Выбрать главу

Trzeba ją ograniczyć — pomyślała. Spróbowała więc skupić się na ceremoniach, które odbywały się w warunkach sporu lub podczas wojny. Nawet po tak znacznym zawężeniu była to ciężka harówka. Wszystko było takie skomplikowane! Ignorancja, którą jej rasa dzieliła ze swym klanem, przyprawiała o rozpacz.

…bez względu na to, czy zgodę na współudział wyrażono z góry, może ona zostać i zostanie potwierdzona przez Instytut na zasadach biorących pod uwagę metody rozsądzania uważane za tradycyjne przez dwie lub więcej wplątanych w spór stron…

Gailet nie pamiętała chwili, gdy zasnęła na worku z fasolą. Na pewien czas jednak stał się on dla niej tratwą unoszącą się na mrocznym morzu, które kołysało się w rytm jej oddechu. Po chwili wydało się jej, że otoczyły ją mgły, które skupiły się w czarno-biały senny krajobraz niewyraźnych, groźnych kształtów. Widziała zniekształcone obrazy umarłych — rodziców i biednego Maxa.

— Mm-mm, nie — mruknęła. W pewnej chwili szarpnęła się ostro. — Nie!

Zaczęła się dźwigać, wydobywać z drzemki. Jej powieki zatrzepotały. Przylegały jeszcze do nich postrzępione fragmenty snów. Wydało się jej, że unosi się nad nią Gubru, trzymający w ręku tajemnicze urządzenie, przypominające te, którymi sondowano i badano ją i Fibena. Ów obraz zamigotał jednak i rozpadł się, gdy ptaszysko nacisnęło guzik w swej maszynie. Gailet osunęła się do tyłu. Wyobrażenie Gubru połączyło się z wieloma innymi ułudami, które niepokoiły jej sen.

Okres marzeń sennych minął i oddech Gailet uspokoił się w powolnym cyklu głębokiego uśpienia.

Obudziła się dopiero w jakiś czas później, gdy niewyraźnie poczuła rękę głaszczącą jej nogę. Następnie chwyciła ją ona za kostkę i pociągnęła mocno.

Gailet zaparło dech. Usiadła pośpiesznie, zanim jeszcze zdołała skupić spojrzenie. Serce jej waliło. Po chwili odzyskała wzrok i ujrzała dużego szyma, który przykucnął obok. Jego ręka spoczywała na jej nodze, zaś uśmiech dawał się natychmiast rozpoznać. Nawoskowane wąsy w kształcie kierownicy od roweru były jedynie najbardziej powierzchownym z wielu atrybutów, których nauczyła się nie znosić.

Wyrwano ją ze snu tak nagle, ze musiała upłynąć chwila, zanim odzyskała zdolność mowy.

— Co… co ty tu robisz? — zapytała zgryźliwym tonem, wyszarpując nogę z jego uścisku. Wydawało się, że Irongripa to rozbawiło.

— No nie, czy tak się mówi „cześć” komuś tak ważnemu dla ciebie, jak ja?

— Faktycznie, dobrze spełniasz swoje zadanie — przyznała. — Jako zły przykład!

Potarła oczy i usiadła.

— Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Dlaczego zawracasz mi głowę? Twoi niekompetentni nadzorowani nie mają już za zadanie nikogo pilnować.

Mina szena skwaśniała tylko odrobinę. Najwyraźniej coś napawało go radością.

— Och, właśnie pomyślałem sobie, że powinienem wpaść do Biblioteki, żeby się trochę pouczyć, tak samo jak ty.

— Ty masz się uczyć? Tutaj? — roześmiała się. — Musiałam dostać na to specjalne pozwolenie od suzerena. Nie powinieneś nawet…

— No więc, to są dokładnie te słowa, których miałem zamiar użyć — przerwał jej. Gailet mrugnęła.

— Co takiego?

— To znaczy, miałem ci powiedzieć, że suzeren kazał mi tu przyjść i uczyć się z tobą. Ostatecznie partnerzy powinni się dobrze poznać, zwłaszcza jeśli mają wystąpić wspólnie jako reprezentanci gatunku.

Gailet w słyszalny sposób zaczerpnęła tchu.

— Ty…? — zakręciło się jej w głowie. — Nie wierzę ci! Irongrip wzruszył ramionami.

— Nie powinnaś być taka zaskoczona. Wyniki moich testów genetycznych znajdują się wysoko w górnych dziesięciu procentach niemal na całej tablicy… z wyjątkiem dwóch czy trzech nieistotnych kategorii, które w ogóle nie powinny się liczyć.

