała, żałosna filia, którą mieli dotąd. Ponadto, w przeciwieństwie do La Paź, nie było tu nieustannego harmideru wywoływanego przez tysiące rozgorączkowanych użytkowników wymachujących kwitami priorytetu i użerających się o okna czasowe dostępu. Gailet czuła się tak, jakby mogła pogrążyć się w tym miejscu na miesiące i lata, chłonąc i chłonąc wiedzę, aż zaczęłaby ona wyciekać przez pory jej skóry.
Na przykład natknęła się na adnotację mówiącą o tym, jak wprowadzono specjalne zarządzenia pozwalające na Wspomaganie wśród kultur maszyn, a także krótki, prowokujący paragraf o gatunku wodorodysznych, który dokonał secesji z ich tajemniczej, równoległej cywilizacji i naprawdę wystąpił o członkostwo w społeczeństwie galaktycznym. Gorąco pragnęła podążyć tym fascynującym tropem — podobnie jak wieloma innymi — wiedziała jednak, że po prostu brak jej czasu. Musiała się skoncentrować na zasadach dotyczących dwunogich, ciepłokrwistych, wszystkożernych podopiecznych Stadium Drugiego, o mieszanych zdolnościach mentalnych. Nawet to dało jej zastraszająco długą listę pozycji do przeczytania.