W to Gailet mogła z łatwością uwierzyć. Irongrip był niewątpliwie inteligentny i zaradny, zaś jego anormalną siłę Urząd Wspomagania mógł jedynie uznać za zaletę. Czasem jednak cena była po prostu zbyt wysoka.

— Znaczy to tylko tyle, że twoje odrażające właściwości muszą być jeszcze gorsze, niż sobie wyobrażałam.

Szen odchylił się do tyłu i wybuchnął śmiechem.

— Och, przypuszczam, że według ludzkich standardów masz rację — zgodził się. — W myśl tych kryteriów większości nadzorowanych nie powinno się nawet pozwolić zbliżać do szymek i dzieci! Niemniej standardy się zmieniają. Teraz ja mam szansę na wprowadzenie nowego stylu.

Gailet poczuła dreszcz. Dopiero zaczęło do niej docierać, do czego zmierza Irongrip.

— Jesteś kłamcą!

— Przyznaję się. Mea culpa — udał, że bije się w pierś. — Nie skłamałem jednak mówiąc, że wchodzę w skład ekipy testowej, wraz z kilkoma z moich kumpli. Widzisz, zaszły pewne zmiany od chwili, gdy twój mały maminsynek i pupilek nauczycielski uciekł do dżungli z naszą Sylvie.

Gailet pragnęła splunąć.

— Fiben jest dziesięć razy lepszym szenem od ciebie, ty atawistyczna pomyłko! Suzeren Poprawności nigdy nie wybrałby ciebie na jego miejsce!

Irongrip uśmiechnął się i uniósł w górę palec.

— Aha. W tym właśnie punkcie nie rozumiemy się nawzajem. Widzisz, ty i ja mówimy o dwóch różnych ptakach.

— Różnych… — Gailet wciągnęła powietrze. Jej dłoń zakryła rozpięty kołnierzyk koszuli. — Och, Goodall!

— Zgadza się — odparł, kiwając głową. — Jest z ciebie mała, bystra, arystofreniczna małpka.

Gailet osunęła się na krześle. Tym, co zaskoczyło ją najbardziej, była głębokość jej żalu. W tej chwili czuła się tak, jak gdyby wyrwało z niej serce.

Przez cały czas byliśmy pionkami — pomyślała. — Och, biedny Fiben!

To tłumaczyło, dlaczego nie przyprowadzono go z powrotem tego wieczoru, gdy uciekł z Sylvie. Albo następnego dnia, czy jeszcze następnego. A ona czuła się taka pewna, że „ucieczka” okaże się kolejnym testem na poprawność i inteligencję.

Najwyraźniej jednak tak nie było. Musiał ją zaaranżować jeden z pozostałych gubryjskich dowódców — albo obaj razem — być może celem osłabienia Suzerena Poprawności. Jaki mógł na to istnieć lepszy sposób, niż obrabowanie go z jednego z jego starannie wyselekcjonowanych szymskich „reprezentantów gatunku”. Nic można nawet było nikogo oskarżyć o tę kradzież, gdyż nigdy nie zostanie odnalezione żadne ciało.

Rzecz jasna, Gubru będą musieli przeprowadzić ceremonię. Było już zbyt późno, by odwołać zaproszenie. Każdy z trzech suzerenów mógł jednak teraz pragnąć odmiennego jej wyniku.

Fiben…

— I co, pani profesor? Od czego zaczynamy? Możesz teraz przystąpić do nauczania mnie, jak się powinien zachowywać białokartowiec?

Zamknęła oczy i potrząsnęła głową.

— Odejdź — odparła. — Proszę cię tylko, odejdź.

Padło jeszcze więcej słów, więcej sarkastycznych komentarzy. Gailet jednak osłoniła się przed nimi otępiającą zasłoną bólu. Udało jej się przynajmniej powstrzymać łzy, dopóki nie wyczuła, że Irongrip się oddala. Potem wtuliła się w miękki worek, jak gdyby były to ramiona jej matki i rozpłakała się.

75. Galaktowie

Pozostała dwójka tańczyła wokół piedestału, sapiąc i gruchając. Śpiewali razem w doskonałej harmonii.

— Zejdź na dół, zejdź na dół, — na dół, zejdź na dół! Zejdź ze swej grzędy. Połącz się, połącz się, — się z nami! Połącz się z nami w consensusie!